przez Mistrz Gry » 19 Lut 2013, o 19:15
Nar Shaddaa czy jak częściej jest nazywana "Księżyc Najemników" - miejsce pełne zbrodni, przestępczości i codziennych życiowych dramatów. Mnóstwo ludzi szukało tutaj schronienia, prawdopodobnie podobna część pragnęła się stąd wydostać, innym po prostu pasowało takie życie lub nigdy nie widzieli innego.
Jak przez większość czasu panował półmrok, oświetlany sztucznymi latarniami gnijącego miasta, oraz ferie różnokolorowych neonowych reklam. Ulica była spowita dymem i wilgocią, która wydawała się wszechobecna. Pewien mężczyzna wśród tłumu istot, które swym wyglądem przypominały bardziej pochód uchodźców niż tłumy wysokiego Coruscant, biegł na ile pozwalały mu nogi i przebijanie się przez tłum. Wielorasowość, bieda i mnóstwo broni, tak wyglądała szara ulica tego księżyca, księżyca, na którym poza potężną skalą przestępczości i istot na skraju nędzy, współistniały także organizacje tak bogate, jak nawet bankierzy na Muunilinst sobie nie śnili... To wszystko jednak nie interesowało biegnącego mężczyzny, którego dłuższe czerwonawe włosy już zdołały przesiąknąć wodą, teraz myślał jak wydostać się z tej planety. Doskonale wiedział, że tym razem jego wzrost i budowa ciała nie pomogą, gdy ktoś strzela do ciebie z blastera i nawet nie da ci chwili na reakcję, pozostaje tylko ucieczka, przynajmniej do póki sprawy trochę nie ucichną. Nie był pewien, ale czuł, ze ktoś go goni, nie mógł ich zobaczyć, ale miał przeczucie. W tym stanie każdy wyglądający złowieszczo i posiadający broń przy pasie był podejrzany. Biegł już od kilku minut, ale nie znał celu swojej wędrówki, nagle przed sobą zauważył dwóch Trandoshan i postanowił skręcić w wąską uliczkę po swojej lewej. Po kilku metrach zrozumiał, że będzie musiał zawrócić, gdyż dalsza droga prowadziła do jakiegoś wielkiego budynku, zatrzymał się i rozejrzał. Jedyne co wyglądało obiecująco był mały neon reklamujący pewnie jakiś sklep, o nic nie mówiącej nazwie "Far'uk store". Zeltron, bo takiej właśnie rasy był mężczyzna, nie wiele myśląc wszedł do środka, potrzebował czasu, żeby ustalić co ma teraz zrobić, by wydostać się z tego przeklętego księżyca, nie był nawet pewien czy ktoś go gonił i czy tych dwóch jaszczuroludzi się nim nie zainteresowało.
- Przepraszam, w czymś mogę pomóc? - z zamysłu wybiła go pracownica sklepu, blondynka o łagodnych rysach twarzy.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, poczuł coś. Jak każdy Zeltron i on potrafił w okrojonej formie czuć emocje innych istot, a sytuacja bardzo sprzyjała, żeby wykryć właśnie tę. Można było się domyślać, czy nie pomogła tutaj podświadoma umiejętność do transmisji swoich emocji na innych, tak czy inaczej, wzmocniony czy nie, wydawało mu się, że odebrał sygnał, że ta kobieta również chce się stąd wydostać. Jej uczucie wskazywało na to, że czeka już na to miesiącami, może teraz właśnie nadeszła jej pora? To albo tonący chwyta się nawet brzytwy...