Zrobiłem z nią to samo, co z większością książek SW anglojęzycznych. Otworzyłem, przeczytałem kawałek i doszedłem do wniosku, że cholera mnie bierze przy dialogach w cudzysłowie, a angielska składnia gra mi na nerwach w tekstach fabularnych. Ot, skrzywienie miłośnika języka polskiego.
Sama fabuła książki jest znana na wookiepedii niemal od momentu jej wydania, więc najpierw ją sobie przyswoiłem, a później na chybił trafił próbowałem to czytać. Luceno nie jest złym pisarzem, ale nigdy nie nazwałbym go dobrym. Do Salvatore'a i Zahna mu daleko, a oni jako taki poziom w SW trzymają.
Nie będę spojlerował (dużo), moje wrażenia: czytadło, a relacje Plagueisa i Sidiousa mnie zawiodły. Szkolenie Sidiousa bardzo mnie interesowało, to ciekawe, kim mógł być wcześniej koleś, którego poznajemy głównie jako mistrza intrygi i potężnego Sitha. Okazuje się, że Sidious (który de facto jest głównym bohaterem) ma zaplecze fabularne do bólu sztampowe, a Plagueis jest mroczny.
Tło, w jakim ci dwaj panowie się poznali też rozczarowuje. Śmierć Plagueisa - nic nowego. Czas akcji był znany od dawna, od lat wiadomo w EU, że Sidious zabił mistrza w międzyczasie Mrocznego Widma. Ot, zero zaskoczenia. Po raz wtóry się okazuje, że zasada dwóch to mit i każdy kombinował na własną rękę. Midichloriany, maxichloriany - no coś z Mocą pokombinowano i dano pewne ciekawe oglądy. Nie rozwinięto za to motywu Wybrańca i jego ewentualnego pochodzenia od Plagueisa - Luceno chyba miał związane ręce, jak to pisał*. No, ale przynajmniej widać, że SW zna. Plus za to, że poznajemy nieco nauczyciela Plagueisa. Drugi plus to zaplecze Sithów - dowiadujemy się, skąd mieli środki i jakie narzędzia stosowali, by manipulować galaktyką. I, że wcale tak znowu się w cieniu nie kryli...
Wyraziłem sporo negatywów, ale nie ma tragedii. Po prostu miałem wysokie oczekiwania w przypadku akurat tej pozycji. młodość i szkolenie Sidiousa brałem często na warsztat jako fanfikowy twórca, więc mam do tego tematu sentyment.
Liczyłem na ciekawą historię, a taką jak Luceno to mógłby napisać każdy domowy autor fanfików. Bohaterowie na Mgławicy mają nieraz więcej głębi, niż to, co wyczytamy w powieści. W ogóle książki z półki SW zwykle nie stoją na dużo wyższym poziomie niż twórczość fanów.
Jak każda książka SW - dla fanów, dla tych, którzy chcą poznać fabułę (acz i tu wookie wystarcza). Na pewno nie przeczytałbym tej powieści, gdybym szukał porządnej lektury.
* za to ciekawy jest sam motyw wybrańca w nowym świetle. Zwłaszcza w perspektywie kanonu późniejszego, już Sidiousa i jego klonów.