przez Peter Covell » 4 Maj 2009, o 18:34
Daylana znała wielu mężczyzn, którzy nie mieli oporów przed uderzeniem kobiety, ale z reguły były to najgorsze męty z dolnego Coruscant, bądź wyjątkowo ważne osobistości z górnego miasta, które były tak zakochane w sobie i własnym ego, że przedstawicielki płci przeciwnej, a zwłaszcza rasy innej niż ludzka, traktowali jak szmaty i miejsce, gdzie można wsadzić własnego ptaszka. Kelan, nawet pomimo jego zachowania na Tatooine, dotychczas nie klasyfikował się do żadnej z tych kategorii, ale sposób, w jaki ją przed chwilą potraktował, pomijając fakt czy zrobiła dobrze czy nie, był najzwyczajniejszym w świecie upokorzeniem.
Daylana nienawidziła być upokarzaną.
Bez słowa odwróciła się od statku i pomaszerowała w stronę miasta, z trudem tłumiąc łzy wściekłości, upokorzenia i rozpaczy. Zdawała sobie sprawę z tego, że postąpiła źle, co było dość delikatnym słowem, gdy chodziło o bezsensowne zabójstwo człowieka, który w gruncie rzeczy nic jej nie zrobił, ale zupełnie nie rozumiała reakcji Kelana. Przecież wyszli z tego cało, więc o co chodzi? Chyba nie miał jakiś specjalnych wyrzutów sumienia, że byli powodem śmierci gości baru? Przecież zarabiał na życie niesieniem śmierci, więc jedna kilka osób w tą czy w tamtą nie powinno mu robić różnicy - nadal pozostawał mordercą. Twi'lekanka zupełnie nie znała, a więc i nie pojmowała, specyficznego, niepisanego "kodeksu" postępowania najlepszych Łowców Nagród, a jednocześnie uważała, że by zaistnieć w tej branży trzeba wykazać się wyjątkową obojętnością na śmierć i swego rodzaju brutalnością mówiącą "lepiej ze mną nie zadzieraj, bo zetrę cię niczym proch" - właśnie to chciała przekazać wszystkim obecnym w kantynie, gdy zabijała barmana. Poza tym, przecież wszyscy jej mówili, że Reef Faas spotka się z nią tylko, gdy zdobędzie odpowiednią renomę w mieście...
Pogrążona w rozmyślaniach wmaszerowała do miasta, które dosłownie huczało od plotek na temat wybuchu gazu w jednym z lokali na obrzeżach miasta. Niektórzy upierali się, że wcześniej słyszeli odgłosy strzałów i mniejszej eksplozji, ale na razie wśród zgliszczy nie znaleziono żadnych dowodów potwierdzających te słowa. Daylana podeszła do jednego z terminali informacyjnych, ale nie znalazła żadnej oficjalnej wzmianki o tej "tragedii" - Naboo to nie Coruscant, gdzie panuje swego rodzaju pogoń za nowością - tutaj ten temat zapewne będzie na ustach wszystkich przez następny tydzień, albo i dłużej, podczas gdy w stolicy mieszkańcy zainteresowaliby się nim najwyżej na dziesięć minut.
-Piszczek, możesz włamać się do tego systemu?
Zapytany droid wydał z siebie jedynie trwożne buczenie, a chwilę później na ekranie cyfronotesu Daylany wyświetliły się słowa w basicu.
MOJE OPROGRAMOWANIE POZWALA NA TO, ALE NIE WIEM DLACZEGO MIAŁBYM TO ROBIĆ.
-Chciałabym, byś dodał pewną informację do systemu. Skoro Reef Faas spotka się ze mną tylko wtedy, gdy sam będzie chciał, trzeba dać mu dobry powód ku temu.
JAK MA BRZMIEĆ TA INFORMACJA?
-Podłącz się, a ci podyktuję. Chcę, żeby znalazła się we wszystkich terminalach...
Pół godziny później Twi'lekanka popijała sok z jumy w eleganckiej kawiarence naprzeciwko terminala, do którego przed chwilą włamał się Piszczek. Tak jak się spodziewała, żądni sensacji mieszkańcy małego miasteczka na niezbyt ważnej planecie, błyskawicznie wychwycili umieszczoną przez nią informację i zaczęli między sobą "gadać". "Gadali" oczywiście o niczym innym, jak o tym, że pewna anonimowa Twi'lekanka przekazała dziennikarzom informację jakoby miała widzieć Gunganina, który wszedł do kantyny tylnym wyjściem z dziwnym pakunkiem na plecach. Gdy wyszedł kilka minut później nic nie niósł, więc kobieta uznała, że to zapewne jakiś dostawca. Właśnie miała odejść w kierunku domu, gdy lokal eksplodował. W tym momencie przypomniała sobie, że Gunganin, którego widziała jest znanym weteranem wojennym, lecz niestety nie zna jego nazwiska...
Zastanawiała się ilu na Naboo, a już tym bardziej w Selton, może być "znanych weteranów wojennych" i doszła do dość słusznego wniosku, że tylko jeden - Reef Faas. Nadchodzące wydarzenia mogły podążyć w dwóch kierunkach. Pierwszy - zdenerwowany Faas zechce odnaleźć osobę odpowiedzialną za zamieszczenie fałszywej i kalającej jego imię notatki w holonecie. Wtedy Daylana urządzi podobne przedstawienie, a następnie puści w obieg informację, że i tym razem był tam obecny pewien Gunganin. Tym razem jednak w pliku zamieści zakodowaną informację o miejscu spotkania - była pewna, że jej cel zrobi wszystko, by dowiedzieć się kto wydał mu prywatną wojnę i połknie haczyk, a wtedy jej zostanie jedynie zastawienie pułapki i zakończenie zadania w pięknym stylu. Druga była nieco trudniejsza dla pomyślnego finału - mogło zdarzyć się tak, że policja na poważnie weźmie te pogłoski i zechce aresztować Faasa. Funkcjonariusze na pewno zatrzymają go celem przesłuchania, a gdy ten przedstawi im swoje alibi i jasnym się stanie, że nie jest odpowiedzialny za ataki - zostanie wypuszczony na wolność. Tym samym Twi'lekanka będzie wiedziała gdzie go szukać, zaczai się i zabije go. Kto wie, być może przed samym posterunkiem policji? To na pewno byłoby efektowne...
Tak czy inaczej będzie musiał docenić jej przebiegłość i sposób, w jaki wszystko zaplanowała...
Podniesiona na duchu udała się w drogę powrotną na statek...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"