Kelan niechętnie otworzył oczy. Bliźniacze słońca oślepiały go pomimo gogli przeciwsłonecznych, które założył na początku lotu. Wygramolił się z pojazdu, bacznie lustrując okolicę w poszukiwaniu jakiejkolwiek aktywności imperialnej. Wzbudzili jednak jedynie zainteresowanie właściciela przybytku, w którym wcześniej Daylana i Tresta wypożyczyli swoopy. Duros podniósł się, zamierzając ruszyć w kierunku kobiety, która najwyraźniej ukradła jego maszynę, oraz jej towarzysza. Wymowna mina otulonego w lokalne szaty mężczyzny i jego wzrok, który Toobas poczuł na sobie nawet zza gogli przeciwsłonecznych, uświadomiły mu jednak, że nie jest to najszczęśliwszy pomysł.
- Możesz go zatrzymać - rzuciła niebieskoskóra w kierunku Durosa, wskazując głową na pojazd którym dotarli do Mos Eisley - gdybyś chciał sprzedać go na wagę, dostaniesz za niego trochę więcej niż za dwa swoopy. Te znajdziesz zresztą przy wlocie do Kanionu Pustynnego Szczura, czy jakkolwiek się nazywa. Chyba, że te wkurwiające, zakapturzone pokurcze z błyszczącymi oczami już je znalazły.
Toobas powiódł jedynie wzrokiem za oddalającą się parką.
- Co teraz? - spytała Daylana, gdy odeszli już kawałek.
- Wynosimy się stąd w cholerę. Im szybciej tym lepiej, zanim imperialni połapią się, że nawialiśmy z pałacu i nie zdychamy na pustyni.
Mimo bólu, który zdawał się promieniować z boku do najdalszych krańców jego ciała, Kelan przyśpieszył kroku. W obecnej chwili marzył o potężnej dawce mocnych środków przeciwbólowych. I prysznicu.
"Kruk", obecnie przykryty cienką warstwą kurzy i piasku, czekał na nich na dwudziestym pierwszym lądowisku. Rampa opadła z sykiem na brudną płytę lądowiska, zapraszając do chłodnego wnętrza maszyny.
- Odpal silniki - zarządził Kelan - Muszę załatwić tylko jedną rzecz.
Nie wiedział co stało się z Nomadem i czy kiedykolwiek miał zamiar dotrzeć do Mos Eisley, lecz zamierzał zostawić mu chociaż jakąś wiadomość. Lata spędzone w oddziale imperialnym, nauczyły go, że nie zostawia się towarzyszy broni za sobą. Zmierzał w kierunku drzwi lądowiska, gdy te rozsunęły się i stanęło w nich kilku zamaskowanych mężczyzn. Łowca bez zastanowienia rzucił się w kierunku okrętu, a jego tropem pomknęły wiązki energii.
- Odpalaj do kurwy nędzi! - ryknął jeszcze biegu i jak na komendę silniki ożyły, wzbijając w powietrze tumany kurzu.
Kelan rzucił się na zamykającą się rampę, czując jak jedna z wiązek energii przemyka tuż koło jego ucha.
- Skurwysyny - warknął pod nosem i zapominając o złamanych żebrach, pobiegł w kierunku kabiny pilotów. "Kruk", któremu strzały ze standardowej broni nie wyrządzały żadnej krzywdy, uniósł się majestatycznie nad lądowisko.
- Miło było - wycedził Kelan, aktywując zawieszone u spodu okrętu działko. Sterowane zdalnie nie było tak celne, ale spełniało swoje zadanie. Jeden z pocisków trafił w zbiornik paliwa. Potężny wybuch wyrwał spory kawałek ściany, zasypując napastników fragmentami kamieni, metalu i ogniem. Navarr był świadom, że przez jakiś czas nie będą mile widziani w kosmoporcie Mos Eisley.
Gdy wyszli z atmosfery, Kelan ustawił parametry skoku nadświetlnego, na pierwszą, lepszą planetę. Chciał jedynie oddalić się od Tatooine najszybciej jak było to możliwe. Przełykając czwartą tabletkę przeciwbólową spoglądał jak gwiazdy przed szybami kokpitu rozmazują się w jednolity, wirujący kolor. Był zmęczony.
- Idę wziąć prysznic - oznajmił krótko i ruszył ku pokładowej łazience, jeszcze w drodze z trudem zdejmując z siebie koszulę i rzucając ją gdzieś w róg kabiny.
Akcja przenosi się do: [Manaan] Lądowisko