Nazwa postaci : Martin "Bantha" Heer
Rasa : Człowiek
Profesja : Żołnierz, Szeregowiec
Data urodzenia : 4 BBY
Usposobienie :
Martin nie wyróżnia się wieloma specjalnymi cechami spośród innych osobników swojej rasy. Za to wyróżnia się kilkoma. Jest bardzo ambitny. Jego marzeniem było zostać generałem sił Imperialnych, jednak z wiekiem jako cel postawił przed sobą osiągnięcie jak największego szczebla w hierarchii wojska imperialnego. Chce wykorzystać większość środków jakie mu rzuci los pod nogi do wspięcia się, jak najwyżej.
Charakteryzuje go stanowczość. Zazwyczaj, jeśli postawi przed sobą jakiś cel to stawia go aby go wykonać. Trudno zmienić jego postanowienia, on sam nie jest skory do zmiany swoich wyznaczonych celów.
Coś co go wyróżnia na tle innych osób ze środowiska to fanatyzm - lata wychowywania z Ojcem, byłym oficerem nie obyły się bez wpływu. Wiele historii o Imperium, armii czy ojcowskich przygodach zafascynowały go raz stworzyły cudowny obraz Imperium jako potęgę przed którą przeciwnicy uciekają w popłochu.
Nie licząc tych cech zachowuje się tak samo, jak reszta - lubi się pośmiać, wypić piwo z kolegami rekrutami. W miarę możliwości próbuje utrzymywać przyjazne kontakty z towarzyszami broni oraz podtrzymywać ich morale. Oczywiście, jeśli nie działają mu na szkodę lub szkodę imperium.
Wygląd :
Martin to człowiek średniej postury. Nie jest on chudy jak patyk, ale jego muskulaturze wiele brakuje aby nazwać go jakimś siłaczem.
Posiada bliznę na lewym oku ciągnącą się od połowy czoła do wysokości ust.
W młodości posiadał średniej długości włosy, jednak w wieku około 16 lat zgolił się na łyso. Od tamtej pory nic nie zdobi głowy bohatera. Tak samo nie posiada zarostu.
Posiada dosyć wyraziste i ostre rysy twarzy, a jego skóra nie należy do najgładszych.
Umiejętności :
Martin od najmłodszych lat uczył się obsługiwania broni wykorzystywanej w armii. Najczęściej z Ojcem doskonalił umiejętności korzystania z broni zwanej E-11. Do 15 wieku życia posługiwał się nią niemal doskonale... przynajmniej w mniemaniu Ojca.
Wychowywał się w trudnych warunkach pustynnych. Dzięki temu potrafi przetrwać bez takich podstawowych rzeczy jak woda i jedzenie dłużej niż większość miejskiej ludności. Jest on również sprawniejszy fizycznie, a sprinty czy dłuższe biegi nie sprawiają mu większego zmęczenia. Dopóki nie są to naprawdę długie biegi...
Słuchając opowieści Ojca o wojsku i Imperium coś mu utknęło w pamięci, mowy, cytaty, słowa. Później odkrył, że jest on całkiem niezłym mówcą. Potrafi zbudować szybko morale i namówić ludzi do czegoś czego, by normalnie nie zrobili.
Biorąc udział w polowaniach na Tuskenów wyuczył się wielu rzeczy, które są przydatne do tropienia - specjalne znaki, wsłuchiwanie, oznaki obecności. Wiele rzeczy udało mu się zapamiętać z tych polowań i ma nadzieje na ich wykorzystanie teraz.
Historia :
Matka Martina to była zwykła mieszkanka, a raczej niewolnica z planety Tatooine. W niewiadomy sposób "oczarowała" Ojca przyszłego żołnierza i została przez niego wykupiona. Z ojcem to już inna sprawa. Jest to były oficer imperialny, wiernie oddany. Prawdopodobnie tylko tak siebie kreował. Nigdy nie wyjawił rodzinie jak pojawił się na planecie, uciekł z armii, wyrzucili go?
Jednak niemałe pieniądze, które ze sobą przywiózł mogły oznaczać współprace nie tylko z Imperium.
Martin przyszedł na świat na małej farmie wilgoci niedaleko Mos Eisley. Tam spędził również większość swojego dotychczasowego życia. Wiódł typowe życie, pomagał rodzicom, bawił się z kolegami, którzy mieszkali kilka farm dalej lub w Mos Eisley.
Od kiedy chłopiec zaczął rozumieć co się do niego mówi ojciec zaczął wpajać mu do głowy wartości takie jak lojalność czy odwaga. Wiele historii na temat Imperium na zawsze zapadły Martinowi w pamięci.
