2. Rasa: Człowiek
3. Profesja: Brak stałej
4. Data i miejsce urodzenia: 40 ABY, Taris
5. Usposobienie: Andaral jest bardzo spokojny Postępuje zgodnie z wartościami, jakich się nauczył od rodziców. Charakteryzują go, przede wszystkim, opanowanie, odwaga, rozwaga i pewność siebie. Ciężko jest go zdenerwować na tyle, by poprzysiągł zemstę. Nie jest on typem samotnika, otacza się przyjaciółmi, zaś przeróżni wrogowie mogą czyhać na jego życie. Bardzo skory do pomocy innym. Wszystko co jest dla niego zagadką jest ciekawe, przez co próbuje za wszelką cenę ją rozwikłać. Nie interesuje się zanadto władzą, lecz lubi wiedzieć co się dzieje w miejscach do których podróżuje. Nie ma uprzedzeń do innych ras, jest bardzo tolerancyjny. Chętnie przebywa w towarzystwie kobiet, nie jest jednak jakimś cudownym flirciarzem, którego interesują wyłącznie dziewczyny oraz nocne życie. Bardziej woli przeanalizować sytuację oraz mieć jakiś plan działania, jednakże czasami może sobie pozwolić na trochę spontaniczności w swoich zamiarach. Chętnie słucha ludzi mądrzejszych od niego, by móc się więcej nauczyć. Potrafi oprzeć się wdziękowi kobiet zaś w wolnych chwilach uczy się innych języków oraz uczy się pilotażu najróżniejszych statków. Woli walczyć na bliski dystans, niż na dalszy.
6. Wygląd: Jest białym, wysokim mężczyzną liczącym 180cm wzrostu. Jego siła opiera się bardziej na szybkości oraz zwinności, niż na bicepsie, jednakże nie oznacza to, że jest słaby. Jego włosy są koloru brązowego, zaś tęczówki niebieskiego. Często chodzi w brązowym płaszczu pod, którym ma różne bronie. Niekiedy można go zobaczyć w brązowej kurtce, przeważnie chodzi w czarnych butach.
7. Umiejętności:
- dobre posługiwanie się bronią białą
- strzelanie z blasterów na poziomie zaawansowanym
- świetny pilotaż statków(od najzwyklejszych promów po różne myśliwce)
- często potrafi nakłonić ludzi do swojego „patrzenia na świat”
- podstawowe umiejętności medyczne oraz programistyczne
8. Ekwipunek:
- Płaszcz brązowy
- Wibromiecz
- Wibronóż
- pistolet blasterowy DL 44
- specjalna pochwa na wibromiecz po lewej stronie pasa ukryta pod płaszczem
- kabura na blastery z prawej strony pasa ukryte również pod płaszczem
- dowód tożsamości i inne niezbędne dokumenty
- torba
- 500 kredytów w portfelu
- cyfronotes
- kamizelka przeciw blasterowa
- granaty(2 termiczne, 4 odłamkowe)
- karta wstępu pozwalająca przemieszczać się po Taris np. między poziomami miasta
9. Posiadany dobytek/majątek:
- Na koncie w banku w wysokości 50.000 kredytów
10. Historia:
40-57 ABY
Andaral urodził się na Taris, dokładniej w górnym mieście. Jego rodzina była jedną z wielu mieszkających na tejże planecie. Nie wyróżniali się niczym szczególnym, no może oprócz tego, że byli obrzydliwie bogaci. Rodzice wiernie nauczali go zgodnie z podstawowymi wartościami moralnymi. Ojciec od najmłodszych lat, opowiadał mu o republice, o tym, że życie kiedyś było piękne, nikt nie żył w strachu, nikt go nawet nie znał ponieważ, jedi stali na straży pokoju. Jendakże, nie zdołali oni zapobiec temu co się wkrótce wydarzyło.
