O Jedi opowiada się legendy. Mówi się, że są niepokonani, że nie można ich zabić, że w pojedynkę potrafią stawić czoła całej armii wroga. Opowieści te są zdecydowanie wyolbrzymione.
Prawdą jednak jest, że czterech wyszkolonych Rycerzy może stanowić siłę trudną do zatrzymania nawet dla doświadczonych, wyszkolonych żołnierzy. Energetyczne klingi świetlnych mieczy zdawały się być jedynie kolorowymi smugami, gdy ich właściciele z niezwykłą precyzją odbijali blasterowe bolty w niebo lub z powrotem w kierunku strzelca, chroniąc tym samym siebie i żołnierzy Senackiej Straży. Zamieszanie spowodowane rozbiciem taksówki, wybuchem i nagłym pojawieniem się Oto'reekha oraz Khaylii Vuusen, zdezorganizowało obronę najemników. Przez pierwsze kilka sekund od katastrofy śmigacza, stracili oni więcej ludzi niż podczas zdobywania lądowiska i odparcia pierwszej próby jego odbicia przez Straż Senacką.
Byli to jednak twardzi ludzie, wychowani przez wojnę i szybko doszli do siebie. Wycofali się za utworzone wcześniej barykady, zza których mogli zasypać nieprzyjaciela lawiną blasterowych boltów oraz granatami ogłuszającymi, które pozbawiły przytomności kilku gwardzistów atakując ramię w ramię z Theo Whitakerem. Młody Jedi też niemal nie stracił przytomności, ale mimo tych trudności - wszystko wskazywało na to, że uda się ponownie odzyskać strefę ewakuacyjną.
Wtedy w Świątynię Jedi uderzyły imperialne bomby.
W głowach Rycerzy Jedi rozbrzmiał okrzyk bólu i strachu niesiony prądami Mocy. Niemal czuli na własnej skórze gorąco bijące z pożarów, jakie wybuchły w walącej się Świątyni, a ich serca zatrzymały się na moment, gdy te należące do broniących Domu, ich Domu, przestały bić na zawsze. Wszyscy obecni na lądowisku obrócili się w kierunku atakowanego sanktuarium, lecz wszystko, co dostrzegli to wielki słup czarnego dymu.
Lindy upadła na kolana, a miecz świetlny zgasł i wypadł jej z dłoni. Srebrny cylinder toczył się po ziemi zupełnie nie interesując młodej kobiety - mgnienie oka wcześniej jej matkę zabiła imperialna bomba, a ona poczuła ból palonej w ułamku sekundy skóry i rozrywanego ciała. Najgorsza jednak była pustka, czarna otchłań, jaka powstała w jej sercu po odejściu Tashy Rholar. Zabrakanka nigdy nie spodziewałaby się, że poczucie straty będzie tak nie do zniesienia.
Dopiero, gdy spojrzała na poszarzałą twarz Theo, zdała sobie sprawę z tego, że źródłem wewnętrznej pustki nie jest śmierć jej matki. Jasna Strona zniknęła z miejsca, gdzie stała Świątynia Zakonu Jedi - teraz było ono dla Mocy martwe niczym ziarnka piasku dla człowieka.
Kiedy blasterowy bolt trafił ją w brzuch nawet nie poczuła bólu, ale od razu dała się otulić ramionom nieświadomości.
-Co robisz, dzieciaku!? - głośny krzyk koło ucha wyrwał Theo z odrętwienia, a silne ramię rzuciło go na ziemię na sekundę przed tym, jak miejsce, gdzie niedawno była jego głowa przecięła seria z karabinu szturmowego. Wystarczyła chwila dekoncentracji, by najemnicy wykorzystali swoją szansę i ze zdwojonym zapałem zaatakowali, stanowiących dla nich największe zagrożenie, Rycerzy Jedi. Whitaker był tak oszołomiony świadomością tego, co przed chwilą się wydarzyło, że nawet nie zauważył, że w jego szacie pojawiły się dwie osmalone dziury na wysokości lewego uda.
Oto'reekh nie zdążył jeszcze dojść do siebie po rozbiciu powietrznej taksówki oraz niespodziewanym znalezieniu się w samym środku bitwy, gdy po tafli Mocy rozeszła się potężna fala cierpienia. Gand zastygł w bezruchu uderzony śmiercią największych użytkowników Mocy jego czasów. Był natomiast pewien, że choć bitwa o Coruscant dla niego właśnie się rozpoczęła, dla Zakonu Jedi dobiegła końca kilka sekund temu.
Nie było po co zostawać na Potrójnym Zerze. Ich dom został zniszczony, nie było czego bronić. Powinien jak najszybciej ewakuować się z Coruscant, by pomóc w odbudowie Zakonu.
Z drugiej jednak strony, mógł zostać i ratować bezbronnych, niezdolnych do walki cywilów.
Nieważne jaką decyzję miał podjąć w przyszłości - teraz stanął przed innym wyborem. Dużo trudniejszym...
Więź Khaylii Vussen z Mocą była inna niż większości jej użytkowników - czy to Jasnej czy Ciemnej Strony. Zdawała się być bardziej naturalna, głębsza, a zarazem surowa - dzięki niej mogła widzieć świat nie oglądając go własnymi oczyma. Widziała poprzez Moc.
Ta niezwykła umiejętność potrafiła być bardzo przydatną, lecz tym razem okazała się zgubna. Jednoczesna śmierć tak wielu wielkich Jedi była dla kobiety niczym oślepiający błysk, po którym zapadła ciemność. Ogłuszona Khaylia zatoczyła się i - nie zdając sobie z tego sprawy - wyszła zza bezpiecznej osłony, jaką dawało jej jedno z prowizorycznych umocnień postawionych przez najemników.
Nie dostrzegła granatu, który leniwie toczył się u jej stóp. Dostrzegł go za to Oto'reekh, który w ułamku sekundy zrozumiał co to oznacza - wiedział, że Vuusen nie ma najmniejszych szans na przeżycie.
Dać je mógł on - gdyby odepchnął kobietę i osłonił ją przed wybuchem.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryOto decyduje czy i jak ratuje Vuusen.
Jack może-ale-nie-musi pobawić się w wewnętrzne przeżycia bohaterki, ale nic poza tym.
Theo leży kilka kroków od Lindy i znajduje się pod ciężkim ostrzałem.
Sponsorem zamieszania jest Tau, który zburzył Świątynię.