-Pomożemy wam - powiedziała Kara spoglądając na Foremana. - Pomożemy wam w zamian za pomoc w dotarciu do statku i wydostaniu się z tej popieprzonej planety. Jess, dowodzisz dopóki nie wrócę - rozkazała jednemu ze swoich ludzi, po czym ręką wskazała na dziewięciu kolejnych. - Wy idziecie ze mną. Ruszać się, ruszać!
Kara może i była drobnej budowy, ale gdy tylko wyszła na zewnątrz, niemal natychmiast zaprezentowała swoje umiejętności bojowe pakując dwa bolty blasterowe prosto w czaszkę "wariata" mającego nieszczęście znaleźć się na linii strzału.
-Skopmy parę tyłków - powiedziała stając obok Foremana i spoglądając na falę nadbiegających zainfekowanych. - Czasem odnoszę wrażenie, że te skurwysyny się nie kończą...
******
Na zewnątrz zabudowań ośrodka badawczego
-Przeładowuję! Ostatni zasobnik!
-Oszczędzajcie, kurwa mać, amunicję!
Ding powoli zaczynał tracić nadzieję na to, że wyjdą z tego żywi. Przeciwników było coraz więcej, a im kończyła się zarówno amunicja, jak i miejsce, jakim dysponowali. "Wariaci" byli coraz bliżej, a imperialni komandosi coraz częściej musieli walczyć w zwarciu, powalać wrogów na ziemię i tam wykańczać strzałami w głowę.
Potworny wrzask Luoisella sprawił, że na moment serce Chaveza stanęło w miejscu. Nie brzmiało to jak okrzyk bólu, strachu czy agonalny jęk. Był to ryk szaleńca.
Louis rzucił się na stojącą najbliżej niego Haennę i uderzeniem kolby zwalił na ziemię. W jego oczach kryło się szaleństwo i żądza mordu - zupełnie jak wśród zainfekowanych, którzy dotychczas atakowali SSWiM...