W czasie strzelaniny Tresta zachował się tak, jak powinien - błyskawicznie sięgnął po broń i schował za najbliższą osłoną. Nie miał zielonego pojęcia o co właściwie chodzi i dlaczego tamta głupia krowa zaczęła do nich strzelać, gdy tylko pojawili się w drzwiach lokalu, ale nie miał zamiaru zginąć z tego powodu.
Tego trafienia w żaden sposób nie dało się uniknąć i nie było w nim najmniejszej winy Tresty. Z pozoru niegroźne blasterowe bolty Rekiego, wystrzelone na oślep zza jego osłony, zrykoszetowały i trafiły Renno w plecy, skąd żaden atak nie powinien nadejść. Był to najzwyczajniejszy i najbardziej wredny pech, jaki może człowieka w życiu spotkać, ale nie jego ofiara nie miała szans, by go uniknąć - mówią, że to zabłąkane strzały robią najwięcej zamieszania.
-Rooser? - głos MacLeoda, jaki Matt usłyszał w swojej słuchawce brzmiał raczej nerwowo. - Mam odczyty z waszych ciuchów i wszystko wskazuje na to, że ciśnienie Tresty gwałtownie leci na łeb na szyję, a akcja serca zwalnia. Mało tego, Alice mnie poinformowała, że w eterze roi się od rozmów policjantów wspominających coś o jakieś strzelaninie. Nie wiem jak bardzo jesteście w to zamieszani, ale zakładam, że będzie potrzebny szybki transport. Łap Trestę i mów gdzie mam cię odebrać...
PS. Najgłupszy z możliwych, ale dość skuteczny sposób na wyłączenie Tresty na chwilę z zadania. Ponieważ w przyszłym tygodniu ma go nie być, a to on dowodzi akcją, nie mogę go "przejąć", bo zbyt wiele ważnych decyzji po drodze. Trafi więc na pokład ambulatoryjny i "dojdzie do siebie" w momencie, gdy wróci z wakacji. Do tego czasu dowodzenie misją przejmuje Rooster. Aha, jeśli chcesz zwerbować "Panią Duch", to jest dobry moment, niemniej długie rozmowy zostawmy na czas, gdy będziecie na pokładzie "Zephyra".