-Wszędzie można zarobić, a wszystko zależy od obrotności - odparł barman nalewając do szklanek napój. - Widzicie, piasku to tutaj nie sprzedacie, ale na handlu przyprawą zrobicie majątek... o ile nie dacie się złapać na gorącym uczynku, bo wtedy Huttowie wezmą was w obroty, a to kończy się... cóż, lepiej nie podkradajcie im rynku, bo to nie jest warte tych pieniędzy.
Krótko po Krimie oraz Stark do kantyny wszedł młody, najwyżej dwudziestopięcioletni, mężczyzna - z twarzy bardziej chłopak, którego oczy zdradzały raczej chęć do nieustannych żartów niż poważnej roboty. Wysunięciu takich wniosków zapobiegała postawa i chód młodzieńca - czujne zupełnie jakby nieustannie wypatrywał zagrożenia, na pozór swobodne, ale w rzeczywistości napięte i gotowe do natychmiastowego wyciągnięcia blastera.
Choć Rhae i jego towarzyszka nie zauważyli nowego gościa lokalu, uwagę na niego zwrócił Nomad, który natychmiast dostrzegł w człowieku zawodowego zabójcę. Biorąc pod uwagę bransoletę z kłów dewbacków, łowcę - nie ludzi - lecz zwierząt. Chłopak skinął barmanowi, który natychmiast polecił jednej z dziewczyn zanieść piwo do stolika, przy jakim usiadł młodzieniec. Najwidoczniej był stałych bywalcem kantyny i zostawiał napiwki na tyle sute, by obsługiwano go poza kolejnością i ze szczególną troską.
Niewątpliwie, istota warta poznania.
-Jeśli o nowe wydarzenia chodzi - kontynuował barman po tym, jak wydał kelnerce polecenie obsłużenia młodego mężczyzny, który przed chwilą wszedł do kantyny. - Kilka miesięcy temu uprowadzono z Anchorhead doktora Kyarta. Dobry był z niego facet, prowadził prywatną praktykę, ale pomagał ludziom jak tylko mógł, nie biorąc od nich więcej niż mogli mu dać. Za jego odnalezienie wyznaczono nagrodę, lecz powiadają, że uprowadzili go Tuskeni albo Gammoreanie, więc nikt nie chce z nimi zadzierać. Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że już dawno po nim - barman westchnął ciężko, po czym wznowił zdecydowanie mniej poważnym tonem. Wydawać by się mogło, że kolejna wiadomość go bawi. - Poza tym, zjawił się w Anchorhead ostatnio jakiś bogacz z cholera wie jakiej planety i oferuje pokaźną sumkę każdemu, kto zabierze go na polowanie na smoka Krayt. Facet nazywa to "safari". Jak mu smoczysko dupę odgryzie, poczuje co to safari na Tatooine.