Daylana zupełnie nie spodziewała się takiej opowieści. Jeśli miała być ze sobą szczera, spodziewała się, że Kelan zdradził swoich towarzyszy broni, bo sprzyjał rebelii, bądź, co bardziej prawdopodobne, dla pieniędzy. Nie spodziewała się, że ten, teraz na ogół chłodny i zamknięty w sobie człowiek, mógł kiedyś kochać kobietę do tego stopnia, że zabił dla niej swoich przyjaciół, towarzyszy, którzy mu ufali, a którzy przecież nie mieli zielonego pojęcia, że ukochana Navarra była... On pewnie sam tego nie wiedział, a gdyby złapali jakąkolwiek inną kobietę i to z nią zrobili, udawałby, że nic nie widział, nic nie słyszał.
Czasem jednak ból jest silniejszy niż rozsądek.
-Tak mi przykro. - wyszeptała - To musiało być dla ciebie straszne, wejść tam i zobaczyć co oni... - umilkła widząc pełen bólu wyraz twarzy Kelana - Przepraszam, nie będziemy już do tego wracać, ale gdybyś czasem chciał z kimś porozmawiać... - zdała sobie sprawę, że zaczyna gadać banały, więc postanowiła zmienić temat uznając, że tak najlepiej pomoże Navarrowi - Wracajmy do hotelu...
*****
Piszczek unosił się wokół Daylany popiskując cicho i wesoło mrugając światełkami. Twi'lekanka coraz częściej miała wrażenie, że droid jest bardziej "ludzki" i dysponuje większą paletą uczuć niż niejeden człowiek czy jakakolwiek inna żywa istota. Spojrzała na ekran cyfronotesu, gdzie wyświetliły się jego słowa.
-Tak, już ci mówiłam, że nic mi nie jest. - przewróciła oczami - Poleć sprawdzić co u Kelana.
Droid zapiszczał nieco oburzony faktem, że się go spławia, ale grzecznie pofrunął wypełnić polecenie. Uwagę Daylany przykuł komunikat płynący ze stacji informacyjnej holonetu. Mówili o senatorze z Naboo, kanclerzu... Daylana uśmiechnęła się pod nosem - od dłuższego czasu nie trąbili o niczym innym. Rozejrzała się po sypialni i stwierdziła, że już posprzątała bałagan, jaki powstał w czasie napaści Deckarda, więc poszła do pomieszczenia zajmowanego przez Kelana.
-W wiadomościach cały czas o kanclerzu i "twoim" senatorze. - powiedziała - Nie wiem czy Naboo jest bezpiecznym miejscem. Oboje dobrze wiemy, że nie wywlekli żadnej grupy morderców, bo jej nie było. Prawdopodobnie niedługą jaśnie senator zacznie szukać prawdziwego Łowcę, który postanowił go nie zabijać: tylko po to, żeby nie było świadka...