Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył były płomienie. Dopiero po ułamku sekundy dotarło do niego, że ogień, nie tylko się przemieszcza, ale do tego krzyczy. Zgodnie z wpojonymi mu naukami Jedi, chciał jak najszybciej ruszyć jej z pomocą, ale gdy tylko spróbował podnieść się z ziemi, jego ciało gwałtownie zaprotestowało bólem wszystkich mięśni i zawrotami głowy zdolnymi powalić banthę. Miał zamiar wstawać nieco wolniej, zamiast od razu zrywać się na nogi, ale nim się zorientował, ponownie osunął się w objęcia nieświadomości.
Kilka minut wcześniej.
-To są skutki latania tanimi liniami - Cyrus nieudolnie starał się uspokoić przerażoną kobietę siedzącą obok niego. Albo on miał spaczone poczucie humoru albo była zbyt przerażona, by zrozumieć żart. - Piloci na pewno sobie poradzą - dodał szukając bardziej racjonalnych argumentów i jednocześnie próbując delikatnie musnąć jej umysł, by usunąć z niego panikę. - Każdy z nich niejednokrotnie przerabiał taką sytuację na symulatorach, więc muszą doskonale wiedzieć co robić. Poza tym, kapitan powiedział, że to tylko "drobna usterka", więc...
Nie skończył, bowiem w tym momencie promem potwornie szarpnęło, a do jego uszu doszedł dźwięk rwanego metalu, mający swoje źródło gdzieś z tyłu promu. Jęk rozpadającego się poszycia, towarzyszący mu huk, krzyk przerażonych ludzi i łomot ciężkich przedmiotów latających po całym przedziale pasażerskim zlały się w jedno: jazgot, jakiego Cyrus nigdy w życiu nie słyszał.
A potem zaczęło się prawdziwe piekło. Pierwsza przez dziurę w poszyciu wyleciała stewardesa. Cyrus zdążył jedynie usłyszeć jej porażający krzyk i zobaczyć jasną smugę, która zapewne była jej blond włosami. Kolejni pasażerowie byli wysysani z promu z zastraszającą prędkością, a Stadlober nie był w stanie zrobić nic, by ich uratować. Nawet jego zmysły i umiejętności Rycerza Jedi były nieużyteczne w tej sytuacji. Po prostu nie wiedział co mógłby zrobić.
Fotel kobiety, którą jeszcze przed kilkoma sekundami uspokajał, zaczął wyraźnie przesuwać się ku tyłowi maszyny. Cyrusowi wystarczyło krótkie spojrzenie, by zdać sobie sprawę z tego, że wstrząsy i rozerwanie kadłuba musiały spowodować poluzowanie siedzenia.
-Rozepnij pasy!
Krzyknął, ale kobieta nie zrozumiała, o co mu chodziło. Nim zdążył powtórzyć komendę, fotel został wyrwany z podłogi, by zostać wyssanym na zewnątrz, ku pewnej śmierci. Jedi, jedynie dzięki swojemu nadludzkiemu refleksowi, zdołał złapać pasażerkę za prawą rękę. Szarpnięcie było tak silne, że niewiele brakowało, by wyrwało mu ramię ze stawu.
-Nie puszczaj mnie!
Wpatrywał się w brązowe oczy, w których przerażenie się nie kryło - ono niemal wyłaziło z nich na wierzch. Cyrus czuł, że palce kobiety wyślizgują się z jego uścisku, ale był w tak niewygodnej pozycji, że nie był w stanie chwycić jej drugą ręką. Nie mógł pozwolić jej umrzeć.
Bowiem w tych oczach, oprócz strachu i błagania o pomoc, dostrzegł też iskierkę zaufania.
Odpiął pas bezpieczeństwa i obrócił się w fotelu klękając na siedzeniu. Drugą ręką chwycił kobietę w chwili, gdy ta już niemal wysmyknęła mu się z uchwytu, by polecieć w ramiona śmierci. Korzystając ze wszystkich sztuczek, jakich nauczyli go w Świątyni, robił wszystko, by samemu nie wylecieć w przestrzeń za promem i nawet pozwolił sobie na cień uśmiechu mający dodać kobiecie otuchy.
Siła uderzenia w ziemię była potężna. W jednej chwili Cyrus pewnie zapierał się kolanami w fotelu i w mocnym uścisku trzymał kobietę, by uchronić ją od pewnej śmierci, by w drugim niespodziewanie rąbnąć potylicą w sufit przedziału pasażerskiego. Nie zdążył nawet zobaczyć, co stało się z tamtą pasażerką, gdy poczuł, że sam wylatuje przez rozerwaną część poszycia...
Do rzeczywistego świata przywróciły go wymioty. Mało się nie udusił, gdy zwracał swoje śniadanie, a kwaśny smak w ustach i ból napiętych mięśni brzucha nieco go otrzeźwiły. Nie wiedział na jak długo stracił przytomność, ale w zasięgu wzroku nie miał już żywej pochodni, a jedynie tlące się zwłoki. Nie spodziewał się jednak, by minęło więcej niż sześćdziesiąt sekund.
Nauczony poprzednim doświadczeniem, tym razem wstawał powoli. Najpierw podciągnął pod siebie kolana, a następnie odkleił policzek od pokrytej pyłem ziemi. Starając się powstrzymać skurcze buntującego się żołądka, niespiesznie się wyprostował i sięgnął lewą ręką do potylicy.
Krew, tak jak przypuszczał.
Na szczęście rana nie była groźna - choć na pewno wymagała odkażenia, albo chociaż przemycia w czystej wodzie. Cyrus nie liczył jednak na to znajdzie gdzieś taką na tej planecie. Otaczający go świat przypominał piekło, bowiem płonęły nie tylko szczątki wraku, ale i wszystko wokół - po wejściu w atmosferę, przez iluminator wyraźnie widział rwące strumienie lawy i martwe równiny pokryte wulkanicznym pyłem. Nie było to środowisko przyjazne jakimkolwiek formom życia.
Czując, że zawroty głowy przechodzą, a jego błędnik dochodzi do siebie, powoli podniósł się z kolan i rozejrzał wokół. Wszędzie leżały ciała, kilkanaście kroków dalej ktoś zanosił się szlochem, gdzieś indziej okaleczony mężczyzna przyciskał do piersi krwawy kikut urwanej ręki.
Zmusił się do zrobienia pierwszego kroku i zaczął szukać innych ocalałych. Być może gdzieś tam był ktoś, kto potrzebował pomocy - w takim wypadku Rycerz Jedi powinien udzielić jej z narażeniem własnego życia.
Stadlober z determinacją spojrzał w kierunku wraka i ruszył w jego kierunku licząc, że znajdzie żywych.