Nastąpiły ciemne czasy o których lepiej było nie wspominać. Rodzice Andrala pracowali jak zwykli ludzie. Ojciec był mechanikiem zaś matka barmanką w pobliskiej kantynie. Historie, jakie usłyszał, odnosiły się zawsze do czegoś oddalonego od nich, czegoś z czym na co dzień nie miał styczności, natomiast nigdy nie został poinformowany o tym co się dzieje na Taris. Wtedy to właśnie poprzysiągł dowiedzenie się tego wszystkiego, jednakże jeszcze nie wiedział, jak skomplikowane to będzie.
57-60 ABY
Andaral był już nastolatkiem. Pewnego dnia przyszedł do niego ojciec, powiedział, że zabiera go na trening. Zdezorientowany Andaral posłuchał rodzica i udał się za nim. Szli przez Taris, po czym weszli do jakiegoś pomieszczenia. Można było zauważyć drozdy oraz ścigacze, co wskazywałoby to na jakąś pracownię bądź hangar. Ich cel znajdował się jeszcze niżej, bowiem ojciec pociągnął za pewną klapę w podłodze. Zeszli tam, po czym Andaral dojrzał przeróżne bronie, można by powiedzieć, że była to prawdziwa zbrojownia. Znajdowały się tam blastery różnego rodzaju, wibroostrza, miny, materiały wybuchowe oraz detonatory. Chłopak zaczął zadawać sobie w myślach pytania na temat tego jak ojciec zdobył te bronie, był on zamożny, to fakt ale żeby od razu zakładać własną pracownię militarną? Jego rodzic postanowił szkolić młodego Andarala w sztukach walki. Musiał on umieć używać blastera jak i wibroostrza. Syn był posłuszny ojcu, matka o niczym nie wiedziała, gdyż ten chciał uchować to w tajemnicy. Wciąż nie wiedział po co to jemu potrzebne a trening trwał.
60-61 ABY
Nastąpił przełom w życiu Andarala. Potrafił to czego nauczył go ojciec. Bardzo dobrze strzelał zaś walka broniami białymi trochę szła mu trochę gorzej. Pewnego razu sytuacja się zmieniła, w domu działy się dziwne rzeczy, zaś ojciec wyglądał jakby zwariował. Co 20 minut mówił mu jakie to czyha na niego niebezpieczeństwo i musi się umieć bronić. Andaral nie był pewien co się dzieje, chciał by mu wytłumaczono dlaczego uczy się walczyć, co miał w przyszłości osiągnąć, kim się stać. Jednakże ojciec wciąż mówił o tym jak pewnego dnia stanie się coś strasznego, chłopak jeszcze wtedy nie znał prawdy, nie znał nawet kolegów ani przyjaciół, nie znał słowa „poświęcenie”, nie znał słowa „troska”, znał słowa „koleżeńskość” czy też „przyjaźń”.
Pewnego razu, dzień chłopaka zapowiadał się tak jak zawsze. Wstał rano, ubrał się i umył. Zszedł na śniadanie, dostał ciepłe i świeże jedzenie, które zostało mu przygotowane natychmiast.
- Jedz szybko i leć do ojca, chyba ma dużo pracy. Jeszcze coś… – po chwili kobieta podeszła do stołu, który stał w przedpokoju, nie było to jego miejsce lecz wymagał naprawy, toteż został ustawiony w widocznym miejscu. Po chwili wróciła z jakimś pakunkiem.
- Ojciec zapomniał śniadania, zanieś mu to, proszę.
Młody zjadł i posłusznie wziął pakunek, po czym szybko pobiegł do warsztatu.
Kiedy wszedł usłyszał dziwne odgłosy z miejsca gdzie trenował. Cichutko odstawił rzeczy na ścigacz, który stał przy nim i podszedł do klapy, która była otwarta.
- Za kogo ty nas masz?! Ryknął zdenerwowany gwardzista.
- Myślałem, że załatwiliśmy to dawno temu! Czego chcecie?!
- Zabijemy Ciebie i Twoją żonę. – gwardzista stanął tyłem. – jeszcze weźmiemy Twojego syna i… .
Wysłannik nie zdążył dokończyć zdania, kiedy to Aranius złapał za wibromiecz i pchnął pierwszego strażnika, który stał obok niego w klatkę piersiową zabijając go na miejscu. Jednakże został szybko unieruchomiony przez innych.
