Jean kierując się w stronę swojego śmigacza, czuła przypływ pozytywnej energii.
Otwierając bagażnik, rzekła do swojego towarzysza :
- Więc Dante, skoro mamy razem rozwikłać tą sprawę, musimy ustalić kilka rzeczy. Myślę, że wiele nam to ułatwi ... - uśmiechnęła się, przerzucając rzeczy z tylnego siedzenia do bagażnika.
- Po pierwsze, faktycznie mówmy sobie po imieniu, Jean - wyciągnęła rękę do Dante'go.
- Po drugie postarajmy się w miarę możliwości być ze sobą szczerzy, uważam, że podstawą jakikolwiek relacji międzyludzkich jest szczerość i otwartość. I właśnie ze względu na to, chciałabym abyś miał świadomość, że głównym powodem, dla którego rozpoczynamy tą eskapadę, jest zaginięcie moich dzieci. Nie zamierzam nawiązywać żadnych bliższych, bądź też bardzo bliskich relacji z płcią przeciwną ... jeśli rozumiesz, co mam na myśli.. - Lewis nie była dobra w takich przemówieniach. Rozum podpowiadał jej słowa na język, zaś serce głośno protestowało. W końcu ono znało ją najlepiej i wiedziało, że trudno jej przyznać się przed samą sobą, jak bardzo tęskni za silnymi, męskimi ramionami, w których mogłaby zasypiać i budzić się każdego ranka. Mężczyzny - towarzysza rozmów, powiernika sekretów i problemów. Wiedziała, że jej mąż, chciałby aby na nowo ułożyła sobie życie, by ich dzieci miały nowego ojca, który będzie z nimi spędzał możliwie tyle czasu, co on sam im poświecił.
Dziennikarka spojrzała na Maloy'a oczekując jego reakcji. Zarost, którego co pewien czas dotykał musiał mieć kilka dni. Pewnie sympatycznie drapałby, gdyby jego twarz znalazła się na jej brzuchu.. bądź też, nieco wyżej ..
Wsiadając do swojego okurzonego śmigacza i zajmując miejsce pasażera, wygodnie rozsiadła się w fotelu i krzyknęła do Dante'go :
- No mój kolego, ja już swoje wyjeździłam, dlatego chętnie zajmę to miejsce, a tobie pozwolę poprowadzić moje maleństwo.. tymczasem opowiem ci na czym stoimy - jej uśmiech był bardzo promienny. Albo doskonale się maskowała, albo towarzystwo mężczyzny działało na nią wręcz kojąco.
- Wszystko zaczęło się 5 lat temu, kiedy zginął, a właściwie został brutalnie zamordowany mój mąż David. Był czynnym aktywistą, którzy przeciwstawiał się rządom Imperialnym. Delikatnie mówiąc, nie potrafił trzymać swoich emocji na wodzy i zaszedł wielu za skórę.. David, był wspaniałym ojcem... - tu przerwała na moment, spoglądając w szybę i starając się zapanować nad łzami.
- Samo wspomnienie, uśmiechu całej trójki, kiedy wracali z podwórka po meczu, zapasach, czy kiedy usypiał ich do snu .. Doskonale radził sobie z dziećmi, nie miały przed nim sekretów, dogadywali się bez słów.. Można by rzec, że byliśmy idealną rodziną, dopóki nie wydarzyła się ta tragedia, która pociągnęła za sobą niewłaściwe sznurki, w rękach niewłaściwych ludzi.
David, zostawił po sobie ogromną spuściznę, nie tylko w postaci rzeczy materialnych .. Kiedy Imperialni wpadli na trop dokumentów, zdjęć itp. i zdali sobie sprawę, że to wszystko należy teraz do dwójki nieletnich i zrozpaczonej wdowy, postawili sobie za cel dopisanie tego majątku do listy rzeczy 'swoich'.
A jak najprościej się za to zabrać?
Mary i Jose wracali ze szkoły, słonecznym popołudniem. Za rogiem naszej ulicy, dosłownie 3 minuty od domu... porwali ich. Ze względu na swoją i męża pozycję mogłam przyśpieszyć całą procedurę rozpoczęcia poszukiwań, przez policję. Dodatkowo mam tam sporo znajomych, jeden z nich był mi winien przysługę.. jednak 2 miesiące pracy śledczych nie przyniosło rezultatów. Moje dzieci nadal są w łapach tych drani i wiem, że oni nie odpuszczą, dopóki nie dostaną spuścizny David'a.
A ja .. obiecałam, że tak się nie stanie, że to będzie ostateczność. - zakończyła swoją opowieść Jean.