przez Jack Welles » 5 Lut 2009, o 14:09
W tym samy czasie Jack, kończył właśnie śniadanie w hotelowej restauracji. O tej porze, było w niej nie wiele osób. Nagle weszła do niej przykuwająca uwagę kobieta. Miała ona średniej dlugości blond włosy, a była ona ubrana w przewiewną czerwoną sukienkę, spod której bez problemu można zobaczyć zarys jej wysportowanego ciała. Jedyne co psuło cały efekt to tatuaż na prawym ramieniu, bardzo podobny do tego co Foreman'a. Podeszła ona do baru i zamówiła koktail mleczny, który zaczęła pić przez słomkę. Jack momentalnie porzucił końcówkę swojego śniadania i nieśpiesznym krokiem podszedł do nowoprzybyłej.
- Witaj - powiedział z szerokim uśmiechem - Czy my się przypadkiem nie znamy?
Kobieta spojrzała chłodnym wzrokiem na Jack'a i odpowiedziała:
- Ja ciebie tak - czytałam twoje akta.
- Ups - rzucił żartobliwym tonem Jack.
- Nie "ups" tylko za chwilę jedziesz ze mną by zdać raport z kosztów twoich akcji - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- A umówisz się ze mną jak powiem ci, że umiem zabić człowieka jednym kciukiem - rzekł Jack z uśmiechem.
- A kto nie umie - odpowiedziała mu kobieta - Zbieraj dupe w troki i jedziemy stąd.
- Sie robi - odpowiedział mężczyzna. Po szybkim, aczkolwiek przepełnionym sucharami w wykonaniu Foremana, locie znaleźli się w wysokim, opatrzonym groźnym napisem "Departament Skarbu", budynku. Mimo zapewnień "skarbowców" na temat oszczędności, prawie każdy korytarz i hol gmachu, był ozdobiony wymyślnymi rzeźbami i obrazami.
- Ładnie tu - powiedział Jack - I to wszystko idzie z mojej pensji...
- Przecież ty nie zarabiasz - powiedziała kobieta - Jesteś w 100% utrzymywany przez państwo.
- Aj tam - odpowiedział Foreman - Czy już ponarzekać nie można?
- Nie... Jesteśmy na miejscu - znasz procedury? - spytała się wskazując ,odróżniające się znacząco od innych, drzwi.
- Ehhh... - westchnął Jack - Znam...
Pomieszczenie, do którego wszedł bohater, do złudzenia przypominało sale przesłuchań. Na jego środku stał metalowy stół, a po jego dwóch stronach, wyglądająco jakby zaprojektowane do tego by być nie wygodnymi, krzesła. Na przeciwnym, względem Foremana, końcu siedział ubrany w czarny garnitur łysawy mężczyzna, mający założone grube jak dęnka od butelek whiskey okulary - słowem typowy księgowy.
- Starszy sierżant Korpusu Piechoty i kapitan-sierżant Wywiadu Jack Foreman - stwierdził, bardziej niż spytał mężczyzna - Wie pan po co tu jest?
- Domyślam się... - odpowiedział nie pewnie Jack, a to bardzo rzadko mu się zdarza.
- Musimy wytłumaczyć koszty pana indywidualnych akcji - jest potrzeba sprawdzenia czy wydał pan te wszystkie kredyty imperium jedynie w celach operacyjnych - powiedział nieznajomy mężczyzna znudzonym, aczkolwiek z ukrytą groźbą głosem.
- Rozumiem - odpowiedział Jack i zajął miejsce przy stole.
*****************************
Po pięciu godzinach przesłuchanie chyliło się ku końcowi. Jack marzył już by znaleźć się nawet z powrotem na szkoleniu wstępnym piechoty:
-... I uważa pan, że uwierzę iż ta wizyta w najdroższym domu publicznym po tej stronie galaktyki była w celach czysto operacyjnych?! - krzyknął już widocznie zirytowany księgowy.
- Oczywiście - odpowiedział Jack spokojnie - Gdyby nie to nie mógłbym dalej śledzić mojego podejrzanego, a że nie mogłem wypaść z roli musiałem zamówić jedną z... eeee... specjalności zakładu.
- A nie mógł pan po prostu poczekać na zewnątrz?!
- Otóż nie - cel mógłby poprostu wyjść tylnymi drzwiami i wszystkie koszty operacyjne przygotowujące do porwania celu poszły by na marne i...
Jackowi przerwało nagłe wejście dwóch, ubranych w takie same mundury co on, mężczyzn. Jeden z nich powiedział do przesłuchującego:
- Wie pan, że "Departament Skarbu" nie ma prawa porywać naszych oficerów i bez naszej wiedzy ich przesłuchiwać. Wasz urząd przecież dostał oficjalny raport z kosztów operacyjnych...
- Który jest kompletnie nie przydatny...
- To już nie sprawa Agencji Wywiadu - kapitanie Foreman wychodzimy.
Po chwili trójka mężczyzn leciała poduszkowcem w kierunku siedziby sztabu floty.
- Foreman - powiedział jeden z nich - Dlaczego nie zadzwoniłeś po pomoc?
- Nie mogłem się oprzeć agentce, którą po mnie przysłali...
- Hahaha- zaśmiał się drugi- Mówisz o Jessice? To nowy nabytek skarbowców - masz rację - jeszcze żaden mężczyzna nie dał rady jej odmówić... No nie ważne, dostaliśmy wiadomość od admirała Dakarus'a, że masz dołączyć do jakiegoś kapitana Luk'a Seven'a... Od kiedy kolegujesz się z flotą stary?
- Jakoś tak wyszło - odpowiedział Jack.
Pojazd wylądował i Foreman szybko z niego wyszedł
- Hej Jack - krzyknął za nim jeden z jego "wybawicieli"- Trzymaj się!
- Postaram się - mruknął Jack pod nosem i wszedł do budynku.
Po, krótkiej chwili wszedł do sali obrad.
- Hej Luk! Jesteś gdzieś tutaj? - krzyknął. Zdecydowana większość mężczyzn zgromadzona w sali spojrzała na jego mundur z nie ukrywaną nie chęcią...