- Araniusie proszę, powiedz mi gdzie to jest a może jakoś inaczej załatwimy sprawę, wiesz, że jeśli twój syn nie będzie potrafił walczyć to najprawdopodobniej zginie, dlatego mądrzej będzie jak nam coś dasz, coś co zabrałeś dawno temu…
- Nigdy wam tego nie oddam! – Hakes spojrzał na klapę i się przeraził, bowiem zobaczył syna. Próbował zamaskować swoje zdziwienie lecz było już za późno. Strażnik poszedł po chłopaka, który nawet nie drgnął.
- Uciekaj! – wydarł się ojciec, lecz po chwili został uciszony przez gwardzistę, na zawsze. Wyciągnął wibromiecz z ciała Araniusa i skinął głową strażnikowi, który pozbawił przytomności Andarala.
Kilka godzin wcześniej.
Dlaczego ja mam tam iść?! – wykrzyknął gwardzista – będę bardziej potrzebny tutaj! Nie ma mowy!
- Posłuchaj Herkins. Nie mamy czasu, musimy osłabić pozycję Szalonych Rakghouli inaczej może się to źle potoczyć – odparł Brejvick, który był bardzo spokojny.
- Naprawdę? Jesteśmy zagrożeni? Przecież jesteśmy największym gangiem w dolnym mieście. Nie biorąc pod uwagę adeptów bez ośmioramiennej gwiazdy to liczymy około 300 osób. Powiedz mi teraz. Co nam tak bardzo zagraża? Chciałem dodać, że Lanith zastrzeliła przywódcę Szalonych Rakghouli a do tego nasze relacje z Tarizjańską policją są nie najgorsze.
- Aranius. Mówi Ci coś to imię?
- Nic a nic. – odpowiedział Herkins. – mam się obawiać tego gościa?
- Być może, jest bowiem bardzo bogaty, do tego świetnie walczy.
- Czekaj. – przerwał mu gwardzista. – to jest ten koleś co podobno wyrżnął cały nasz ostatni patrol?
Brejvick popatrzył na niego, zaś jego twarz stała się bardziej poważniejsza.
-Ten sam. – odparł.
- Więc musi umrzeć… .
- To nie wszystko. On ma syna, jeśli ten będzie go szkolił, możemy mieć problemy.
- Więc zamordujemy całą rodzinę. Nie ma żadnego problemu.
- Jest jeszcze jedno wyjście. Potrzebujemy pewnego cyfro notesu, który skrywa potrzebne nam informacje. Co do chłopaka. Możemy go przeciągnąć na naszą stronę Aranius na pewno nie będzie chciał swemu synowi wszystko powiedzieć, jeśli nauczy go walczyć możemy wykorzystać jego umiejętności dla naszych korzyści, zakończyć tą wojną w dolnym mieście raz na zawsze. Jest on nam potrzebny.
- Dobrze więc. Porwę go lecz będziemy musieli go wyszkolić na własną odpowiedzialność.
- Zrobimy więc z niego naszą marionetkę. Idź więc i to załatw. Nie możemy ryzykować, że ten coś powie swemu synowi o nas, podaj się więc za kogoś z imperium.
Herkins wstał i poszedł w głąb kryjówki. Znalazł kilka osób, które były mu posłuszne. Wziął ich i wyruszył do górnego miasta, wszedł tam bez problemu jako, że miał przepustkę. Gdy tylko się tam pojawił spojrzał na swój cyfronotes gdzie miał zapisane miejsca „urzędowania” Araniusa. Postanowił, że zaskoczy go w warsztacie ponieważ jest ranek i jeszcze może go nie być. Udał się więc gdzie postanowił z innymi członkami Dead Vulkars.
Herkins zobaczył uchylone drzwi, więc wślizgnął się cicho do pomieszczenia. Było tam mnóstwo ścigaczy oraz innych rzeczy. Powoli szedł w głąb miejsca pracy Araniusa. Doszedł do klapy, która była otwarta. Nie liczył już, że go zaskoczy gdyż ten był pierwszy, toteż szybko zszedł do pomieszczenia, które wyglądało jak zbrojownia oraz pole treningowe. Ostatnie kilka schodków zeskoczył.