Ojciec kilka razy w tygodniu zabierał na treningi strzeleckie podczas, których korzystali z kilku egzemplarzy broni imperium przywiezione ze sobą przez ojca. Jeśli miał dobry humor i czas zabierał Martina na coś, co nazywali "polowaniem". Często niedaleko ich domu przechodziły od czasu do czasu małe oddziały ludzi pustyni..., czyli idealny cel do świetnej zabawy.
Kiedy Martin osiągnął już nieco dojrzalszy wiek, czyli, kiedy miał lat szesnaście postanowił, że ciągłe działanie z tatą zaczyna go nudzić. Chwycił za broń, zabrał trochę wody i poszedł samodzielnie zapolować na niczego nie świadomych Tuskenów.
Przebył te samą drogę która odbywał z ojcem, żadnych problemów, zapowiedź udanych łowów. Jednak tym razem zamiast dostać łatwy cel natrafił na grupę, która niemal natychmiastowo go zauważyła. A było ich trzech, nieszczęśliwie Martin zauważył tylko dwóch. Zawyli oni w niebogłosy, a przestraszony łowczy zaczął taktycznie wycofywać się w stronę domu. Kiedy myślał, że ujdzie bez szwanku zza skały wyskoczył na niego Tusken, który bez wahania rzucił się na niego z nożem.
Powalając Martina na ziemie, próbował dźgnąć go w głowę. Dzięki silnemu oporowi chłopca nie udało się to mu, ale jak to bywa nie obyło się bez draśnięcia - niemal po całej długości głowy miecz przejechał Martinowi po skórze. Wszystko skończyłoby się tragiczniej, gdyby nie to, że ojciec śledził Martina i zastrzelił szybko człowieka pustyni, kiedy tylko zauważył, że coś się dzieje nie tak.
Słysząc odgłosy walki dwójka jeźdźców ruszyła na pomoc. Zostali oni jednak szybko sprzątnięci przez byłego oficera. Słysząc odgłosy walki w paniczną ucieczkę rzuciła się Bantha, która była towarzyszką podróży martwych Tuskenów. Niefortunnie tracąc zmysły stwór wybrał drogę do ucieczki przez środek bitwy, taranując Martina, który, ledwo uszedł z życiem. Po wszystkim zabrano go do domu.
Tam przywitali go przyjaciele, którzy szukając go postanowili poczekać na niego w jego domu. Po dowiedzeniu się o wszystkich wydarzeniach zaczęli chłopaka przezywać Bantha czy to obraźliwie, czy to z sympatii... samemu chłopakowi to nie przeszkadzało.
Kilka lat po tych wydarzeniach, a dokładniej w połowie roku 25 ABY Martinowi znudziło się życie na farmie. Codzienna rutyna dobijała gwoździe do jego trumny jak to mówił. Pewnego dnia przyjaciel zapytał go czy nie chciał, by się wybrać w "wycieczkę" na Muunilist. A mówiąc wycieczka przyjaciel miał na myśli wyprawę z przemytnikami przerzucającymi jakieś towar na ową planetę. Była to okazja do nie małego zarobku, jednak Martin zauważył w tym pewną szanse. Muunlist ciągle znajdował się pod władza Imperium. Była to wręcz idealna sytuacja do zaciągnięcia się aby walczyć dla Imperium. Szczególnie w tych czasach, kiedy można brać udział w kolejnych wspaniałych zwycięstwach Imperium.
Bezzwłocznie się zgodził. Martin zdziwił się kiedy z niewiadomych przyczyn jego ojciec nie zgadzał się na to, aby syn służył w armii imperialnej. Nie wiadomo z jakich powodów zaczął zaprzeczać wszystkiemu co opowiadał, stwierdził, że to były bajki. Niestety, lub stety, nic już nie mogło zatrzymać ambitnego młodzieńca. Zostawił kartkę pożegnalną i w nocy uciekł do Mos Eisley skąd wyruszył na Munilist. Nigdy nie mógł się domyślić dlaczego rodzic próbował go zatrzymać. Może strach przed utratą syna.
Na planecie zaciągnął się do wojska i odbył szkolenie, które trwało do roku 26 ABY. Nie miał więcej wieści od przyjaciela, jedynie plotki, że zginął podczas aresztowań przemytników kilka dni po ich przylocie na Munilist. Dostał również kilka wiadomości od rodziców, to miłych , to przeklinających go od ojca. Czekał tak na przydział do czegoś większego albo jakiejkolwiek akcji. Aż do teraz.
