- Proszę wezwać na mostek głównego bosmana by przy pomocy szefa mechaników przejął dowodzenie nad statkiem - powiedział Marsalis do wachtowego - Proszę mnie również informować gdyby zaszły jakieś niepokojące okoliczności, choć uważam że takie nie powinny tutaj wystąpić.
Po wyjściu z mostka, Carl udał się pośpiesznym krokiem w kierunku wind by następnie dostać się do hangaru. Tam czekał już na niego specjalnie przygotowany wahadłowiec, na którego pokładzie dostał się na powierzchnię planety. W trackie lotu wymienił mundur na świeży, choć było trzeba przyznać Marsalisowi, że nawet po pełnej wachcie jego mundur wyglądał nienagannie.
Powierzchnia Bastionu przywitała młodego porucznika ciepłą nocą, która zadziała kojąco na lekko zaburzony spokój ducha oficera. Dostanie się o tak późnej godzinie z portu do siedziby Admirała był nie lada wyzwaniem, lecz Carl poradził sobie z nim wykorzystując swój stopień by zostać podwiezionym przez autobus magnetyczny akademii floty.
Po dotarciu przed drzwi gabinetu Ardrossa, Carl mimowolnie poprawił swój mundur, po czym zapukał w nie. Z środka dało się usłyszeć lakoniczne "Wejść!", więc Marsalis nie tracąc zbędnie czasu wmaszerował do środka, po czym oddał idealny salut i zajął pozycję na baczność
- Porucznik Carl Marsalis melduje się na rozkaz, sir - stwierdził Chiss profesjonalnym i wolnym od tremy, która często się udziela młodszym oficerom w towarzystwie starszych stopniem, tonem głosu, wbijając przy tym wzrok na dziesięć centymetrów nad głową admirała. Sposób meldunku jaki pokazał Marsalis mógłby bez przeszkód służyć jako materiał szkoleniowy dla kadetów floty...