Pierwsze trzy myśliwce TIE, jakie wleciały w skuteczny zasięg dział Niebieskiej Ślicznotki, zamieniły się w kosmiczny pył nim ich piloci zdążyliby wypowiedzieć "za Imperatora". Pozostałe maszyny natychmiast rozproszyły szyk, by uniknąć laserowego ognia, lecz nowoczesne komputery celownicze The Eye bez większych problemów poradziły sobie z następnymi dwoma celami. Niemal połowa wrogiej eskadry przestała istnieć zanim Nina w ogóle zdążyła otworzyć usta, by złożyć meldunek.
W chwili, gdy wrogie bombowce wystrzeliły ciężkie rakiety, na mostku rozbrzmiał alarm, zaś monitory zaświeciły się na czerwono sygnalizując bezpośrednie zagrożenie.
-Zestrzelić mi to! - krzyknęła Nina zupełnie nie zwracając uwagi na Marsalisa.
W przeciągu zaledwie kilkunastu setnych sekundy komputery wyliczyły trajektorie lotu celów o najwyższym priorytecie - to znaczy, pędzących w ich stronę rakiet zdolnych przedrzeć się przez osłony okrętu i rozpoczęły ich ostrzał. Pierwsze dwie salwy zostały strącone w bezpiecznej odległości, jednak jeden z pocisków trzeciej przedostał się przez ścianę ognia i ostatecznie zestrzelony został zbyt blisko Ślicznotki. Wstrząs rozszedł się po całym pokładzie, zaś alarmy uszkodzeniowe zaczęły wskazywać na drobne nieszczelności poszycia na poziomie maszynowni.
-Ekipy techniczne w drodze! - zameldowała Nina - Jak się pospieszą, zdążą zanim rozerwie nam kadłub.
Ostrzał transportowca bacty zdecydowanie osłabł - najpierw należało zlikwidować zagrożenie, jakim były imperialne TIE, lecz mimo to kilka salw z dział jonowych wystarczyło, by zneutralizować osłony energetyczne. Powoli, acz nieubłaganie, poziom tarcz spadał - najpierw do krytycznego - a później do zera. Unieruchomienie jednostki było jedynie kwestią kilku strzałów.
W tym czasie jednak wrogie bombowce szykowały się do drugiego podejścia nad cel. Pierwszy z nich strącony został nim w ogóle zdążyły zawrócić, lecz pozostałym dwóm na razie udawało się unikać lawiny ognia - czego nie można było powiedzieć o części myśliwców TIE, z których zostało już jedynie pięć maszyn. Tym razem imperialni piloci jednak się naprawdę postarali i rakiety odpalili z minimalnej odległości wymaganej do uzbrojenia głowic.
Wstrząs niemal wyrzucił Marsalisa z fotela. Wciąż dudniło mu w uszach, gdy wdzierało się do nich wycie syren alarmowych oznaczających dekompresję. Wystarczył jeden rzut oka na raport uszkodzeniowy, by stwierdzić, że jeden z magazynów i część kwater załogi mogą teraz spełniać funkcję tarasu widokowego. Dziura w kadłubie nie była mała, ale na szczęście nie ograniczała sprawności Ślicznotki jako okrętu bojowego...
-Na razie brak informacji o stratach w załodze! - meldowała Nina. - Wszystkie systemy sprawne, grodzie zamknęły nieszczelne przedziały! Napęd transportowca bacty wyłączony działami jonowymi. Jesteśmy gotowi do dokowania! Pozostałe maszyny wroga podchodzą do kolejnego ataku: cztery myśliwce i dwa bombowce, sir!
Carl musiał zdecydować czy powinien najpierw rozprawić się z maszynami wroga czy może nie marnować czasu i dokonać abordażu transportowca jak najszybciej ryzykując stanie się łatwym, choć nie bezbronnym, celem - pozwoliłoby mu to jednak zyskać cenne minuty niezbędne do uniknięcia starcia z większymi siłami Imperium.
W chwili, gdy wrogie bombowce wystrzeliły ciężkie rakiety, na mostku rozbrzmiał alarm, zaś monitory zaświeciły się na czerwono sygnalizując bezpośrednie zagrożenie.
-Zestrzelić mi to! - krzyknęła Nina zupełnie nie zwracając uwagi na Marsalisa.
W przeciągu zaledwie kilkunastu setnych sekundy komputery wyliczyły trajektorie lotu celów o najwyższym priorytecie - to znaczy, pędzących w ich stronę rakiet zdolnych przedrzeć się przez osłony okrętu i rozpoczęły ich ostrzał. Pierwsze dwie salwy zostały strącone w bezpiecznej odległości, jednak jeden z pocisków trzeciej przedostał się przez ścianę ognia i ostatecznie zestrzelony został zbyt blisko Ślicznotki. Wstrząs rozszedł się po całym pokładzie, zaś alarmy uszkodzeniowe zaczęły wskazywać na drobne nieszczelności poszycia na poziomie maszynowni.
-Ekipy techniczne w drodze! - zameldowała Nina - Jak się pospieszą, zdążą zanim rozerwie nam kadłub.
Ostrzał transportowca bacty zdecydowanie osłabł - najpierw należało zlikwidować zagrożenie, jakim były imperialne TIE, lecz mimo to kilka salw z dział jonowych wystarczyło, by zneutralizować osłony energetyczne. Powoli, acz nieubłaganie, poziom tarcz spadał - najpierw do krytycznego - a później do zera. Unieruchomienie jednostki było jedynie kwestią kilku strzałów.
W tym czasie jednak wrogie bombowce szykowały się do drugiego podejścia nad cel. Pierwszy z nich strącony został nim w ogóle zdążyły zawrócić, lecz pozostałym dwóm na razie udawało się unikać lawiny ognia - czego nie można było powiedzieć o części myśliwców TIE, z których zostało już jedynie pięć maszyn. Tym razem imperialni piloci jednak się naprawdę postarali i rakiety odpalili z minimalnej odległości wymaganej do uzbrojenia głowic.
Wstrząs niemal wyrzucił Marsalisa z fotela. Wciąż dudniło mu w uszach, gdy wdzierało się do nich wycie syren alarmowych oznaczających dekompresję. Wystarczył jeden rzut oka na raport uszkodzeniowy, by stwierdzić, że jeden z magazynów i część kwater załogi mogą teraz spełniać funkcję tarasu widokowego. Dziura w kadłubie nie była mała, ale na szczęście nie ograniczała sprawności Ślicznotki jako okrętu bojowego...
-Na razie brak informacji o stratach w załodze! - meldowała Nina. - Wszystkie systemy sprawne, grodzie zamknęły nieszczelne przedziały! Napęd transportowca bacty wyłączony działami jonowymi. Jesteśmy gotowi do dokowania! Pozostałe maszyny wroga podchodzą do kolejnego ataku: cztery myśliwce i dwa bombowce, sir!
Carl musiał zdecydować czy powinien najpierw rozprawić się z maszynami wroga czy może nie marnować czasu i dokonać abordażu transportowca jak najszybciej ryzykując stanie się łatwym, choć nie bezbronnym, celem - pozwoliłoby mu to jednak zyskać cenne minuty niezbędne do uniknięcia starcia z większymi siłami Imperium.