Rasa : Człowiek
Profesja : Żołnierz, Szeregowiec
Data urodzenia : 4 BBY
Usposobienie :
Martin nie wyróżnia się wieloma specjalnymi cechami spośród innych osobników swojej rasy. Za to wyróżnia się kilkoma. Jest bardzo ambitny. Jego marzeniem było zostać generałem sił Imperialnych, jednak z wiekiem jako cel postawił przed sobą osiągnięcie jak największego szczebla w hierarchii wojska imperialnego. Chce wykorzystać większość środków jakie mu rzuci los pod nogi do wspięcia się, jak najwyżej.
Charakteryzuje go stanowczość. Zazwyczaj, jeśli postawi przed sobą jakiś cel to stawia go aby go wykonać. Trudno zmienić jego postanowienia, on sam nie jest skory do zmiany swoich wyznaczonych celów.
Coś co go wyróżnia na tle innych osób ze środowiska to fanatyzm - lata wychowywania z Ojcem, byłym oficerem nie obyły się bez wpływu. Wiele historii o Imperium, armii czy ojcowskich przygodach zafascynowały go raz stworzyły cudowny obraz Imperium jako potęgę przed którą przeciwnicy uciekają w popłochu.
Nie licząc tych cech zachowuje się tak samo, jak reszta - lubi się pośmiać, wypić piwo z kolegami rekrutami. W miarę możliwości próbuje utrzymywać przyjazne kontakty z towarzyszami broni oraz podtrzymywać ich morale. Oczywiście, jeśli nie działają mu na szkodę lub szkodę imperium.
Wygląd :
Martin to człowiek średniej postury. Nie jest on chudy jak patyk, ale jego muskulaturze wiele brakuje aby nazwać go jakimś siłaczem.
Posiada bliznę na lewym oku ciągnącą się od połowy czoła do wysokości ust.
W młodości posiadał średniej długości włosy, jednak w wieku około 16 lat zgolił się na łyso. Od tamtej pory nic nie zdobi głowy bohatera. Tak samo nie posiada zarostu.
Posiada dosyć wyraziste i ostre rysy twarzy, a jego skóra nie należy do najgładszych.
Umiejętności :
Martin od najmłodszych lat uczył się obsługiwania broni wykorzystywanej w armii. Najczęściej z Ojcem doskonalił umiejętności korzystania z broni zwanej E-11. Do 15 wieku życia posługiwał się nią niemal doskonale... przynajmniej w mniemaniu Ojca.
Wychowywał się w trudnych warunkach pustynnych. Dzięki temu potrafi przetrwać bez takich podstawowych rzeczy jak woda i jedzenie dłużej niż większość miejskiej ludności. Jest on również sprawniejszy fizycznie, a sprinty czy dłuższe biegi nie sprawiają mu większego zmęczenia. Dopóki nie są to naprawdę długie biegi...
Słuchając opowieści Ojca o wojsku i Imperium coś mu utknęło w pamięci, mowy, cytaty, słowa. Później odkrył, że jest on całkiem niezłym mówcą. Potrafi zbudować szybko morale i namówić ludzi do czegoś czego, by normalnie nie zrobili.
Biorąc udział w polowaniach na Tuskenów wyuczył się wielu rzeczy, które są przydatne do tropienia - specjalne znaki, wsłuchiwanie, oznaki obecności. Wiele rzeczy udało mu się zapamiętać z tych polowań i ma nadzieje na ich wykorzystanie teraz.
Historia :
Matka Martina to była zwykła mieszkanka, a raczej niewolnica z planety Tatooine. W niewiadomy sposób "oczarowała" Ojca przyszłego żołnierza i została przez niego wykupiona. Z ojcem to już inna sprawa. Jest to były oficer imperialny, wiernie oddany. Prawdopodobnie tylko tak siebie kreował. Nigdy nie wyjawił rodzinie jak pojawił się na planecie, uciekł z armii, wyrzucili go?
Jednak niemałe pieniądze, które ze sobą przywiózł mogły oznaczać współprace nie tylko z Imperium.
Martin przyszedł na świat na małej farmie wilgoci niedaleko Mos Eisley. Tam spędził również większość swojego dotychczasowego życia. Wiódł typowe życie, pomagał rodzicom, bawił się z kolegami, którzy mieszkali kilka farm dalej lub w Mos Eisley.
Od kiedy chłopiec zaczął rozumieć co się do niego mówi ojciec zaczął wpajać mu do głowy wartości takie jak lojalność czy odwaga. Wiele historii na temat Imperium na zawsze zapadły Martinowi w pamięci.
