-Weź się w garść do cholery! - warknęła na Muuna - Już ja lepiej pilotuję, co oznacza, że jesteś nam zbędny!
Groźny błysk w oku Daylany i shuriken, o krawędziach ostrych jak brzytwa, w jej ręce musiały przekonać mechanika, że Twi'lekanka nie żartuje i rzeczywiście rozważa możliwość usadzenia się za sterami. Prawda była taka, że jej próba startu wyglądałaby zapewne podobnie albo nawet i gorzej, ale przerażony Muun nie miał o tym pojęcia. Na pełnym ciągu opuścili hangar i po kilku sekundach znaleźli się w przestrzeni powietrznej miasta. Cudem ominęli lądujący frachtowiec koreliański i wzbili się wysoko, jakby mieli zamiar opuścić atmosferę Muuninlist.
W tym czasie Renno zdążył znaleźć apteczkę i nawet rozpocząć marsz z powrotem do kokpitu, ale nie zdążył do niego dotrzeć nim na pokładzie rozwrzeszczały się syreny alarmowe.
-Dwa policyjne myśliwce atmosferyczne! - krzyknęła Twi'lekanka - Jesteśmy bez uzbrojenia, bez szans!
-Uwaga, jednostka typu Punworcca 116. Natychmiast zawróćcie w kierunku lądowiska. Powtarzam: natychmiast zawróćcie w kierunku lądowiska, w przeciwnym wypadku zostaniecie zestrzeleni!
Na potwierdzenie swoich słów, pilot myśliwca posłał dwie laserowe wiązki po lewej stronie slupa. Niestety, była to najgorsza rzecz, jaką mógł zrobić, bowiem w tym momencie przekroczona została granica wytrzymałości Muuna siedzącego za sterami statku, którym Daylana i Renno próbowali uciec. Szarpnął on ster tak gwałtownie, że Twi'lekanka spadła z fotela i lądując na ziemi rąbnęła głową w tablicę przyrządów. Tresta zaś runął na kolana wypuszczając z rąk apteczkę, a gdy Punworrca zaczął pikować, począł sunąć po ziemi w kierunku kokpitu.
Nie minęły nawet trzy sekundy, gdy statek porządnie zatrzęsło. Nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się, że właśnie zostali trafieni. Wszystko, co Daylana zdążyła zobaczyć nim slup przywalił w ziemię byli rozbiegający się na boki przechodnie.
A potem ktoś zgasił światło...
Ze stanu nieświadomości wybudził ją ostry smród palących się kabli. Z trudem podniosła się na łokciach i momentalnie pożałowała swojej decyzji - ból w lewym boku okazał się niemal paraliżujący. Adrenalina i świadomość upływającego czasu dodały jej jednak siły do wyprostowania się do pozycji siedzącej. Po omacku poszukała blastera bezpiecznego w kaburze przy pasie, gdzie wciąż przyczepionych było kilka shurikenów.
Niemal szlochając z powodu przeszywającego ją bólu, stanęła na nogach. Miała wrażenie, że te są z waty - ledwo udało jej się na nich utrzymać, a i to tylko dzięki temu, że podparła się o rozbitą tablicę przyrządów.
Starając się przebić wzrokiem gęstą zasłonę czarnego dymu, szukała Tresty.