Peter wierzchem dłoni starł krople potu, jakie wystąpiły mu na czole i rzucił nerwowe spojrzenie na ekrany panelu kontrolnego. Na ogonie mieli sześć myśliwców TIE - choć maszyny te w atmosferze były równie zwrotne, co rzucony kamień, MacLeod spodziewał się, że niedługo pojawi się ich więcej i Zephyr, wraz z załogą, znajdzie się w naprawdę poważnych tarapatach.
-Larisa Rayne powróciła do ambulatorium, by pomóc droidowi medycznemu w utrzymaniu przy życiu Clarka Borenaux - oznajmiła Alice wypranym z wszelkich uczuć, generowanym komputerowo głosem. - Przekierowuję moc obliczeniową na objęcie kontroli nad pokładowym uzbrojeniem.
-Rozwal sukinsynów!
Na potwierdzenie polecenia Petera, odezwały się laserowe wieżyczki Zephyra. Żadna żywa istota, jeśli nie jest wspierana przez Moc, nie może równać się szybkością reakcji i dokładnością celowania z komputerem, który bezbłędnie wyliczy trajektorię lotu myśliwca i odda strzał z odpowiednim wyprzedzeniem. Nie minęły nawet cztery sekundy, gdy dwa z sześciu ścigających ich myśliwców zamieniły się w płonące kule ognia, które w widowiskowy sposób rozbiły się o błyszczące w promieniach słońca budynki mieszkalne.
-Władze planety właśnie wydały rozkaz poderwania w powietrze eskadry myśliwców przechwytujących - poinformowała Petera Alice, nieustannie monitorująca sieci komunikacyjne Imperium. - Wydano też rozkaz zestrzelenia nas bez względu na koszty.
-Chyba kogoś wkurzyliśmy... - mruknął MacLeod skupiony na sterach i próbach uniknięcia nieprzyjacielskiego ognia oraz zderzenia z budynkami, które tworzyły prawdziwy labirynt. - Co na orbicie?
-Rozpoczęto operację zablokowania planety, jednak Imperium nie dysponuje w tym systemie wystarczającymi siłami, by uniemożliwić nam przedarcie się przez ich sieć. Poza tym, jeśli odlecimy stąd w czasie krótszym niż trzydzieści minut, nie uda im się odpowiednio rozlokować floty.
Larisa starała się zatrzymać krwawienie, lecz szkarłatna ciecz nieustannie wypływała jej przez palce, a sprawy nie ułatwiały gwałtowne zmiany prędkości i zwroty, których kompensatory nie nadążały niwelować. Rayne nie wiedziała czy gorszy jest widok lejącej się wszędzie krwi jej towarzysza czy ekran ze słabnącymi oznakami jego życia. Kilka sekund później, do całego bałaganu doszedł jeszcze jeden dość nieprzyjemny widok - robot medyczny ściągnął Clarkowi maskę przeciwgazową, by ułatwić mu oddychanie.
-Teraz będę kauteryzow... - droid nie skończył, gdyż Zephyrem porządnie rzuciło i maszyna, nie zdoławszy utrzymać równowagi, przewróciła się na ziemię. Larisa zamachała w powietrzu rękoma, lecz nie udało jej się osiągnąć jedynie tyle, że zrzuciła na podłogę narzędzia chirurgiczne...
-Co to było!?
Peter z niedowierzaniem spoglądał na stan osłon - ich moc po zaledwie jednym trafieniu spadła do poziomu dwudziestu procent. Jakby tego było mało, na żółto zaczęły świecić się kontrolki głównego kompensatora przyspieszenia oraz filtra powietrza. Strzelano do nich z czegoś zdecydowanie większego niż zwykłe działka TIE.
-Ustalam źródło strzału... W otoczeniu brak sygnatur broni zdolnej do strzału o tak dużej sile - oznajmiła Alice. - Zwiększam obszar skanowania... Namierzono źródło.
-Co to było!? - powtórzył przestraszony Peter
-Strzelano do nas z działa laserowego gwiezdnego niszczyciela.
-Że co!? Przecież tu nie ma niszczycieli!
-Strzał padł z orbity.
