Kiedy znaleźli się w głównej sali treningowej, będącej imponujących rozmiarów przestrzenią ograniczoną czterema ścianami, Amon nie dał jej nawet chwili na podziwianie monumentalności jaką emanowało owo wnętrze. Natychmiat bowiem pociągnął ją ku ścianie i mijając ćwiczących w niej członków Zakonu, kierował się w stronę jednej z mniejszych salek, która byłaby pusta. Chwilę trwało, nim znaleźli takową, lecz będąc już w środku, mieli zapewnioną drobną izolację przed wszechobecnymi dźwiękami towarzsącymi treningom, wśród których zdecydowanie dominował odgłos zderzających się ze sobą kling mieczy świetlnych.
- Uczyć Cię będę podstaw formy pierwszej walki na miecze świetlne, której z powodzeniem będziesz mogła również używać walcząc wibromieczem. Jej nazwa brzmi Shii-Cho, lecz spotkasz się również z innymi, a są to Determinacja lub Droga Sarlacca. Dzięki niej nauczysz się podstaw fechtunku, a jeśli opanujesz ją w zadowalającym mnie stopniu, przejdziemy do bardziej zaawansowanych treningów.
Powiedział Nalan chcąc, by wiedziała, co będzie póki co jedynym elementem ich ćwiczeń. Nie miał upoważnienia, żeby trenować ją w ścieżkach Ciemnej Strony Mocy, lecz miał nadzieję, że wkrótce takowe pozwolenie uzyska. Póki co jednak twi’lekanka musiała sobie również zasłużyć na zaszczyt zostania adeptem, podczas gdy on musiał wzmocnić swoją pozycję w Zakonie.
Najzabawniejsze było to, że Nalan nawet nie wiedziała, czy chciałaby zostać Adeptem. Jedynie wykonywała polecenia Amona, by nie narazić się na jego złość i może jakoś zaskarbić sobie sympatię nowego pana, by zechciał ją uwolnić. Przez chwilę stała przed nim, słuchając, co mówi i zastanawiając się nad czymś intensywnie. Kiedy skończył, Nal zawahała się, nie będąc pewną, czy może zadać pytanie. W końcu jednak ciekawość zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem.
- Ale czemu ja się mam tego wszystkiego uczyć, nie jesteś już ze mnie zadowolony? - Przekrzywiła lekko głowę, starając się to zrozumieć. - Mam być twym ochroniarzem, a nie nałożnicą? Przecież sam potrafisz się obronić. - Pozwoliła sobie zauważyć ten oczywisty fakt, który nadal odbijał się lekkim bólem w nadgarstkach.
W tej właśnie chwili, wraz z odpowiedzią dziewczyny, uzmysłowił sobie swój błąd. Była niewolnicą, takie właśnie życie znała od dobrych kilku lat, a teraz on bez słowa wyjaśnienia chciał wywrócić wszystko do góry nogami, jednocześnie trzymając ją w okowach niewoli. Winien był zacząć od trochę innej strony, od strony szczegółowych wyjaśnień i próby naprostowania jej umysłu wykrzywionego latami braku wolności u hutta.
- Masz potencjał, mówiłem Ci o tym. Mówiłem też, że wyczuwam w Tobie strach, gniew i nienawiść, a do tego mogę zwrócić Ci wolność. Czy nie tego pragniesz? Odzyskać wolność? Do tego mogłabyś rozwinąć swój talent, sięgnąć po moc, która jest na wyciągnięcie ręki, lecz najpierw musisz sobie na to wszystko zasłużyć.
W tym momencie Amon odetchnął głęboko, robiąc krótką pauzę, po czym kontynuował swoją wypowiedź.
- Daję Ci wybór. Możesz zostać moją nałożnicą, albo stać się kimś więcej. Zostać Sithem. Jestem pewien, że nawet niewolnice wiedzą wystarczająco wiele o nas, użytkownikach Ciemnej Strony Mocy, żebyś mogła podjąć odpowiednią decyzję. Mylę się?
Zostać Sithem? Brzmiało niemal jak “zostać Jedi” i dziewczyna przez dłuższą chwilę nie wiedziała, czy on mówi poważnie. Nie uwierzyła mu, po prostu to brzmiało zbyt groteskowo, by mogło być prawdą. Czuł jej nieufność, ostrożność i lekkie zwątpienie. Owszem, mogła się uczyć, mogła spróbować go zadowolić, ale nie liczyła, że byłby w stanie dotrzymać słowa i spełnić swą obietnicę. Nie robiła sobie nadziei. Łatwiej by jej było zaskarbić sobie jego przychylność, gdyby musiała jedynie dzielić z nim łoże. A tak? I wtedy w jej głowie pojawiła się myśl, która wyglądała nader kusząco. Jeśli się nauczy wystarczająco dużo, będzie mogła uciec i nie czekać na jego zgodę czy dobrą wolę. Powoli, niepewnie skinęła głową, a im dłużej o tym myślała, tym plan wydawał się jej ciekawszy i bardziej prawdopodobny do wykonana, niż to całe ‘użytkowanie Ciemnej Strony Mocy’. Raz jeszcze pokiwała głową, tym razem pewniej, z lekkim uśmiechem na ustach i błyskiem w oku. Wiedziała, że da radę temu podołać i tym razem już nikt jej nie złapie. Bo może z Sithami nigdy nie będzie mogła się równać, ale przecież było też sporo innych osób, którym byłaby w stanie ciągle uciekać, a nawet może zabijać?
