przez Gyar-Than Hadyyk » 26 Gru 2008, o 17:19
Gyar-Than Hadyyk poczuł na sobie wzrok Davida. Wstał od stołu, rzucając mu ukradkiem spojrzenie 'tylko za mną nie idź', i ruszył pozornie naturalnym, spokojnym krokiem w kierunku drzwi wyjściowych. Gdyby jednak na jego stopy patrzył profesjonalista, z pewnością zauważyłby, że Mistrz Jedi uważnie stawia kroki. Ciężar ciała, umiejętnie przenoszony z lewej na prawą nogę, i na odwrót, pozwalał mu na natychmiastową reakcję w obliczu zagrożenia. Z każdym następnym krokiem Hadyyk coraz wyraźniej czuł obecność wroga. Zagłębił się w Moc, starając się odszukać drania, nim drań odszuka go pierwszy.
Widok, który mu się nasunął, nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Tuż obok drzwi, w pozycji umożliwiającej błyskawiczny zdradziecki atak, czaiła się zakapturzona postać w czarnym płaszczu, dzierżąca miecz świetlny.
Hadyyk położył lewą dłoń na zimnej stali rękojeści jego niezawodnej broni, przymocowanej do pasa. Nie przejmował się już tym, że ktoś mógłby to zauważyć. Informacje, których potrzebował, mógł przecież zdobyć od zabójcy, który czaił się teraz obok drzwi knajpy...
- Przejście! - krzyknął lodowatym, nie znoszącym sprzeciwu tonem Mistrz Jedi, zmierzając w kierunku drzwi. Pod wpływem tego przerażającego niemal głosu, koło wyjścia natychmiast zrobiło się dużo wolnego miejsca. Hadyyk wolał, by nikt nie ucierpiał w starciu, które za chwilę tylko się zacznie...
Mistrz Jedi dobył miecza świetlnego, trzymając go w lewej dłoni. Prawą natomiast wyciągnął w perfekcyjnie wyuczonym geście na całą długość, otwierając ją. Zaszumiało mu w uszach, gdy potężne uderzenie Mocy ukierunkowane zostało w nieszczęsne drzwi...
O wiele jednak większego pecha miał zabójca, kompletnie nie spodziewający się tego manewru. Gwałtownie otworzone drzwi z trudem utrzymały się w zawiasach, a ich płaszczyzna pędziła nieuchronnie w jego kierunku. Dał się słyszeć głośny huk i trzask łamanych o głowę pechowego mordercy drzwi. Gyar-Than Hadyyk, uruchamiając swój miecz świetlny, wybiegł z knajpy, w której nagle zrobiło się o wiele głośniej...
Lecz w jego głowie tłukł się teraz inny dźwięk. Muzyka. Muzyka bzyczących emiterów, muzyka zderzających się ostrzy, muzyka krzyżujących się mieczy świetlnych. Zabójca okazał się dobrze wyćwiczony. Ignorując ból zadawał zgrabne, płynne cięcia, natychmiastowo odskakując przed kontratakami Mistrza Jedi.
W pewnym momencie Gyar-Than Hadyyk wykręcił swoim podwójnym mieczem szybkiego młyńca, zbijając czerwone ostrze swojego przeciwnika. Zabójca po raz kolejny dał się zaskoczyć, na krótką chwilę gubiąc grację ruchów, z którą do tej pory się poruszał. Mimo wszystko, Mistrz Jedi dostrzegał w nich coś znajomego... I to bardzo znajomego...
Lecz miał teraz inne zajęcie. Czerwone ostrze, w pozbawionym wszelkiego ładu cięciu, zmierzało w jego kierunku z góry. Prawym ostrzem swojego miecza Mistrz Jedi po raz kolejny zbił czerwone, zmuszając zabójcę do przejścia do obrony. I tego właśnie potrzeba było Hadyykowi...
Przeszedł do ofensywy, zasypując mordercę gradem ciosów, a oba końce jego miecza zakreślały wręcz niezliczone łuki, okręgi i spirale. Po dłuższej chwili, zabójca popełnił błąd, który wiele go kosztował... Czyniąc krok naprzód, a miecz trzymając oburącz, skontratakował z góry.
Mistrz Jedi zawirował w szybkim piruecie, zadając błyskawiczne, szerokie cięcie. Niebieskie ostrza spotkały się z żywym ciałem...
Makabryczny krzyk targnął powietrzem, rozchodząc się przerażającym, świdrującym w uszach echem. Zabójca runął na ziemię. Chwilę później znalazły się na niej ucięte na wysokości łokci ręce, oraz ucięta na wysokości kolana prawa noga. Z głośnym brzękiem spadł również miecz świetlny...
Gyar-Than Hadyyk stał nad pokonanym przeciwnikiem, opuszczając miecz świetlny.