- A spieprzaj dziadu. – syknęła Tamara odprowadzając wzrokiem odchodzącego posłańca. - Jak rano byliśmy w Beebleberyy to jeszcze było otwarte.
Gdy zakapturzony zniknął już za rogiem, Jesens wzięła do ręki podaną przez Tobiasa walizkę, a następnie rozglądnęła się po okolicy.
- Na razie nie ma co dyskutować, tylko przydałoby się szybko opuścić ten teren. I za długo tu się kręciliśmy.
Idąc ulicami dolnego Coruscant Tamara szukała wzorkiem jakiegoś ustronnego zaułka, gdzie mogliby dokonać podziału. W końcu jej wybór padł na podwórko jednej z wielu, podobnych do siebie kamienic.
- Właśnie o takie miejsce mi chodziło. – stwierdziła, siadając na ławeczce i zakładając nogę na nogę. Mimo iż podskórnie czuła, że zbyt wiele czasu zajęło jej wykonanie tego zlecenia, to z drugiej strony, przynajmniej miała okazję poznać tak intrygującą personę, jaką był niewątpliwie siedzący obok niej olbrzym.
- Sto dla mnie, sto dla Ciebie. Sto dla mnie i sto dla Ciebie. – Tamara, licząc na głos, przekładała papierowe kredyty na dwie kupki. – I jeszcze sto dla mnie, za pomysły i opiekę, jak sam mówiłeś. Nie mam zamiaru się z Tobą sprzeczać w tej kwestii, kolego. – mówiąc to uśmiechnęła się lekko. Mimo wszystko, Lassiter nadal pozostawał dla niej zagadką. Może nieco mniejszą niż w momencie ich spotkania, ale żeby go rozgryźć Tamara potrzebowałaby znacznie większej ilości czasu, którego zresztą już nie miała.
- Wychodzi na to, że tutaj kończy się nasza spółka. Nie wykluczam, że może kiedyś jeszcze się spotkamy. – powiedziała raczej smutnym tonem, upychając przy tym kredyty po kieszeniach. – No i pamiętaj, żeby się nie zapuszczać głębiej w tamtą dzielnicę. Można tam nieźle dostać po mordzie, a nawet stracić głowę. Dosłownie... – rzuciła na pożegnanie i nie czekając nawet na reakcję ze strony Tobiasa, po chwili zniknęła w jakiejś ciemnej uliczce.
Tamara udaje się do:[Coruscant] Mieszkanie Tamary Jesens