Kevin Byrne uważnie wsłuchiwał się w "przemowę" senatora, a w odpowiednich momentach mądrze kiwał głową, chrząkał gniewnie (zwłaszcza po tym, jak Gilad wymienił planetę Duro) lub potakiwał. Musiał przyznać, że polityk ma w sercu prawdziwy ogień i bardzo mu to odpowiadało - właśnie taką osobę miał znaleźć.
-Rzeczywiście, nie przyszedłem jedynie zadeklarować mojego "biernego" poparcia - powiedział wiedząc, że od tego jak zrozumie go rozmówca zależy to, czy uda im się dojść do porozumienia. - Widzi pan, mam pewne... hmmm... możliwości, które moglibyśmy wykorzystać w naszej sprawie. Na Coruscant działa grupa ludzi zdeterminowanych na tyle, by działać... by użyć środków "nadzwyczajnych", a które to środki mogłyby się przyczynić do ograniczenia działalności pewnych elementów stojących na drodze Alaskanu do uzyskania należnej mu uwagi...
Byrne zakończył swoją wypowiedź wiedząc, że wdawanie się w szczegóły na tym etapie nie ma sensu. Jeśli senator, chociaż mgliście, zrozumie co miał na myśli to w ciągu kilku sekund Kevin będzie wiedział czy Ferguson będzie chciał rozpocząć współpracę czy nie...
******
-Nubile Viper obecnie rozmawia z jakimiś mężczyznami przy barze, ale postaram się ją przekonać, że pan ma więcej do zaoferowania - powiedziała kelnerka obdarzając Aviena jeszcze większym uśmiechem niż na początku. - Zaraz przyniosę drinki...
Dziewczyna zakręciła się w miejscu i, kręcąc biodrami, odmaszerowała w stronę baru, gdzie siedziała Nubile Viper w towarzystwie dwóch młodzieńców. Jeden rzut oka wystarczył, by stwierdzić, że to "synalkowie prominentów", którym udało się wyrwać spod czujnego oka rodziców dbających o wykształcenie swoich pociech w najlepszych, do tego koniecznie prywatnych, szkołach. Nie trzeba też było geniusza, by stwierdzić, że chcieliby spróbować seksu, ale nie bardzo wiedzą jak się za to zabrać - nawiązanie beznamiętnej wymiany zdań z prostytutką było chyba szczytem ich możliwości.
Kelnerka podeszła do Nubile Viper, szepnęła jej coś na ucho, zaś do chłopaków zrobiła minę mówiącą "mieliście swoją szansę, a teraz spadajcie napić się mleczka i do łóżek. Sami!". Prostytutka spojrzała w kierunku wskazanym przez drugą dziewczynę i spostrzegła Aviena, którego ciemne okulary wydały jej się co najmniej idiotyczne w tym ciemnym pomieszczeniu. Wstając poklepała jednego z młodzieńców po kolanie, poprawiła krótką kieckę i ruszyła w kierunku Matiiasa.
-Chciałeś ze mną rozmawiać, złotko? - zapytała siadając na krawędzi stolika tak, by jej nogi, założone jedna na drugą, znalazły się odpowiednio blisko oczu mężczyzny.
******
Choć miał za sobą dopiero dwie walki stoczone wiele lat świetlnych od Coruscant, a jedna z nich w dodatku nie skończyła się po jego myśli, zdołał przykuć uwagę pewnego mężczyzny, który obserwował jego poczynania na arenie stacji "Zordo's Haven". To, że teraz spotkał go w "Beebleberry" było całkowitym przypadkiem.
Albo wolą bogów. Mocy. Losu... Czy czego tam jeszcze można chcieć.
Szeroki w ramionach, wąski w biodrach, niespecjalnie wysoki, ale jednocześnie nie należący do niskich, gładko ogolona twarz z blizną na szyi i stalowoszare oczy. Tak w skrócie można było opisać mężczyznę, który podszedł do Tresty i usiadł na sąsiednim krzesełku, przed chwilą zwolnionym przez dwóch młodych chłopaków, którzy wciąż wyglądali na odurzonych bliskim kontaktem z jedną z najseksowniejszych kobiet w klubie.
-Pikinier - powiedział, lecz nie wyciągnął ręki na powitanie. - Nie wiem gdzie uczyłeś się walczyć, ale dobrze ci to idzie. Szkoda, że na arenie nie można dobrze na tym zarobić. Nie wolałbyś przypadkiem lepiej płatnej pracy? - zapytał wprost, nie miał czasu na owijanie w bawełnę.