-Więc już jesteś Andaral. Chodź, musi… - nie zdążył dokończyć zdania gdyż usłyszał kroki innych ludzi. Szybko obrócił się na pięcie. Zobaczył 5 ludzi którzy właśnie stali w jego małej zbrojowni.
-Czego tu chcecie?! Nie macie prawa tu wchodzić.
- Araniusie… myślisz, że możesz ucieknąć przed teraźniejszością?
Ten popatrzył na mężczyznę, który stał przed nim. Dokładnie mu się przyjrzał i natychmiast go rozpoznał.
- Herkins...? – rzekł z lekkim niedowierzaniem. – Jak się tu dostałeś?
- Nie tylko ty możesz wchodzić i schodzić z górnego miasta.
- Czego chcesz?
- Nie udawaj niewiniątko. Zabiłeś nasz cały patrol i nie tylko ich. Jesteś nam nie wygodny i trzeba się Ciebie pozbyć. – rzekł Herkins, który był bardzo pewny siebie. - najpierw daj nam cyfronotes, gdzie go schowałeś?! – wykrzyknął.
- Jest bezpieczny. Nie dam Ci go odnaleźć a nawet jak go znajdziesz to zrobiłem kilkanaście kopii więc mój syn i tak dowie się o wszystkim, zaś moje zapiski dotyczące waszej bazy i waszych stosunków z tarizjańską policją… No cóż, na pewno ten policjant w końcu się wygada… – Hakes był bardzo pewny siebie.
- Twój syn trafi pod naszą opiekę a jego umiejętności posłużą nam w przyszłości by rozgromić Szalonych Rakghouli… bowiem ty teraz jesteś ich liderem… prawda?
- Posłuchaj. Dam Ci pieniądze i wszystko…
- Za kogo ty nas masz?! – ryknął zdenerwowany Herkins.
- Myślałem, że załatwiliśmy to dawno temu! Czego chcecie?!
- Zabijemy Ciebie i Twoją żonę. – gwardzista stanął tyłem. – jeszcze raz powtarzam, że weźmiemy Twojego syna i…
Wysłannik nie zdążył dokończyć zdania, kiedy to Aranius złapał za wibromiecz i pchnął pierwszego strażnika, który stał obok niego w klatkę piersiową zabijając go na miejscu. Jednakże został szybko unieruchomiony przez innych.
- Araniusie proszę, powiedz mi gdzie to jest a może jakoś inaczej załatwimy sprawę, wiesz, że jeśli twój syn nie będzie potrafił walczyć to najprawdopodobniej zginie, dlatego mądrzej będzie jak nam coś dasz, coś co zabrałeś dawno temu…
- Nigdy wam tego nie oddam! – Hakes spojrzał na klapę i się przeraził, bowiem zobaczył syna. Próbował zamaskować swoje zdziwienie lecz było już za późno. Strażnik poszedł po chłopaka, który nawet nie drgnął.
- Uciekaj! – wydarł się ojciec, lecz po chwili został uciszony przez gwardzistę, na zawsze. Wyciągnął wibromiecz z ciała Araniusa i skinął głową strażnikowi, który pozbawił przytomności Andarala.
- Bierzemy chłopaka i wracamy, wy zaś zabijcie tą kobietę. Nie mamy czasu na szukanie tego cyfronotesu, szkoda. – powiedział i wszyscy wyszli z kryjówki. Zostawili to tak jak było, kilka osób pobiegło w kierunku domu byłego przywódcy Szalonych Rakghouli.
61-64 ABY
Ciemność.
Umysł wszedł w stan otępienia.
Prowadzą go przed siebie by walczył, uczą zabijać, lecz karmią go. Trzymają przy życiu. Po chwili wszystkie umiejętności znikają.
