-Tresta, tutaj.
Głos dochodził zza ukrytego w cieniu filaru, więc łowca nagród jedynie obrócił się w kierunku jego źródła, ale nie ruszył się nawet o krok. Tylko amator w tej sytuacji ładowałby się pod potencjalną lufę blastera. Po kilku sekundach ciszy, z wyraźnym westchnieniem niezadowolenia, z mroku wychynął "Bliznowaty", który zatrudnił Trestę w nocnym klubie "Beebleberry" na Coruscant.
-To ja, możesz być spokojny - powiedział unosząc ręce tak, by były widoczne. - Chodź za mną, chcę ci coś pokazać.
Mężczyzna nie czekał na odpowiedź łowcy nagród. Opuściwszy ręce wzdłuż ciała, trzymając jednocześnie prawą dłoń niebezpiecznie blisko kieszeni płaszcza, znów zanurkował w cieniu. Tresta podążał śladem swojego przewodnika mijając po drodze najróżniejsze statki dokujące na stacji Zordo's Haven. Większość z nich stanowiły lekkie frachtowce służące najczęściej przemytnikom, lecz nie brakowało także silnie uzbrojonych jednostek należących do łowców nagród i najemników odwiedzających najpewniej siedzibę Międzyświatowej Organizacji Najemników lub Gildii Łowców Nagród prowadzonej przez hutta Zordo. Kiedy zeszli dwa poziomy niżej, "Bliznowaty" poprowadził Renno Trestę do drzwi prywatnego lądowiska.
-Wynajęliśmy je na czas nieokreślony, ale po rozpoczęciu misji raczej nie będziesz miał wiele czasu, żeby sobie siedzieć u grubego Zorda - poinformował wpisując na klawiaturze terminala hasło dostępu.
Pomieszczenie skrywał mrok, który rozświetlał jedynie błękitny blask dochodzący z zewnątrz, lecz ponieważ ta strona stacji nie była zwrócona do słońca, światło było tak nikłe, że rozpoznawalne były jedynie kontury. "Bliznowaty", mrucząc coś pod nosem, podszedł do konsoli w ścianie, trafiając za pierwszym razem zapewne jedynie czerwonej, mrugającej kontrolce. Chwilę później w hangarze włączyły się światła.
Statek miał nieco ponad trzydzieści metrów
długości, a jego kadłub składał się z trzech części połączonych ze sobą wspólną częścią, gdzie znajdował się też kokpit, którego iluminatory zakryte metalowymi osłonami. Na końcu środkowej części, najbardziej masywnej i najdłuższej, zamontowane było sporych rozmiarów podwójne działo laserowe, na pierwszy rzut oka zdolne do zestrzelenia, chronionego tarczami, X-Winga zaledwie kilkoma strzałami. Z tyłu umieszczona była mniejsza wieżyczka - bardziej do utrudnienia celowania ścigającym statek nieprzyjaciołom niż rzeczywistego im zagrożenia. Poza tym wprawne oko mogło dostrzec zamaskowane uzbrojenie: dwie wyrzutnie torped protonowych i trzy wysuwane gniazda wieżyczek laserowych.
Z tyłu każdej z trzech części kadłuba statku umieszczono dysze silników, których rozmiary wskazywały na możliwość osiągania naprawdę zadziwiającej prędkości, lecz jednocześnie olbrzymie zużycie paliwa. Tresta nie mógł dostrzec żadnego generatora osłon, ale wcale to nie znaczyło, że ich tam nie ma. W rzeczywistości były dwa: jeden główny zdolny utrzymać bariery energetyczne nawet w czasie ciężkiego ostrzału - oczywiście w starciu z imperialnym niszczycielem osłony padłyby w ciągu kilku sekund - oraz zapasowy, którego moc pozwalała jedynie na utrzymanie osłon przez czas niezbędny do natychmiastowej ucieczki.
-Nosi nazwę "Zephyr" i jest własnością mojej organizacji - powiedział "Bliznowaty". - Uzbrojenie może być obsługiwane zarówno przez załogę, jak i komputer statku. Kajuty pomieszczą nawet dwanaście osób, choć nie można liczyć na szczególne wygody. Najważniejsza informacja: nie jest twój i nigdy nie będzie. My ci go jedynie pożyczamy na czas trwania misji i mamy nadzieję, że będziesz o niego dbał, Tresta. Przyda ci się, gdy będziesz zbierał drużynę po całej galaktyce... Mój pracodawca przygotował dla ciebie listę potencjalnych kandydatów, ludzi i obcych, którzy najlepiej nadają się do tej roboty. Pilota już ci załatwiliśmy, nazywa się Peter Macleod i jest naprawdę jednym z najlepszych w tym fachu. Zanim pokażę ci go przedstawię i pokażę pokład "Zephyra", masz zdać mi raport dotyczący twoich aktualnych postępów. Czekam zatem...