Peter nie wierzył własnym uszom - ścigała ich eskadra myśliwców przechwytujących, zarządzono blokadę planety, a do tego strzelano do jednego, małego statku z orbity? To nie były procedury przyjęte przez Imperium w ramach próby pochwycenia zwykłego bandyty, który rozpętał strzelaninę w hangarze kosmoportu. Czymś takim powinny zająć się siły policyjne, a nie flota - i to na taką skalę.
Chyba, że władze planety wiedziały do kogo należy Zephyr.
Co znaczyło, że ktoś z The Eye im o tym powiedział.
-Rozpoczynam procedury zwalczania zagrożenia elektronicznego.
-Raport!
-Komputery Zephyra stały się celem ataku elektronicznego. Ktoś zdalnie próbuje dostać się do pokładowych baz danych. Możliwe, że celem jest wewnętrznych systemów takich jak kontrola uzbrojenia, lecz po strukturze ataku przewiduję próbę skopiowania całej pamięci.
-Co to znaczy?
-Ktoś próbuje wykraść kody komunikacyjne, szyfry, współrzędne odwiedzonych miejsc i dane załogi - Peter przysiągłby, że bezuczuciowa Alice na moment zawiesiła głos - a także moje oprogramowanie.
-Słucham!? Chcą cię... uprowadzić!?
-Przekierowuję całą moc obliczeniową do procesów wojny elektronicznej - to była jedyna odpowiedź, jaka padła.
W chwili, gdy Alice całą moc obliczeniową przeniosła do procesów odpowiedzialnych za odpieranie prób włamania się do pokładowego komputera, zamilkły wszystkie wieżyczki laserowe - z wyjątkiem tej sterowanej przez Matta Roostera. Ściana ognia, jaką postawiły systemy uzbrojenia Zephyra przestała istnieć w tej samej chwili i jedynie jeden strzelec mógł chronić statek przed chmarą nadciągających myśliwców.
To było za mało.
Rooster dwoił się i troił, na zmianę prosił towarzyszy o pomoc i ich przeklinał, lecz nie ściągał palca ze spustu, nieustannie posyłając w stronę nieprzyjacielskich maszyn czerwone wiązki laserowe. Udało mu się zniszczyć ostatnią z "gał" jeszcze zanim TIE Interceptory znalazły się w zasięgu strzału. Chwilę później strącił też jeden z myśliwców przechwytujących. Było jednak oczywiste, że nie zdoła zniszczyć pozostałych maszyn zanim te przebiją się przez kadłub Zephyra.
Larisa kątem oka dostrzegła astromecha przejeżdżającego korytarzem, lecz nie miała czasu, ani ochoty, by zastanawiać się do której z awarii mały droid zmierza. Biorąc pod uwagę nieustanne wycie alarmu i czerwone mrugające światła, cudem było, że Zephyr jeszcze się trzymał w całości.
Spojrzała na pustą koję, na której przed chwilą jeszcze leżał nieprzytomny Zabrak. Na skutek działania podanych mu środków, Curse wrócił do rzeczywistości i, pomimo odniesionych ran, czym prędzej pobiegł do wieżyczki strzeleckiej, by pomóc Roosterowi w odpieraniu ataku. Uchroniło to Zephyra przed zniszczeniem, jednak na pokładzie zaczynały już szaleć pożary, zaś połowa systemów nie działała.
W ogniu walki, stojąc przed obliczem śmierci, Larisie udało się zatamować krwawienie, zabezpieczyć ranę i uchronić Clarka przed natychmiastowym opuszczeniem tego świata. Do ustabilizowania jego stanu nie była potrzebna, więc czym prędzej ruszyła w kierunku trzeciej wieżyczki laserowej.
Wstrząs był tak silny, że powalił ją na ziemię - i tylko dzięki temu udało jej się uniknąć fali ognia, która przemknęła nad jej głową. Przez ułamek sekundy widziała wielką dziurę w kadłubie, lecz gródź oddzielającą korytarz od stanowiska strzelca została natychmiast zamknięta, by uniemożliwić dekompresję pokładu. Zdążyła jeszcze pożałować, że nie ma sobie hermetycznego skafandra, który uchroniłby ją przed ewentualnymi skutkami działania próżni, gdy dotarło do niej, że na stanowisku, które przed chwilą przestało istnieć, przebywał Curse...
