Yves tylko uniosła brwi, gdy zobaczyła broń Nerevara. Od samego początku wyczuwała, że Kel Dorianin nie mówi jej całej prawdy, ale w tej galaktyce nie było to nic nadzwyczajnego, więc nie miała zamiaru zastanawiać się co jeszcze skrywa jej nowy znajomy. Zwłaszcza, że zapowiadała się walka...
-Jak widzisz, - odpowiedziała - nie mam nic poza wibroostrzem, a niestety wyposażenie kapsuły ratunkowej nie obejmuje zestawu "Mały Abordaż dla Zdesperowanych" - uśmiechnęła się - Musimy sobie poradzić z tym, co mamy. Nie powinno ich tam być więcej jak dwudziestu. W końcu nawet oddziały abordażowe piratów to nie kompania wojska, a oni muszą dbać o miejsce na skradzione ładunki...
*****
Kapitan pirackiego statku z nienawiścią wpatrywał się w kapsułę ratunkową zmierzającą w stronę doku dla bezzałogowych myśliwców. Śmieli z niego zadrwić i zniszczyć jego sprzęt, który kosztował wiele więcej niż oni zarabiają w ciągu roku... Cieszył się, że przynajmniej ładunek da się uratować. Kiedy tylko ściągną tamtych na pokład, czym prędzej documują do "Smugglera" i zabiorą skrzynie z życiokryształami.
Dokładnie tak, jak przewidywała umowa.
A tych, co stawiali opór zawsze można sprzedać jako niewolników...
-Ash! - zawołał odwracając się do ekranów - Weź pięciu ludzi i przyprowadź mi tutaj tych dzielnych przemytników... Nie muszą być nietknięci, ale staraj się ich za bardzo nie uszkodzić, bo wartość spadnie... - uśmiechnął się paskudnie do swojego podwładnego
-Aye, aye, szefie...
*****
Yves przywarła do jednej ze ścian kapsuły, a naprzeciw niej stał Nerevar tak blisko, że niemal stykali się twarzami.
-Jeszcze raz: - powiedziała Cinn - kiedy tylko otworzą drzwi, wyskakujemy i robimy tyle hałasu, by ich na chwilę zaskoczyć. Ja biorę lewą stronę, a ty prawą. Jeśli przeżyjemy spotkanie z komitetem powitalnym to pomyślimy co dalej...
*****
-Nie chcą skurczybyki otworzyć... - narzekał jakiś Rodianin wskazując na właz do kapsuły ratunkowej - Do tego zasłonili iluminatory...
-To sami otwórzcie ten właz! - warknął wściekle Ash - Robicie z igły widły. Nawet jeśli coś knują to może ich tam być dwoje, najwyżej troje jeśli to jakieś kurduple...
Niezadowolony Rodianin podszedł do włazu i założył niewielki ładunek wybuchowy - taki, by go otworzyć, a nie wysadzić całą kapsułę i odszedł na kilka kroków. Rozległo się ciche pyknięcie i inny przedstawiciel tej samej rasy podszedł, aby otworzyć wejście kapsuły ratunkowej. Ledwo dotknął stalowej konstrukcji, gdy drzwi otworzyły się z impetem i wypadła przez nie krzycząca kobieta...
*****
Wrzeszczała co jej na język przyszło. Chodziło tylko o zaskoczenie przeciwników, aby mieć te kilka sekund na zdobycie przewagi. Kiedy tylko wypadła z kapsuły ratunkowej cięła najbliższego Rodianina przez klatkę piersiową, a potem poprawiła wbijając wibroostrze w nieprzyjacielskie żebra... Za sobą czuła obecność Kel Dorianina, który również wybiegał do ataku...
Błyskawicznie rozejrzała się po małym hangarze. Oprócz, martwego już, Rodianina był tam jeszcze jeden przedstawiciel tej rasy uzbrojony w pistolet blasterowy. Zaraz obok stał mężczyzna w średnim wieku z jakąś starą strzelbą jonową zarzuconą na ramię. Na prawo od włazu kapsuły zaś stał Ash - wysoki, dobrze zbudowany, czarnoskóry człowiek z wibroostrzem w ręce, Duros i młoda kobieta - oboje uzbrojeni w pistolety blasterowe...