Na środku placu stał już 22-letni Weequay, który tak jak w poprzedniej walce, efektownie przywitał się z publicznością. Z jego ust padło wiele dzikich okrzyków, a swym wibromieczem uderzył kilkukrotnie o klatkę piersiową. Z trybun, które świeciły pustkami, wydobyły się gwizdy i buczenie. Publiki nie było więcej niż marne 200 osób, choć na arenie spokojnie mieściło się ich kilka tysięcy. Jeden z odważniejszych postanowił wyrazić swą dezaprobatę dla ostatnich słabych walk, wylewając zawartość swojego kufla tuż obok Der-Mala. "Dzikus" jak oparzony podbiegł do danego sektora i zaczął wygrażać widzowi. Ku jego zadowoleniu, osobnika odpowiednio uspokoiła ochrona, która tym razem nie musiała się troszczyć o Lożę Vipowską, gdyż nikogo na niej nie było.
Tak wyglądało pierwsze zetknięcie Rexa z arenową rzeczywistością, a raczej jej namiastką. Zupełnie inną atmosferę odczuwało się, gdy trybuny byłe wypełnione po brzegi i kibicowały gladiatorom, a całkowicie inaczej było obecnie, gdzie nieliczna zebrani tworzyli swoistą lożę szyderców, miast wspierać wojowników w walce...