Bossk.
Tak właśnie brzmiała krótka wiadomość rozesłana przez stacje pod kontrolą huttów do potencjalnych zainteresowanych. Ulises Vim miał szczęście odpowiedzieć jako jeden z pierwszych i teraz, orbitując nad Kashyyyk, otrzymał od legendarnego już Łowcy Nagród sygnał z koordynatami do lądowania w górnym partiach gigantycznych drzew.
Samo lądowisko ewidentnie było dzikie, nie kontrolowała go żadna oznaczona spółka ani władze międzyplanetarne. Zdawało się też od dość dawna nieużywane, a mimo to na durabetonowej płycie wciśniętej między potężne konary widać było aż cztery frachtowce w różnym stanie. Nie tylko Ulises przyjął propozycję Bosska, niemal każdy, czy to początkujący, czy profesjonalny łowca chciałby współpracować ze słynnym Trandoshaninem. O wysokość zapłaty też nikt by się nie martwił, Bossk słynął z chciwości i pracy za grosze nie przyjmował. Pytanie tylko, czy zechce się uczciwie podzielić ze wspólnikami?
***
Trandoshanin stał sztywno ze strzelbą opartą na ramieniu. Przed nim, półkolem, ustawili się ochotnicy. Ulises dostrzegał dwóch kolejnych Trandoshan, Sakiyanina, Durosa i ludzką kobietę. Bossk mierzył ich niechętnym spojrzeniem, a na widok Kiffara nieco się ożywił.
- Zdaje się, że mamy komplet - syknął. - Ty jesteś Vim?
Kiffar zrobił dużo większe wrażenie, niż się spodziewał. Wszyscy obecni przyglądali mu się ciekawie, zdecydowanie uważniej niż sobie nawzajem. Drzewa cicho szumiały jak przed burzą, zrobiło się chłodniej. Na podobnych wysokościach wookiech ochraniało przed temperaturą i wiatrem grube futro.