Fenn Mereel przenosi się z [Zordo's Haven] Doki. Mandalorianin po rozpoczęciu sekwencji skoku rozparł się w fotelu. Gwiazdy z punktów natychmiast przemieniły się w świetliste linie, a nagły zryw szarpnął statkiem. Przytroczona do pasa kama owinęła mu się wokół paska, który stanowił jeden z niewielu materiałowych fragmentów jego odzienia. Wszystko wskazywało, że będzie to kolejny nudny lot, pełen snu i może jeszcze jakiś holofilm obejrzy w trakcie. Przypomniał sobie, że zostawił zbiornik z bactą w stanie spoczynku i musi go wyłączyć. Wstał więc z fotela pilota i poprzez wąski otwór w wewnętrznej ściance myśliwca przeszedł do kolejnego jeszcze mniejszego pomieszczenia. W małej kajucie znajdowała się prycza, mini zbiornik z leczniczym płynem, który Fenn natychmiast wyłączył, oraz tajny schowek w tylnej ścianie statku, w którym przetrzymywany był cały jego dobytek. Rozejrzał się jeszcze po wnętrzu i wtedy to się stało.
Nagle statek cały zatrząsł się w posadach, szarpnęło, huknęło, a gwiazdy za iluminatorem znowu zmieniły się ze smug w punkty, na dodatek przy akompaniamencie pisków kontrolek, wycia syreny alarmowej i mozaice wyłączających się i mrugających lampek, pojawiły się wielkie kamulce niektóre wielkości budynków, niektóre zaś niewidoczne dla oka.
- Asteroidy! - krzyknął do siebie
mando'ade i rzucił się z powrotem na swój fotel, zanim wstrząs uderzenia miotnął statkiem w głąb pola zabójczych kawałków skał. Fenn szybko zapiął się w fotelu i mocno złapał ster. Nie wiedział co było powodem awarii, spojrzał tylko na ekran NaviComp'u i zaczął podejrzewać, że ten gruchot oszalał. Według niego znajdowali się na Dathomirze, a Mereel wpisał jako punkt docelowy Thyferrę. Jednakże nie miał czasu na rozmyślenia, ponieważ manewrowanie pomiędzy asteroidami było niesamowicie trudnym zadaniem. Mandalorianin nie był świetnym pilotem, jednak oko i ręka wyćwiczone treningiem fechtunku i rzucania nożami pomagało mu w trudnej sztuce, jaką był pilotaż.
Kimogila śmignęła pomiędzy dwoma wielkim kamulcami i szybko wykonała zwrot by uniknąć kolejnego, teraz znowuż szybko ruszyła w dół, a zaraz potem w górę. Mandalorianin dwoił się i troił podczas lawirowania, ale w końcu przegrał z siłami fizyki. Asteroida wielkości ciężarówki nadleciała z prawego, górnego rogu nad kabiną i uderzyła w górną powierzchnię myśliwca. Generator tarcz głośno zawył i padł przepalony, z kabiny zaczęło z wielką prędkością uchodzić powietrze, a komputer pokładowy bezustannie nadawał o uszkodzeniach. Złamane skrzydło, przepalony generator, dekompresja na całym kadłubie. Uszczelniony kombinezon
mando chronił go przed utratą tlenu i promieniowaniem słonecznym, więc Fenn był względnie bezpieczny. Na dodatek Kimogila zaczęła opadać w stronę planety.
Nastąpiło to szybciej niż Mereel mógłby to zakładać. Myśliwiec przebijał się przez powłokę atmosfery, rozpadając się na kawałki. On zaś sam mocował się z zapięciem od pasa fotela, napiął wszystkie mięśnie i przezwyciężając grawitację nacisnął klamrę odpinającą pas i szybko pobiegł do schowka. Przebiegł po rozpadającej się podłodze, altymetr pokazywał już dwanaście tysięcy metrów, złapał za jedyną drogą dla niego rzecz - miecz wykuty przez jego przodków, przytroczył go sobie do pasa próbując nie zemdleć, pomimo wielkiego nacisku siły G. W tym samym momencie podłoga się rozpadła, a było to na ośmiu tysiącach metrów, mężczyzna zaczął spadać w stronę gruntu.
I tak ma się zakończyć moje życie? Zastanawiał się już, ale zamiast lamentować spiął się w sobie, złapał się spadającego fotela, szybko się przypiął i pociągnął za wajchę spadochronu.
Całkowicie zniszczona Kimogila spadła w częściach na okoliczne lasy pięknie je rozświetlając. Fotel zaś miękko wylądował na małej polance z mnóstwem połamanych drzew.
To wygląda jak lądowisko. Zatrzymam się tutaj i poczekam na ratunek. O ile ktoś tu kiedykolwiek przyleci, Dathomira nie należy do wypoczynkowych kurortów galaktyki. Wstał z fotela, zebrał trochę łuczywa i miotaczem ognia ukrytym w rękawicy podpalił ognisko. Widocznie Moc rzeczywiście kierowała ludźmi.