- Nie zawiodę cię - stwierdziła pewnie i stanowczo. Chciała dać z siebie wszystko i nauczyć się jak najwięcej. Miała zamiar ćwiczyć, aż nie padnie i nie będzie miała siły się ruszyć.
W tym wypadku “niemal” stanowiło kluczową różnicę, albowiem zostając Sithem stawała w całkowitej opozycji do Jedi. Wyczuwał wokół niej delikatne zawirowania Mocy, a gdy się na nich skupił, był w stanie wychwycić dezorientację oraz wątpliwości. Prawdę mówiąc nie spodziewał się, że przystanie na jego propozycję, albowiem nie posiadała pragnienia dążenia do władzy czy mocy, a jedyną rzeczą jakiej chciała była jej wolność. Tę zaś zamierzał jej zwrócić, choć oczywiście nie od razu, albowiem czyniąc ją wolną, wystawiłby dziewczynę na odstrzał jak tarczę na strzelnicy i absolutnie nic nie byłoby w stanie jej pomóc, zaś jego wysiłki poszłyby w całości na marne. Martwa była kompletnie nieprzydatna, a tak poza możliwym sojusznikiem zyskiwał również dodatkowy środek do wzmocnienia swojej pozycji w hierarchii zakonnej, czego skutkiem mógł być szybszy awans.
Mimo jej pełnej zapału odpowiedzi, postanowił przestrzec Nalan przed konsekwencjami, z których mogła sobie nie zdawać sprawy.
- Wiedz tylko, że jeśli spróbujesz uciec, to znajdę Cię i własnoręcznie zabiję.
To była zarówno obietnica jak i groźba z jego strony.
Stwierdzenie Amona nie brzmiało już tak dobrze, ale nie przejęła się zbytnio. I tak by ją zabił, gdyby zrobiła coś nie tak lub by nie był zadowolony, więc mogła się do tego przyzwyczaić. Jedyne, co musiała zrobić, to bardziej się postarać, by teraz się wiele nauczyć, a potem nie dać się znaleźć.
- Wiem - odpowiedziała niemal od razu.
Jeśli mieli zacząć ćwiczyć, to ona wolałaby to mieć już za sobą. Rozejrzała się na boki, spojrzała na swój wibromiecz i żałowała, że ma przed sobą Sitha, a nie jakiegoś zwykłego ochroniarza niewolników. Pomimo wspaniałych chwil spędzonych razem i tego magicznego momentu otworzenia się przed sobą, nadal nie pałała do niego sympatią i gdyby tylko mogła, wbiłaby mu to ostrze w gardło. Jednak pamiętała swoją pierwszą lekcję. I nie miała zamiaru go nigdy atakować, bo wiedziała, że ZAWSZE będzie miał nad nią przewagę. A skoro nie byłaby w stanie go zabić...
Tradycją Sithów było, że uczeń zawsze zdradzał mistrza i zabijał go, pokazując tym samym, że jego szkolenie się zakończyło. Amon nie uznawał tego poglądu za nic innego, niż idiotyzm będący w bezpośredni sposób sprawcą tego, że w efekcie końcowym Sithowie zawsze przegrywali z Jedi, nie będąc w stanie rozwinąć swego pełnego potencjału właśnie przez wykańczanie się od środka. Dlatego on nie zabił Darth Vengeance tuż po tym, jak pasowała go na wojownika a Yarina na zabójcę i takie same wartości chciał w przyszłości wpoić Nalan.
- Dobrze więc. Zaczniemy od początku, czyli od tego, jak trzymasz miecz.
To rzekłszy chłopak podszedł do niej i ująwszy ją za nadgarstki uniósł jej ręce nieco w górę tak, że sztych wibromiecza znajdował się nieco powyżej czubka jej głowy.
- Więc tak. Prawą dłoń przesuń nieco wyżej, zaś lewą chwyć rękojeść przy samym jej końcu. Dzięki temu będziesz w stanie zadawać zarówno szybkie jak i silne cięcia, wyprowadzać pchnięcia, a Twojemu przeciwnikowi ciężej będzie wytrącić Ci broń z ręki.
W dalszej kolejności Amon poświęcił dobre trzy godziny na omawianiu założeń Formy I, tłumaczeniu czym są otwarcia, jakiego rodzaju manewry stosuje się podczas walki Shii-cho i tak dalej. Jednym słowem przekazał Nalan tyle wiedzy, ile była w stanie samej zapamiętać, by móc ją potem powtarzać, przyswajając sobie podstawowe manewry z rosnącą skutecznością.