Jest zbyt słaby by walczyć,
zbyt słaby by przetrwać,
zbyt słaby by spojrzeć w twarz swemu wrogowi,
zbyt słaby by… by być zbyt słabym.
Ciemność.
Umysł wszedł w stan postrzegania innych osób jako wrogów.
Prowadzą go przed siebie by walczył, uczą zabijać, lecz karmią go. Trzymają przy życiu. Po chwili wszystkie umiejętności zdają się być lepsze, pomagają mu być silniejszym.
Jest zbyt pewny siebie by być innym,
zbyt pewny siebie by ich nie zabijać,
zbyt pewny siebie by zostawić swego wroga przy życiu
zbyt pewny siebie by… by być zbyt pewnym siebie.
Ciemność.
Umysł wszedł w stan rozumowania.
Prowadzą go przed siebie by walczył, uczą zabijać, lecz karmią go. Trzymają przy życiu. Po chwili wszystkie umiejętności zdają się być nie potrzebne. Jego wrogowie są zbyt słabi.
Jest zbyt inteligentny by nie zrozumieć, że to ma jakiś cel,
zbyt inteligentny by nie zrozumieć, że jego ojciec był kimś więcej,
zbyt inteligentny by nie zrozumieć, że jego umiejętności są ponad przeciętnymi,
zbyt inteligentny by… być zbyt inteligentnym.
Jasność.
Umysł wie czego się spodziewać. Będzie walczył i zabijał dla nich, wpajają mu swe wyznawane wartości by ten ich przestrzegał. Trzymają go przy życiu, by jak pies był im posłuszny. Jego umiejętności są ponad przeciętną, jego wrogowie, to ci którzy go karmią, musi uciec… .
Jest zbyt szybki by mogli go zatrzymać,
zbyt zręczny by broń wypadła mu z rąk,
zbyt mądry by mogli go omamić,
zbyt silny by można było go powalić… .
64-66 ABY
Andaral szybko uciekł z miejsca gdzie go przetrzymywali. Nie oglądał się za siebie. Biegł w kierunku doków, szybko by go nie dogonili. Zaszył się do pierwszego lepszego statku. Kiedy tylko wlazł na pokład udał się do miejsca gdzie przetrzymywane są najróżniejsze rzeczy. Najwyraźniej trafił na kapitana, który był skromnym(widoczne po ilości towarów)przemytnikiem. Chłopak powoli opadał ze zmęczenia, zanurzając się w sen.
[tab]50]W czasie podróży, jakieś półtora godziny po wystartowaniu, zobaczył wyraźną sylwetkę wchodzącą do kabiny gdzie ukrył się młody Hakes. Była to osoba w podeszłym wieku najprawdopodobniej zmęczona życiem. Robił to co musiał, zaś jego siła opierała się na umiejętnościach pilotażu statkiem. Gdy podszedł bliżej zauważył chłopaka, który skrył się w miejscu przeznaczonym dla ładunków. Starzec nachylił się nad nim i dostrzegł wyraźne otarcia i siniaki na jego prawej ręce.
- Widocznie musiał uciec i zaszył się tutaj. - pomyślał kapitan.
Był on człowiekiem dobrym i uczynnym. Starał się pomagać innym a najbardziej młodym ponieważ ich przyszłość jeszcze może się zmienić. To nie było wszystko. Kiedyś, ktoś mu pomógł. Podniósł się i żył godnie nie narzekając na nie wygody lecz dziękując za okazaną łaskę. Starzec w taki sposób chciał się odwdzięczyć, podzielić się swoim szczęściem. Wobec tego gdy chłopak się obudził, leżał w miejscu medycznym gdzie miał założone opatrunki. Później, znów zasnął.
Po przebudzeniu wstał z łoża na którym go położono. Usiadł na pobliskim krześle, zaś do pomieszczenia medycznego wszedł kapitan, który mu opowiedział co zrobił. Andaral z wdzięczności pragnął zostać na statku i pomagać przemytnikowi, chciał tylko jednego. Nauki. Nauki o pilotażu różnymi pojazdami kosmicznymi. Starzec zgodził się.
