Przez wejście niemalże jak duch prześliznął się w miarę wysoki gościu o włosach, wąsiku i brodzie białej jak... jak... jak czyściutki, biały fartuch! Ubrany był w jasnobeżową skórzaną kurtkę, na której kieszonek nie zliczy się ot tak, machnąwszy byle jak okiem. Na nogach miał mocne, szerokie jeansy, a zaś na plecach - plecak, który wyglądał na nieźle zapchany. Za pas także zatknięty miał pistolet po prawej, i nóż po lewej stronie. A co to za nóż był! Więc, ten sobie koleś podreptał prosto do baru, przez przypadek trącając starucha który stał mu na drodze, ale tak, lekko no.. Szybko skinął ku barmanowi, a gdy ten podszedł, koleś złapał go za ramię i nagiął. Szepnął mu szybko, i cokolwiek niewyraźnie do ucha:
-Niebezpieczeństwo. Zalecane zabarykadowanie drzwi i naszykowanie amunicji. Armia nie pali budynków cywilnych bez konieczności, ale bez rozlewu krwi się tu nie obejdzie. Będą tu za godzinę, może półtorej
Puściwszy zaszokowanego barmana, Jake jak gdyby nigdy nic usiadł przy najbliższym stoliku, zakładając na niego nogi. Zdjął gogle i przetarł je rękawem. Dokładnie, z zatrważającą dokładnością. Powoli odłożył je na stół i mocno się przeciągnął, niby niechętnie rozglądając się po barze. Tak, w razie czego nawiązana wymiana ognia odwróci uwagę. Za dużo okien. Osoby w środku łatwe do wystrzelenia. Właśnie, po co ludziom takie okna, szczególnie w takim miejscu i w takich czasach? O wiele lepsze są okna wąskie. Bardzo wąskie. Spojrzeć się da, a trafić przez nie trudno. Strukturalna słabość. Ale akurat Jake też miał pewną strukturalną słabość, ot, kosteczki kruche, ale nie, nie aż tak, o nie! Przywalić komuś przywali, nawet kopa porządnego sprzeda, ale walnij go bejem po żebrach, a usłyszysz same trzaski. Ale tak, wracamy do tematu. Siedział tak Jake, po prostu czekając i słuchając grających w pokera. Czas płynął niesamowicie wolno, ale nieubłaganie.