przez Peter Covell » 4 Gru 2008, o 18:37
Yves odwróciła się i zamarła w bezruchu. Kiedy wchodziła do pokoju z porwanymi nie zwróciła uwagi na stojącego za drzwiami droida obronnego, który teraz wpatrywał się w nią swoimi fotoreceptorami. Już po mnie, pomyślała, ale po chwili zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak.
Ostrożnie podeszła bliżej robota i ze zdziwieniem stwierdziła, że ten w żaden sposób nie zareagował. Obrócił tylko nieznacznie głową, ale trzymany przez niego karabin blasterowy ani drgnął.
-On nie działa, - powiedziała cicho Revanche - ale one o tym nie wiedziały. - wskazała głową na Natayę i Jessę Lowland
-No tak... - mruknęła Yves kiwając z niedowierzaniem głową.
Pomysł nie był nawet taki głupi, na jaki wyglądał - droid był na tyle sprawny, aby stać, trzymać karabin i wodzić receptorami za każdym, kto przechodził obok. Jako straszak całkowicie wystarczył, aby powstrzymać porwane przed wdrażaniem w życie pomysłów ucieczki.
Kilka godzin później...
Mężczyzna znany im z nazwiska Soylon w rzeczywistości okazał się współpracownikiem planetarnej policji, której przedstawiciele wyglądali na mocno zdezorientowanych, gdy dowiedzieli się, że w ich mieście doszło do porwania, jeszcze bardziej zdziwił ich fakt, że sprawę tą rozwiązała zbieranina najemników z innej planety. Wykazali tyle rozsądku, aby nie sprawiać żadnych problemów czwórce "oswobodzicieli", jak nazywał ich, zalewający się łzami, pan Gaitale Lowland. Yves z pewnym niesmakiem stwierdziła, że jego żona rozkleja się zdecydowanie mniej niż on.
Doprawdy, świat zwariował...
Policja planetarna pod koniec wyjaśnień, jakie złożyli Yves, Harvos, Liam oraz Alex, zaznaczyła, iż cała sprawa niestety musi zostać pochowana przed światłem dziennym i nikt nie może im oficjalnie podziękować.
Yves nie mogła sobie przypomnieć, aby oprócz Lowlandów, ktokolwiek im podziękował, choćby nieoficjalnie...
Tak czy inaczej doprowadzili do szczęśliwego końca sprawę porwania Jessy oraz Natayi Lowland, a winni zostali postawieni przed wymiarem sprawiedliwości.
Zbliżał się wieczór i promienie słoneczne barwiły horyzont na pomarańczowo, a drzewa rzucały długie cienie. Powietrze było wilgotne, ale rześkie, pachniało miejscowymi ziołami. Soylon postanowił, że odprowadzi ich do statku, za miasto.
-Wykonaliście kawał dobrej roboty. - powiedział, kiedy stanęli przed trapem - W pełni zasłużyliście sobie na te pieniądze, - podał im płytki kredytowe, każdą opiewającą na 1/4 nagrody za uratowanie porwanych - a także na wdzięczność Lowlandów i mój szacunek. Jeśli kiedyś będziecie potrzebowali pomocy w Theed to śmiało możecie się do mnie zgłosić. - uśmiechnął się - Teraz jednak już chyba czas na mnie...
Yves spoglądała za odchodzącym Soylonem. Wykonanie tego zadania, oprócz sporej ilości kredytów, dawało jej sporą satysfakcję ze szczęścia, jakie mogła podarować rodzinie Lowlandów. Co prawda żałowała, że nie udało im się do końca wyjaśnić morderstwa Silasa, ale uznała, iż to nie jej problem. Niech tym zajmuje się policja. Z łagodnym uśmiechem na twarzy spojrzała na swoich towarzyszy.
-To były pracowite dni. - powiedziała - Myślę, że należy nam się odpoczynek... Liam, dokąd teraz lecisz? Może moglibyśmy zabrać się z tobą?
Ostateczna aktualizacja Cyfronotesu Yves;)
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"