-Larisa, rusz się, kurwa, do tego działka! - wrzasnął Peter przywołując ją do rzeczywistości.
Trójkątna sylwetka imperialnego gwiezdnego niszczyciela była doskonale widoczna na tle czarnej pustki kosmosu. Zephyr ostatkiem sił, jedynie dzięki potężnym silnikom oraz wytrzymałym osłonom energetycznym, mknął w kierunku pozwalającym na wydostanie się ze studni grawitacyjnej Muunilinst. Peterowi udało się wyprowadzić statek poza obszar działania komputerów próbujących przełamać firewalle i zabezpieczenia Alice, dzięki czemu ta mogła ponownie przenieść moc obliczeniową na kierowanie systemami uzbrojenia.
MacLeod pustym wzrokiem rozejrzał się po zdewastowanym mostku, na który wpadli Matt i Larisa - niepotrzebni już na stanowiskach strzelców. Kokpit zaliczył jedno bezpośrednie trafienie i jedynie resztki osłon i mocny pancerz uchroniły to miejsce przed wyparowaniem.
-Rozpoczynam procedurę awaryjnego wejścia w nadświetlną - oznajmiła Alice. - Wejście za dwadzieścia sekund...
-Co z... Clarkiem? - spytał Peter
-Ma szanse - odparła Larisa. - Jednak Curse... nie przeżył.
-Kurwa... Ktoś nas sprzedał. Niemożliwe, by zaangażowano... takie siły w pościg za... zwykłymi bandziorami...
-Piętnaście sekund do skoku.
-Peter? Wszystko w porządku? - na twarzy Matta pojawił się niepokój. Pilot miał wyraźne problemy z utrzymaniem głowy w pionie oraz mówieniem. Rooster podszedł do MacLeoda i gdy stanął obok, zauważył, że jego mundur pokryty jest krwią.
-Jesteś ranny!
-Wyrzuciło mnie... z fotela i... nadziałem się... nadzia...
-Do skoku pozostało: dziesięć sekund.
-Peter! - Matt złapał MacLeoda nim ten zdążył spaść z fotela pilota na ziemię. - Larisa, pomóż mi!
-...cztery, trzy, dwie, jedna. Skok.
Rooster i Rayne poczuli znajome szarpnięcie, gdy Zephyr skoczył w nadprzestrzeń pozostawiając za sobą Muunilinst i imperialną flotę, a także niewyjaśnioną zagadkę zaangażowania tak wielkich sił w próbie uniemożliwienia im ucieczki z planety. Dwoje najemników położyło nieprzytomnego Petera na ziemi, a Matt rozerwał jego koszulę, by obejrzeć ranę. Na moment znieruchomiał, gdy zobaczył wielką dziurę w brzuchu, przez którą lała się krew zabarwiona na czarno.
-Jaki bajzel - jęknął próbując zatrzymać gwałtowny upływ krwi. Larisa miała wrażenie dziwnego deja vu, gdy przez palce Roostera uciekało zdecydowanie zbyt wiele szkarłatnej cieczy.
-Duch, leć po apteczkę! Peter, zostań ze mną, do cholery!
Larisa ruszyła się nim Matt zdążył dokończyć polecenie. Nie zwracając najmniejszej uwagi na krzątające się po statku astrodroidy, biegła do ambulatorium. Po drodze zahaczyła stopą o walające się na ziemi kable i runęła na podłogę nim zdołała odzyskać równowagę. Uderzenie wypompowało jej całe powietrze z płuc, lecz natychmiast poderwała się i, nie zważając na rwący ból w kolanie, pomknęła do pomieszczenia medycznego.
Wbiegając do środka wpadła na droida medycznego i niemal ponownie wylądowała na ziemi. Podparła się ręką o ścianę i przeskakując nad zrzuconymi przedtem narzędziami chirurgicznymi, złapała apteczkę.
-Zanotowano zatrzymanie funkcji życiowych pilota - głos Alice zdawał się docierać do Rayne z bardzo daleka. - Po wyjściu z nadprzestrzeni przejmę stery, chyba że pan Rooster zdecyduje inaczej...
Akcja przenosi się do: [The Eye] Stacja kosmiczna Feros