Teoria była ciężka, zwłaszcza że nigdy tak naprawdę nie walczyła i nie miała o tym żadnego pojęcia. Bo przecież kilka treningów z nożem nie mogło się równać z tym, co robili teraz. Była zmęczona, a jej głowa wręcz pękała od nadmiaru informacji. Amon był mimo wszystko dobrym nauczycielem i pokazywał to, o czym mówił, dzięki czemu było Nali nieco łatwiej. Pomagał przyjąć odpowiednią postawę, często stając obok niej i każąc naśladować swoje ruchy. Nie mogła mu nic zarzucić.
Poznała go już ze strony pana, kochanka, a teraz jeszcze nauczyciela. Czuła się skołowana w środku i nie wiedziała, jak ma się do niego odnosić, ani jak traktować. Bała się zapytać, więc cały czas była mu posłuszna i wykonywała polecenia jak sługa, a nie uczeń.
Dał się jej poznać nie tylko w całkiem nowej roli, jaką była rola nauczyciela, lecz również pokazał jej, że potrafi być cierpliwym oraz wyrozumiałym człowiekiem. Pamiętał swoje pierwsze ćwiczenia szermierki, gdy miał jedenaście lat i na prośbę matki zapisał się do jednej z dość nielicznych szkół fechtunku. Dzięki temu jego późniejsze treningi z mieczem świetlnym polegały bardziej na przyzwyczajeniu się do sposobu prowadzenia ostrza nowej broni oraz lekkiej modyfikacji już posiadanej wiedzy, niż jak w przypadku Nalan, na uczeniu się wszystkiego od nowa. Całe szczęście, że była pojętna i szybko przyswajała sobie nowe rzeczy. Nie zmieniało to jednak faktu, że czas jaki miał poświęcić na swój trening został poświęcony wyłącznie twi’lekance.
Po łącznie czterech godzinach ćwiczeń Amon zarządził przerwę i współnie udali się do kantyny, gdzie zjedli porządny, choć nieprzesadnie obfity obiad, odpoczęli trochę i zabrali nieco wody z powrotem do sali treningowej. Tam, po jeszcze kilkunastu minutach odpoczynku, nakazał Arconie dalsze powtarzanie ćwiczeń, podczas gdy sam zajął się swoim treningiem. Wprowadziwszy dane z datapada do konsoli holoprojektora miał możliwość rozpoczęcia pierwszych treningów Jar’kai, do których wykorzystał dwa treningowe miecze świetlne. Tak jak Nalan, on również uczył się nowego stylu niemal od podstaw.
Powtarzała i powtarzała, aż w końcu niektóre rzeczy zaczynała robić bez konieczności skupiania się na tym. Oczywiście wtedy wychodziło jej gorzej i szybko beształa się w myślach, by lepiej się przykładać. Raz na jakiś czas zerkała na to, co robi jej właściciel. Dwa miecze wyglądały groźnie, więc na wszelki wypadek przeniosła się w sam róg sali. W końcu nawet zwykłe machanie ostrzem sprawiło, że poczuła zmęczenie, zwłaszcza iż już wcześniej nie czuła się najlepiej. Amon chyba musiał to zauważyć, gdyż w pewnym momencie po prostu stwierdził, że na dziś już wystarczy. Przyjęła to z pewną ulgą, ale nie dała nic po sobie poznać. Opuścili salę, a Nalan cały czas widziała przed oczami różne postawy i czuła rękojeść w dłoniach. Idąc obok swego mistrza pomyślała o wielkim, włochatym bantha i zastanawiała się, czy nie zaproponować mu wspólnego prysznica...
Początkowo Amon nie wykonywał żadnych skomplikowanych manewrów, lecz stopniowo popychał granicę coraz dalej i dalej, jakby nie mógł poprzestać na podstawowych manewrach. W końcu skończyło się to tym, że kilka razy w wyniku własnego błędu przypalił nieco skórę w różnych miejscach na ciele, lecz już po chwili po oparzeniach nie pozostawał żaden ślad, gdy do głosu dochodził system obronny bazujący na jego zdolnościach Leczenia Mocą. Widząc zaś, że Nalan nie wytrzymuje obciążenia fizycznego pozwalał jej na krótkie chwile odpoczynku, po których znów zaganiał ją do ćwiczeń. Samemu zaś trenował z zacięciem godnym podziwu, choć prędzej można to było nazwać czystym fanatyzmem. Bo choć pot spływał z niego strumieniami, Rage nie przerywał treningu na dłużej, niż kilka chwil w celu udania się do toalety, czy wypicia kilku łyków wody. Trzeba było przyznać, że kondycyjnie prezentował się wyśmienicie, lecz przy tym katował jak jakiś wariat.
Gdy skończyli, dobre sześć godzin później, oboje zmęczeni wrócili do pokoju po drodze zahaczając o kantynę, żeby zabrać coś do jedzenia na kolację. Było już późno, więc jedyne co pozostało im obojgu, to przygotowanie się do snu poprzedzajacym kolejny dzień pełen morderczych treningów. Bo czy tego chciała czy też nie, Sith zamierzał spędzić na tym cały kolejny miesiąc.