Słysząc wyszeptane słowa, Artyom skinął tylko na zgodę. Poklepał Jerry,ego dwa razy po ramieniu i ruszył w stronę baru. Myślał intensywnie nad tym co miał teraz zrobić i wpadł na pewien pomysł.
- Barman gdzie tu je Kibel? -
- Nie ma.- Burknął tylko w odpowiedzi. Rosjanin się naburmuszył, i uderzył pięścią w ladę.
- Szto to za bar!? Żeby człowiek musiał szczyć na dworze jak sabaka?!- W udawanej wściekłości, chwycił Barmana za kołnierz i przeciągną go przez ladę. Momentalnie wszyscy zwrócili na to uwagę, nawet ten gość którego nikt wcześniej nie widział. Łysy, biały podkoszulek na ramiączkach, bojówki do kolan, przeciętnej postury. Jednak to solidna mosiężna gazrurka najbardziej się w oczy rzucała.
- Wypierdalaj stąd komuchu...- Rzucił nieprzyjemnie. Khamilov puścił barmana i spojrzał w stronę wykidajły.
- Komuchu?! Zmuś mnie swołocz. Zaraz zaraz ja cie znaju! To twoją maciorę ruchałem ostatnio. Mówię ci tak miętoliła mego szalonego ivana, że mało nie odleciałem. Ooo haraszo, to było cuś.- Artyom kończąc wypowiedź zamruczał łapiąc się za krocze.
W barze rozległ się gwizd i śmiech, a gość do którego mówił aż poczerwieniał ze złości.
Z krzykiem złości rzucił się na Rosjanina, lecz ten wykonał parę uników. Cofał się tak aż wyszedł z baru. Byli nadal widoczni, a on miał zabić go dyskretnie. Odskakując do tyłu, chwycił za swój
nóż. Trzymał go ostrzem do dołu w bojowej pozycji. Za wszelką cenę unikał oberwania tą rurą, już po jednym trafieniu mógł go "wyłączyć". Czekał aż klient się zmęczy wtedy przejdzie do ataku. Niestety przeciwnik Artyoma miał dużo wigoru. Khamilov w pewnym momencie, chwycił broń delikwenta. On w odpowiedzi kopnął Rosjanina w brzuch. A był to bolesny kopniak.
Zwijając się chwilę z bólu, przyklęknął i spojrzał na ochroniarza. Ten stał tuż przednim, złapał Artyoma za głowę i powiedział szyderczo:
- Ostatnie słowo?- Po czym szarpnięciem zdjął jego chustę, to co zobaczył sparaliżowało go. Niebieska świecąca źrenica, gapiła się na niego.
- Co...co...co to jest?!- W bezwiednie opuścił gazrurkę, wycofując się powoli.
- Moja twarz mat.- Rzucił szorstko podnosząc się. Ochroniarz rozpoczął bieg w stronę baru, lecz jak postawił trzeci krok poczuł ukłucie między łopatkami. Drżącą ręką usiłował wyjąc nóż. Teraz on był na kolanach, a Khamilov stał nad nim. Powoli sięgnął za plecy i wyciągnął nadrdzewiałą maczetę. Przymierzył się i zadał cięcie na wysokości szyi. Ostrze weszło do połowy i ugrzęzło. Artyom kopnięciem w tył głowy, spowodował uwolnienie maczety. Kolejną rzeczą jaką zrobił to szukanie swej chusty, a gdy już znalazł zawiązał ją na głowie, przysłaniając cybernetyczne oko. Był na tyle daleko od baru, że nikt nie mógł zauważyć implantu. Wytarł nóż i maczetę w koszulkę trupa i wrócił do baru. Nie wszedł do baru tylko stanął na progu opierając się o futrynę, patrząc na Jerry"ego rzekł:
- Haraszo moj drug?-