„Papieros i kubek mocnej whiskey” - to były pierwsze myśli - potrzeby, które mozolnie wygrzebywały się spod potężnego bólu głowy. Aiden otworzył oczy leżąc i wpatrywał się w sufit, który najprawdopodobniej przeżył czasy Starej Republiki. Starając się opanować potężne tupnięcia w czaszce, tak naprawdę potęgował je nieświadomie.
Wstając z pryczy, gdyż łóżkiem tego nie można było nazwać, zaczął rozglądać się po pokoju. W sumie widok pomieszczenia nie bardzo go przeraził - nieraz w terenie koczował w gorszych warunkach. Bardziej przerażała go kwestia braku używek, które dla Aidena były jak woda i powietrze. Po chwili dostrzegł kalendarz i uniósł brew, szepcząc:
- Ja pierdolę.
- Ja pierdolę - powtórzył tym razem nie względu na stracone miesiące. Nie mógł sobie niczego przypomnieć. Nie tylko okropny tupot w głowie przeszkadzał mu w próbie przypomnienia sobie czegokolwiek, lecz również, jakby gęsta mgła, stanowiąca gruby mur, oddzielała go od wspomnień. Jedynie miraże bujnej roślinności, skrawki mundurów. Jednak dwa słowa, jak na wierzchu, chciały się wydostać na zewnątrz jego czaszki. Imię i nazwisko. Kompletnie nic mu nie mówiące. I nic więcej.
Podchodząc do niewielkiego okna, które nie widziało środków czystości zapewne od wielu tygodniu, Stormgale zdołał jednak dojrzeć krajobraz. Bez wątpienia był to księżyc przemytników. Mężczyzna westchnął i, przyzwyczaiwszy się do bólu głowy, ruszył w stronę drzwi, za którymi, mając nadzieję, znajdzie coś na kształt łazienki.
Nie mylił się. Wziął gorący prysznic, po którym poczuł się o niebo lepiej. Kiedy wyszedł z łazienki, bardzo zgłodniał, nie mówiąc o potrzebie tytoniu. Przejrzawszy pomieszczenie, nie znalazł nic ciekawego. Ani żywności, ani broni, ani wskazówek, co dalej.
- Kurwa mać. Kim jesteś?! – krzyknął sam do siebie, gdyż po raz kolejny słyszał nieznane mu dotąd imię i nazwisko.
Spojrzawszy na drzwi wyjściowe, postanowił z nich skorzystać, gdyż uznał, że zostając w tym pomieszczeniu wiele nie zdziała, ani niczego się nie dowie. Na jego szczęście tafla drzwi rozsunęła się bez problemu, toteż Aiden, ubrany, nie kryjąc jednak swojego mechanicznego ramienia, wyszedł na zewnątrz,
Był wczesny wieczór, a kiedy mężczyzna się odwrócił, zauważył, że przebywał w jakimś niewielkim mieszkaniu. Ulice Nar Shaddaa dopiero zaczynały tętnić, niczym wypełniająca krew, koreliańska whiskey. Niestety, Aiden nie znał dobrze tego księżyca, a jeśli nawet tak by było, za cholerę nie przypomniałby sobie czegokolwiek. Jednak musiał od czegoś zacząć, by wyjaśnić to, co go spotkało. W zaułku, na prawo od wyjścia z zapyziałego mieszkania, stało kilka postaci, którzy zgromadzeni wokół niewielkiej metalowej beczki, grzali się przy ogniu, które z niego wyrastało.
- Chłopaki. Ja pierdolę. Ale mam kaca – dyszał głęboko i nierówno, a jego wzrok był rozbiegany. – Nawet nie pamiętam, jak tu trafiłem. NIexle popiłem, a to nawet nie moje mieszkanie, tylko jakieś kurwy, hehe - zaśmiał się niepewnie. - Widzę, że pewnie znacie ta miejscówkę, hm? Może kojarzycie Youto? Był ze mną wczorajszej nocy, ale chyba się zgubiliśmy.
Aiden całkiem nieźle odgrywał rolę przepitego faceta, jednak cały czas starał się być czujnym, spoglądając na grupę róznej maści osobników
- No, przyjaciele. Pomożecie staremu pijakowi, ktory z lekka przesadził z alkoholem? I poczęstujecie skacowanego szlugiem. Przecież wiecie, jak to jest – uśmiechnął się szczerze.