przez Kelan Navarr » 14 Cze 2009, o 01:40
Kelan, siedzący w cieniu jednego z drzew natychmiast dostrzegł zmiany w przepływie wody w znajdującej się nieopodal fontannie. Szybkim krokiem zbliżył się do upatrzonego wcześniej wejścia do kanałów ukrytego w jednej z bocznych, lecz mimo to wyjątkowo czystych uliczek. Strzał z blastera załatwił sprawę zamka. Mężczyzna uniósł pokrywę włazu i zajrzał w ciemną czeluść, przez którą jeszcze przed momentem przetaczały się hektolitry wody. Większość tego typu zejść zaopatrzona była po prostu w płyty, które zsuwały się w dół zwożąc ekipy naprawcze na specjalne platformy. Tutaj ze względu na marginalne znaczenie włazu była to po prostu drabinka prowadząca do głównej rury. Kelan zszedł szybko na dno ociekającej wodą ciemności i sprawdziwszy swą pozycję z holonotesem, ruszył biegiem w jedną stronę rury, której średnica wynosiła niewiele ponad dwa metry. Z ciemności rozjaśnianej jedynie światłem małej latarki będącej jedną z funkcji tytanowej bransolety noszonej przez Kelana na przegubie lewej ręki, wyłaniały się coraz kolejne rozgałęzienia, różniące się od siebie średnicami i kątami nachylenia. Łowca ponownie zerknął na trójwymiarowy plan miasta. Znajdował się prawie idealnie pod celem. W prawo zgodnie z wizualizacją odbiegała zakręcając nieco w górę, średnich rozmiarów rura, w której dorosły mężczyzna musiał poruszać się mocno skulony. Bez zastanowienia zagłębił się w nią. Ślizgając się na mokrej, pokrytej charakterystycznym osadem metalowej powierzchni dotarł w końcu do wcześniej zaznaczonego przez siebie na mapie punktu. Wyjął zza paska miecz świetpny, który niedawno został naprawiony i błagając w duchu by nie okazało się, że naprawa była sprawą krótkotrwałą przesunął włącznik. Wąska gardziel rury rozbłysła srebrzystym światłem.
- Niech to zadziała - mruknął do siebie i wbił świetliste ostrze w sklepienie wykonując nik kolistu ruch, tak że nakreślił prawie idealny okrąg. Oddzielona część nie zsunęła się ani o milimetr - Psia mać! Zlatuj!
Nie widząc lepszego sposobu wykonał operację jeszcze raz i dla poparcia jej, z całej siły kopnął w środek okręgu. Kawał metalowej rury spadł do jej wnętrza z hukiem, który poniósł się po całym systemie opróżnionej z wody kanalizacji. Kelan schował miecz za pasek i podciągnął się do pomieszczenia, znajdującego się nad nim. Rura biegnąca pod jednym ze skrzydeł budynku znajdowała się tam już zanim rozpoczęto budowę i znajdowała się idealnie pod piwnicą rezydencji, zaledwie półtorej stopy pod kamienną posadzką. Z blasterem w jednej dłoni, a cienkim metalowym przedmiotem wydobytym z bransolety w drugiej, łowca ruszył w kierunku schodów prowadzących do głównej części domostwa. Jak słusznie zakładał - wszyscy strażnicy znajdowali się na zewnątrz budynku, nie chcąc zakłócać prywatności jego mieszkańca. Dom był urządzony bogato, ale bez przesadnego przepychu. Widać było, że właściciel nie boi się wydawać pieniędzy, lecz wydaje je na rzeczy naprawdę tego warte. Z piętra dobiegały odgłosy wyraźnie wskazujące na czyjąś obecność. Łowca bezszelestnie wszedł schodami i zaczaił się pod drzwiami za którymi słychać było odgłosy rozmowy, z czego jedem był charakterystycznie zniekształcony przez wyświetlacz holograficzny. Gdy rozmowa dobiegła końca Kelan cicho uchylił drewniane drzwi prowadzące do gabinetu celu. Sam cel siedział do niego tyłem, zwrócony twarzą w stronę okna. Łokcie oparł o oparcia fotela splatając dłonie na wysokości szyi. Nie miał prawa usłyszeć kroków zbliżającego się do niego mężczyzny, który w jednej ręce dzierżył metalową fiolkę z zielonkawym płynem, zakończoną cienką igłą. Kelan błyskawicznym ruchem wbił igłę w szyję celu, a drugą dłonią zakrył mu usta. Gdy pozbył się ampułki wolną ręką sięgnął do kieszeni i wyciągnął małą karteczkę, którą podstawił pod oczy siwemu mężczyźnie, który powoli nieruchomiał.
- Nic osobistego - szepnął mu do ucha Kelan i włożył kartkę do wewnętrznej strony jego szaty
Przy oknie w gabinecie położył jeszcze najpierw miniaturowy ładunek wybuchowy, którego zdetonowanie mogło co najwyżej pozbawić pomieszczenie szyby i gdy mężczyzna znieruchomiał całkowicie, Kelan ostrożnie skierował się na powrót do piwnicy. Z trudem włożył na swoje miejsce wycięty fragment rury, oraz kamiennej posadzki i używając miecze opalił krawędzie, by całość trzymała się jakoś i nie przepuszczała wody. Po wykonaniu tej żmudnej pracy, wcisnął przycisk detonatora i ile sił w nogach ruszył ku włazowi.
***
Gdy mokry wspiął się na powierzchnię, Foreman czekał już nieopodal miejsca w którym się spotkali. Z terenu domostwa dobiegały krzyki, a strażnicy skrupulatnie przeczesywali teren. W oddali dał się słyszeć sygnał policyjnych statków mknących nad ulicami Theed w kierunku dzielnicy biznesowej jak zwany był obszar na którym właśnie znajdowali się Kelan i Jack.
- Daj Deckardowi znać, że zadanie wykonane - zarządał Kelan - za godzinę w porcie loniczym chcę zobaczyć Daylanę. Jeśli jej nie będzie, lub jeśli nie podał jej odtrutki, ty zginiesz.
Błyskawicznym ruchem wyrwał Foremanowi blaster z kabury i mierząc do niego mruknął
- A teraz wynośmy się stąd, bo zaraz zaroi się tu od gliniarzy
wiem, że mogło być bardziej rozbudowane, ale musze wstawac o 5 rano wiec juz nie mialem sily pisac wiecej