przez Kelan Navarr » 5 Gru 2009, o 11:00
przez Peter Covell » 5 Gru 2009, o 18:46
przez David Turoug » 5 Gru 2009, o 18:55
przez Luk Seven » 6 Gru 2009, o 18:42
przez Kelan Navarr » 7 Gru 2009, o 08:33
przez David Turoug » 7 Gru 2009, o 15:45
przez Kelan Navarr » 7 Gru 2009, o 16:36
przez Dagos Bardok » 7 Gru 2009, o 16:45
Sato czuł, że stanie się coś niedobrego. Coś niespodziewanego. Szturmowcy są za głupi żeby nas czymś zaskoczyć. Liczą się jednostki. Wybitne jednostki. To jedyne co może nas zaskoczyć. Małe wkurwione geniusze zamknięte w swoich małych białych hełmach, którzy nie wiedzą co tu robią ale wolą odstrzelić czyjąś dupę niż stracić własną.
Sato wziął lornetkę, włączył tryb szukania istot żywych i rozejrzał się dookoła. Wiedział, że na obecne czasy większość pancerzy tłumi ten tryb ale na wszelki wypadek wolał sprawdzić czy aby nie kolejny snajper próbował zrobić z tych idiotów, martwych idiotów. Było czysto. No może prócz małej czerwonej kropeczki, która właśnie wylądowała na jego ramieniu. Jaspara wryło w ziemię. Dał się złapać. On. Jak mógł być takim głupcem. To przecież jasne, że jak wystawisz się jak banthy na żarcie to zaraz Cię zauważą. To były sekundy. Mała czerwona kropka przesunęła się wzdłuż jego ramienia i powróciła z powrotem na środek tłowia. Wiedział, że nie może się ruszyć.
Gdyby celujący w niego zauważył, że ten go przejrzał zaraz wystrzeliłby małą czerwoną przecinającą wiązką , która rozwaliłaby jego flaki na najbliższym mu otoczeniu. Ma szczęście, że celujący do niego szturmowiec dopiero teraz ustawiał przyrządy. Ktoś musi go gwałtownie odepchnąć, albo zastrzelić atakującego.
Tylko któż zauważy małą chodzącą bo ciele Jaspara czerwoną kropeczkę...
Peter nie miał zielonego pojęcia o sytuacji, w jakiej znalazł się Jaspar Sato. Szczerze mówiąc to nawet nie wiedział kim on jest. Mimo to, gdy blasterowa wiązka, wystrzelona przez imperialnego snajpera, przemknęła zaledwie sześćdziesiąt centymetrów od Covella, ten zupełnie machinalnie odbił ją za pomocą miecza świetlnego.
Jaspar Sato został uratowany.
I nawet nie wiedział jak i przez kogo.
Wiązka zjonizowanej energii, która miała trafić republikańskiego żołnierza pomknęła z powrotem w kierunku nadawcy, przedarła się przez lunetę karabinu snajperskiego, hełm i trafiła szturmowca w oko zabijając go na miejscu.
przez David Turoug » 7 Gru 2009, o 17:06
Darth Huntress po raz kolejny sięgnęła po błyskawicę Mocy. Turoug z trudem przyjął pojedyncze wyładowanie na niebieską klingę, swego miecza świetlnego. Gdy jego przeciwniczka szykowała się do ataku, całym budynkiem wstrząsnął silny wybuch. Na moment dwoje walczących ludzi, straciło równowagę. Gdy nastała cisza, odezwał się David:
- Wydaje mi się, że twoi sprzymierzeńcy klony-sith, nie stanowią przeszkody dla mych kompanów.
- Marna to dla ciebie pociecha... I tak ani ty, ani żaden inny Jedi nie wyjdzie z tej fabryki żywy - odparła uczennica Lorda Annihiousa.
Po krótkiej wymianie zdań walka rozgorzała na nowo. Silny uderzenia Angie spowodowały wolne cofanie się Dave'a w stronę ściany. Jedno z uderzeń było tak potężne, że szkarłatna klinga Wojowniczki Sith, ześlizgnęła się z miecza Jedi, raniąc go w prawe przedramię.
Uczeń Hadyyka i Bardoka syknął z bólu.
- Sam wybrałeś powolną śmierć, głupcze... A oferowałam ci potęgę Ciemnej Strony Mocy. Teraz jest już za późno! - rzekła pewna siebie Darth Huntress, zadając cios z góry. Rycerz Jedi zablokował uderzenie, a sekundę później wykonał salto, a gdy wylądował od razu zrobił przewrót w przód, w kierunku prawej nogi Sitha, która została trafiona przez niebieskie ostrze. Wojowniczka, chciała od razu zrewanżować się Turougowi, lecz ten sparował jej miecz, a sam pchnął rywalkę na wysokości korpusu. Twarz wychowanki Darth Annihiousa, przybrała wyraz zdziwienia i zarazem bólu.
