- Sto kredytów? - udawał święcie oburzonego rzuconą kwotą. - Sam przed chwilą powiedziałeś jak niebezpieczna jest ta fucha, chyba śnisz, że ktokolwiek zgodzi się ryzykować własną dupę za jakieś grosze. Zresztą pamiętaj, że nie jestem byle kim, mam w tym zawodzie renomę!
Quizan wiedział, że to kłamstwo na pewno ujdzie mu na sucho. Jego rozmówca nie potrafił połączyć odpowiednio więcej niż dwóch słów bez błędu, więc nie sądził, że zna się na komentatorach sportowych. Za drzwiami pomieszczenia zawrzało. Tłumy wszelakich istot zaczęły pchać się w stronę trybun, by zając miejsca jak najbliżej spodziewanej rzezi.
- Widzisz co się dzieje? - Adrien zamachał w stronę szyby, udając rozgorączkowanego. - Odbywa się wielka walka, a wam spada nagle z nieba wolny komentator. Oczekuję zaliczki na poczet szybkiego rozpoczęcia pracy. Wysil swoją mózgownicę, bo zaraz zacznie się i stracisz więcej, niż możesz zyskać wyrzucając mnie za drzwi! - twarz reportera wykrzywił złośliwy grymas. - A nie muszę chyba mówić, jak odpuszczenie takiej okazji może wpłynąć na morderczy nastrój panującego tu hutta?