przez Mistrz Gry » 29 Paź 2010, o 10:29
Kiedy Rewo udając pijanego wyciągnął blaster, ochroniarze już mieli naciskać spust. Nie płacą im za zbyteczne dywagacje, tylko za wykonywanie obowiązków.
A płacą im niemało.
Gdy tylko Stari schował broń i zaczął wskazywać palcem na trójkę ogromnych ludzi, ten, który stał najbliżej niego spojrzał na młodzieńca, uśmiechnął się i uderzył z całej siły w twarz.
Z warg Stari poleciała krew, a on sam upadł na ziemię na lewą rękę. Lonley podbiegł do niego, nachylił się i syknął:
- Mówiłem ci idioto, że tędy się nie da. - Wstał i tym razem odezwał się do ochroniarza, który uderzył Ripitto, siląc się na głupi uśmiech:
- Panowie wybaczą, ale mój kolega, jak sobie wypije, to myśli, że kredytami wszystko załatwi. A broń, którą ma nie zrobiłby panom krzywdy, to bardzo realistycznie wyglądająca atrapa - skłamał. – Już sobie idziemy, panowie.
Cała trójka wpatrywała się w Marka i na leżącego na ziemi Rewo, po czym jeden z nich powiedział:
- Wypierdalać. Mówiłem, nie ma przejścia. Ciesz się, ze nie strzeliłem, a mogłem. Mam dziś dobry humor.