Drevos sapał coraz słabiej, mrugając nierytmicznie. Pot, który zlepił jego włosy na czole i twarzy, powodował, ze Bothanin nie mógł się do końca skupić. Jednak cały czas wymierzał w Alanis blaster, słuchając jej wyjaśnień. Drevos rzadko kiedy ufał komukolwiek, a zwłaszcza obcym osobom. Nieistotne, czy to była to kobieta, Jedi czy pięciolatek – po prostu tak go nauczyło życie.
Jednak musiał przyznać, ze historia łysej kobiety trzymała się sensu bardziej, aniżeli nie trzymała. Dodatkowo fakt obcięcia palca, które musiało nastąpić w sumie niedawno, oraz jej smutne oczy, które jednak błyszczały w ciemnej poświacie odpadu - musiał jej uwierzyć.
Jednak zanim cokolwiek odpowiedział, rozległ się rytmiczny, wysoki pisk. Sygnał był dość irytujący, lecz niegłośny, 3 sekundy dźwięku i dwie przerwy. Bothanin spoglądając w oczy Ortonównie, zjechał wzrokiem w dół. Coś na jej ręce rozbłyskało czerwonym światłem. Drevos, chociaż miał dobry wzrok, gdyż nieraz wychodził w teren po zmroku. A noc w Odpadzie była ciemniejsza, niż najgłębsze zakamarki Mustafaru.
Postać z blasterem nie mogła jednak widzieć, że czas, który odmierzał to, co zdawało się być nieuniknione, zmienił się z godziny na 59 minut.
Alanis umknęło, może poprzez strach, może poprzez mrok, iż palce wpierw wybawciela, a teraz oprawcy, majstrują gdzieś przy spuście.
- Wydajesz się mówić prawdę. Wydajesz się mieć – tu spojrzał i na jej palec i na jej nadgarstek – niejeden problem. Ale również wydaje się mojej intuicji, że kłamiesz. Ci szpiedzy Grubasa są coraz bardziej sprytni – dodał, jakby do siebie i nacisnął spust.
Alanis poczuła uszczypniecie na szyi. Obraz zaczął się lekko zamazywać, a jej koordynacja ruchowa i równowaga zostały zachwiane. Zrobiło się jej duszno, oblał ją pot, a ostatnie co zauważyła, to Drevosa, który mamrocząc coś niezrozumiałego dla jej otępiałego zmysłu słuchu, zbliżał się powoli do niej, wyciągając swoje wielkie łapy.
***
- Obudziłaś się – usłyszała Alanis. Choć jeszcze była oszołomiona, jak po wypiciu zbyt wielkiej ilości koreliańskeigo wina, mogła rozpoznać głos Drevosa. – Nie szarp się. Jeszcze kilka godzin może szczypać, a im bardziej się ruszysz, tym bardziej narażasz czip na rozwarstwienie i zetkniecie jego zawartości z krwią, co byłoby, rzecz jasna, śmiertelne dla ciebie, a tego nie chce Stary E <czytaj old I>. Musisz wiele wyjaśnić, kobieto. Wiemy z pewnych źródeł, które nawet docierają tutaj, że wysłał cię Polters. Zgadza się? I raczej nie kłam, bo tego osobnika nikt tu nie lubi, więc nikt nie będzie płakać, jak coś ci się stanie.
Jednak musiał przyznać, ze historia łysej kobiety trzymała się sensu bardziej, aniżeli nie trzymała. Dodatkowo fakt obcięcia palca, które musiało nastąpić w sumie niedawno, oraz jej smutne oczy, które jednak błyszczały w ciemnej poświacie odpadu - musiał jej uwierzyć.
Jednak zanim cokolwiek odpowiedział, rozległ się rytmiczny, wysoki pisk. Sygnał był dość irytujący, lecz niegłośny, 3 sekundy dźwięku i dwie przerwy. Bothanin spoglądając w oczy Ortonównie, zjechał wzrokiem w dół. Coś na jej ręce rozbłyskało czerwonym światłem. Drevos, chociaż miał dobry wzrok, gdyż nieraz wychodził w teren po zmroku. A noc w Odpadzie była ciemniejsza, niż najgłębsze zakamarki Mustafaru.
Postać z blasterem nie mogła jednak widzieć, że czas, który odmierzał to, co zdawało się być nieuniknione, zmienił się z godziny na 59 minut.
Alanis umknęło, może poprzez strach, może poprzez mrok, iż palce wpierw wybawciela, a teraz oprawcy, majstrują gdzieś przy spuście.
- Wydajesz się mówić prawdę. Wydajesz się mieć – tu spojrzał i na jej palec i na jej nadgarstek – niejeden problem. Ale również wydaje się mojej intuicji, że kłamiesz. Ci szpiedzy Grubasa są coraz bardziej sprytni – dodał, jakby do siebie i nacisnął spust.
Alanis poczuła uszczypniecie na szyi. Obraz zaczął się lekko zamazywać, a jej koordynacja ruchowa i równowaga zostały zachwiane. Zrobiło się jej duszno, oblał ją pot, a ostatnie co zauważyła, to Drevosa, który mamrocząc coś niezrozumiałego dla jej otępiałego zmysłu słuchu, zbliżał się powoli do niej, wyciągając swoje wielkie łapy.
***
- Obudziłaś się – usłyszała Alanis. Choć jeszcze była oszołomiona, jak po wypiciu zbyt wielkiej ilości koreliańskeigo wina, mogła rozpoznać głos Drevosa. – Nie szarp się. Jeszcze kilka godzin może szczypać, a im bardziej się ruszysz, tym bardziej narażasz czip na rozwarstwienie i zetkniecie jego zawartości z krwią, co byłoby, rzecz jasna, śmiertelne dla ciebie, a tego nie chce Stary E <czytaj old I>. Musisz wiele wyjaśnić, kobieto. Wiemy z pewnych źródeł, które nawet docierają tutaj, że wysłał cię Polters. Zgadza się? I raczej nie kłam, bo tego osobnika nikt tu nie lubi, więc nikt nie będzie płakać, jak coś ci się stanie.