Ojciec kilka razy w tygodniu zabierał na treningi strzeleckie podczas, których korzystali z kilku egzemplarzy broni imperium przywiezione ze sobą przez ojca. Jeśli miał dobry humor i czas zabierał Martina na coś, co nazywali "polowaniem". Często niedaleko ich domu przechodziły od czasu do czasu małe oddziały ludzi pustyni..., czyli idealny cel do świetnej zabawy.
Kiedy Martin osiągnął już nieco dojrzalszy wiek, czyli, kiedy miał lat szesnaście postanowił, że ciągłe działanie z tatą zaczyna go nudzić. Chwycił za broń, zabrał trochę wody i poszedł samodzielnie zapolować na niczego nie świadomych Tuskenów.
Przebył te samą drogę która odbywał z ojcem, żadnych problemów, zapowiedź udanych łowów. Jednak tym razem zamiast dostać łatwy cel natrafił na grupę, która niemal natychmiastowo go zauważyła. A było ich trzech, nieszczęśliwie Martin zauważył tylko dwóch. Zawyli oni w niebogłosy, a przestraszony łowczy zaczął taktycznie wycofywać się w stronę domu. Kiedy myślał, że ujdzie bez szwanku zza skały wyskoczył na niego Tusken, który bez wahania rzucił się na niego z nożem.
Powalając Martina na ziemie, próbował dźgnąć go w głowę. Dzięki silnemu oporowi chłopca nie udało się to mu, ale jak to bywa nie obyło się bez draśnięcia - niemal po całej długości głowy miecz przejechał Martinowi po skórze. Wszystko skończyłoby się tragiczniej, gdyby nie to, że ojciec śledził Martina i zastrzelił szybko człowieka pustyni, kiedy tylko zauważył, że coś się dzieje nie tak.
Słysząc odgłosy walki dwójka jeźdźców ruszyła na pomoc. Zostali oni jednak szybko sprzątnięci przez byłego oficera. Słysząc odgłosy walki w paniczną ucieczkę rzuciła się Bantha, która była towarzyszką podróży martwych Tuskenów. Niefortunnie tracąc zmysły stwór wybrał drogę do ucieczki przez środek bitwy, taranując Martina, który, ledwo uszedł z życiem. Po wszystkim zabrano go do domu.
Tam przywitali go przyjaciele, którzy szukając go postanowili poczekać na niego w jego domu. Po dowiedzeniu się o wszystkich wydarzeniach zaczęli chłopaka przezywać Bantha czy to obraźliwie, czy to z sympatii... samemu chłopakowi to nie przeszkadzało.
Kilka lat po tych wydarzeniach, a dokładniej w połowie roku 25 ABY Martinowi znudziło się życie na farmie. Codzienna rutyna dobijała gwoździe do jego trumny jak to mówił. Pewnego dnia przyjaciel zapytał go czy nie chciał, by się wybrać w "wycieczkę" na Muunilist. A mówiąc wycieczka przyjaciel miał na myśli wyprawę z przemytnikami przerzucającymi jakieś towar na ową planetę. Była to okazja do nie małego zarobku, jednak Martin zauważył w tym pewną szanse. Muunlist ciągle znajdował się pod władza Imperium. Była to wręcz idealna sytuacja do zaciągnięcia się aby walczyć dla Imperium. Szczególnie w tych czasach, kiedy można brać udział w kolejnych wspaniałych zwycięstwach Imperium.
Bezzwłocznie się zgodził. Martin zdziwił się kiedy z niewiadomych przyczyn jego ojciec nie zgadzał się na to, aby syn służył w armii imperialnej. Nie wiadomo z jakich powodów zaczął zaprzeczać wszystkiemu co opowiadał, stwierdził, że to były bajki. Niestety, lub stety, nic już nie mogło zatrzymać ambitnego młodzieńca. Zostawił kartkę pożegnalną i w nocy uciekł do Mos Eisley skąd wyruszył na Munilist. Nigdy nie mógł się domyślić dlaczego rodzic próbował go zatrzymać. Może strach przed utratą syna.
Na planecie zaciągnął się do wojska i odbył szkolenie, które trwało do roku 26 ABY. Nie miał więcej wieści od przyjaciela, jedynie plotki, że zginął podczas aresztowań przemytników kilka dni po ich przylocie na Munilist. Dostał również kilka wiadomości od rodziców, to miłych , to przeklinających go od ojca. Czekał tak na przydział do czegoś większego albo jakiejkolwiek akcji. Aż do teraz.