Wyraźnie za to usłyszeli chrzęszczące na białym puchu kroki ciężkich butów, nie zwiastujące niczego dobrego. Przybyciu czterech osobników (którzy dotarli tu w dwójkach, drepcząc przy zewnętrznej stronie muru) towarzyszyło pogorszenie się pogody - wiatr dął gwałtowniej, podrywając ze sobą drobne połacie śniegu i miotając nimi po okolicy, a opad zauważalnie się zwiększył; zanosiło się na zamieć. Wracając jednak do przybyszów: wszyscy okryci byli najemniczymi, lekkimi zbrojami w kolorze otoczenia, tożsamości chowając za wymyślnymi hełmami. Trzech było mniej więcej tych samych gabarytów, uzbrojeni byli w evergreeny BlasTech Industries pokroju DC-15A, -15S czy E-11b, czyli spluwy używane chętnie przez szturmowców m.in. w czasie odległej o dwie dekady poprzedniej wojny Republiki z Imperium. Standard.
Niepokojący był natomiast czwarty typ: wyższy o głowę od kamratów, Vuusen i jeszcze bardziej od Ganda. Nienadmiernie umięśniony, a raczej żylasty, choć ciężko było dokładnie ocenić budowę ciała pod pancerzem. Z całą pewnością dysponował dwoma podstępnymi, nadgarstkowymi miotaczami boltów Dur-24, tego samego rodzaju, które miał w arsenale pewien sławny łowca nagród. Oprócz tego, przy udzie nosił raczej krótkie wibroostrze w pochwie, która wyglądała na łatwą. W otwarciu. Tak czy siak, z tym dżentelmenem było coś nie w porządku. Czuło się to w trzewiach.
- Nie rozumiem. Wysłali nas za pięcioma mordercami, a teraz pojawiło się dwóch dodatkowych. - mruknął przez tłumiący odgłosy hełm jeden z obcych. - Za nich też płacą?
- Nagroda jak nagroda. Pięć kawałków od miecza. Po dobroci ich nie rozdają. Przydałoby się zarobić. - rzekł kolejny, uważnie obserwując Khaylię i Oto. - Poza tym, Rura i ci tutaj załatwili całą robotę za nas, a bym sobie uczciwie postrzelał.
- No... fajnie by było. - rozmarzył się trzeci, z jaskrawym napisem "Zapierdolę" nad wizjerem. - Nic tylko biegaj po wiochach i ścigaj zasranych Sithów, w kółko i w kółko. Spadające statki i inne popieprzenia.
- Gdyby nie statki, to byśmy tu nie wpadli. - zauważył trzeźwo drugi.
I gdy zdawało się już, że najemnicy postanowią urządzić sobie dłuższą debatę, milczący dryblas cisnął granatem błyskowym pod stopy Mocowładnych i taktycznie się wycofał. Reszta łowców, których pobudki nieco się już zarysowały, nie traciła czasu i zgodnie zasypała posiadaczy cennych mieczy gradem pocisków, wiążąc ich krzyżowym ogniem. Ani chwili spokoju. Nikt nawet nie pokusił się o drobne wyjaśnienia. Jakby ktoś tu nosił tarcze strzeleckie na czole.