- Przykro mi Angie... - powiedział smutno David, wyjmując klingę z jej ciała - Gdybym wiedział, że tak skończy się ta historia, nigdy nie zabrałbym cię z Nar Shaddaa
Przed oczyma Dale zaczęły przelatywać obrazki z jej, niezbyt długiego życia. Były to jednak pozytywne obrazy. Powoli osunęła się na podłogę.
- Wybacz Dave... - rzekła cichym tonem, po czym wyzionęła ducha.
przez Luk Seven » 8 Gru 2009, o 17:48
Wahadłowiec wyleciał z hangaru Niszczyciela, rozkładając skrzydła, które utworzyły jego charakterystyczną sylwetkę w postaci odwrócenego Y. Po około 20 minutach dolecili do głównej bazy Imperium na Bastionie.
Transportowiec z gracją wylądował pomiędzy innymi wahadłowcami tej klasy, na betonowej płycie stanowiska A20. Kiedy otworzyła się rampa promu, do jego środka wpadło chłodne i rześkie powietrze z pobliskego lasu iglastego schłodzonego późnym już wieczorem. Niebo było bezchmurne oraz granatowe, przez co było na nim widać tysiące gwiazd, a od strony gdzie zaszło słońce unosiła się jeszcze nad lasem pomarańczowa łuna światła. Ale nie było niestety czasu, by móc się zachwycać tą jakby się mogło wydawać spokojną chwilą. Kiedy Seven opuścił rampę promu którym przyleciał, szedł już w jego kierunku Admirał Dakarus Ardross wraz z dwoma szturmowcami. Admirał ten od czasów skończenia przez Sevena Akademi jest jego głównym przełożonym i obaj przez tyle lat służby zdąrzyli się już bardzo dobrze poznać. Kapitan Luk Seven podszedł do niego rozglądając się na boki, gdzie widział m.in. maszerujących szturmowców i oficerów, którzy poruszali się pomiędzy budynkami po dobrze oświetlonym oraz wybetonowanym terenie. Zwrócił również uwagę na skrzynie i kontenery które można by się było wydawać, leżą w nieładzie porozrzucane po całym terenie bazy, oraz na bardzo jasno oświetlone wnętrze jednego z hangarów, który miał otwarte do połowy wrota w odległości około 200metrów od miejsca lądowania promu kapitana Sevena. To co przykuło jego uwagę, to cztery myśliwce w środku, przy których pracowało kilku techników, a na znak podany ręka przez jednego z nich wszystkie nagle znikneły.
- Witaj na Bastionie Luk - powiedział, uśmiechając się starszy już Admirał ubrany w biały mundur wojskowy, charakterystyczny dla tego stopnia. Kapitan znów skupił się wtedy na Admirale, wyciągając w jego stronę prawą dłoń. Kiedy Dakarus z Lukiem podali już sobie ręce na przywitanie, Admirał zwrócił się do kompana kapitana wyciągając w jego stronę dłoń z chęcią przywitania się.
- Witaj na Bastionie, jestem Admirał Dakarus Ardross i dowodzę wojskami Imperium w tym sektorze...
**************
Jack ,w czasie gdy Luk witał się z admirałem, stanął na baczność i zasalutował. Gdy Dakarus wyciągnął do niego rękę zajął pozycję na spocznij oddał uścisk dłoni:
- To zaszczyt pana poznać poznać, sir. Jestem Jack Foreman - starszy sierżant Korpusu Piechoty Szturmowej i... kapitan wywiadu imperialnego. - "Ciekawe jak na to zareaguje Luk" - pomyślał Foreman - "Przecież nie wiedział, że mamy mniej więcej te same stopnie, nawet jeśli nie oficjalnie..."
przez Kelan Navarr » 18 Gru 2009, o 14:27
przez Dagos Bardok » 18 Gru 2009, o 14:47
przez David Turoug » 18 Gru 2009, o 18:38
przez Oto'reekh » 18 Gru 2009, o 23:31
przez Harvos » 19 Gru 2009, o 01:17
przez Peter Covell » 19 Gru 2009, o 11:38
przez Kelan Navarr » 19 Gru 2009, o 13:00
przez Peter Covell » 20 Gru 2009, o 12:20