66-67 ABY
Po roku Kapitan umarł. Andaral zaś postanowił wrócić na Taris. Chciał w końcu zrozumieć swojego ojca. Uznał, że jest na tyle silny by podołać zadaniu, tak naprawdę, musiał wiedzieć co się stało. Statkiem nie podróżował, nie miał bowiem do niego dostępu. Uczył się pilotażu na innych pojazdach. Od ścigaczy po najróżniejsze statki. Opanował tą sztukę do perfekcji. Żałował tego, że nie posiadał żadnych praw do tego najcudowniejszego myśliwca(choć wyglądał jak prom), gdyż nie mógł go sprzedać. Znalazł kogoś kto by go przewiózł z Naar Shaada na Taris.
Podróż trochę trwała, więc w między czasie uczył się innych języków. Bardzo chciał się umieć porozumiewać z droidami, które potrafiłyby wydawać tylko najprostsze dźwięki.
Gdy tylko znalazł się na Taris, zapłacił za przejazd i udał się w stronę starych zabudowań, które tak dobrze znał. Najpierw odwiedził dom, który był w dość dobrym stanie, widocznie tym którzy po niego przyszli się zbyt spieszyło toteż nie narobili żadnego bałaganu.
- Tutaj nic nie znajdę. – rzekł w myślach. Po czym ruszył do warsztatu.
Ciężko było otworzyć drzwi. Widocznie komuś zależało na tym by nikt się tu więcej nie dostał. Z trudem szybko wślizgnął się do zaciemnionego pomieszczenia. Zapalił światło. Wszystko co zobaczył, było przewrócone do góry nogami. Podszedł do jednego stołu, który był przewrócony. Gdy tylko go postawił spod niego wysunęła się szufladka. Idealne miejsce na cyfronotes, którego nie było… . Szukał dalej, choć nie wiedział czego. Mijały godziny a on nic nie miał. Po czterech godzinach coś znalazł w miejscu gdzie zawsze trenował z ojcem była jeszcze jedna klapa. Ukryta bardzo dobrze, bowiem nikt się jeszcze do niej nie dostał, oprócz jego ojca. Mocno szarpnął i ku jego zdumieniu okazała się skrytka. Bardzo mała, była tam jedna skrzynia. Wyciągnął ją i otworzył. Znajdowało się w niej wibromiecz oraz pochwa na niego, wibronóż, brązowy płaszcz pod, którym mógł ukryć miecz, kamizelka przeciw blasterowa, jeden pistolet blasterowy wraz z kaburą, zaś do tego na dnie była pewna karta oraz cyfronotes. Chłopak podniósł go i usiadł obok skrzyni. Zaczął czytać…
- Jeśli właśnie siedzisz w zniszczonym warsztacie a dokładniej w pomieszczeniu gdzie trenowaliśmy to ja oraz Twoja matka jesteśmy martwi zaś ty jesteś jednym z najbogatszych ludzi na Taris a ja jestem Ci winien wyjaśnienia.
Matka o niczym nie wiedziała. Kochałem ją dlatego rzuciłem to co kiedyś robiłem a była to rzecz straszna lecz dobra. W dolnym mieście Taris panują gangi, nie tarizjańska policja oni boją się tam wkroczyć. Byłem przywódcą gangu o nazwie Szalonych Rakghouli naszymi przeciwnikami byli Dead Vulkars. Nie mogliśmy pozwolić by mordowali ludzi toteż zajęliśmy się nimi. Byłem najlepszy toteż prowadziłem oddziały przeciwko nim lecz byli zbyt silni. Lora Lanith. Niezwykle niebezpieczna kobieta, uważaj na nią. Na naszym koncie jest 50.000 kredytów, użyj ich mądrze. Dotrzyj do gangu Dead Vulkars, zabij ich wszystkich, obejmij władzę nad Szalonymi Rakghoulami i zaprowadź pokój, zaszyj się w miejscu gdzie będziesz miał klucz w skrzyni będzie tam jeszcze kilka przydatnych kart. Pamiętaj. Jeśli ktoś Cię zabrał to był to właśnie gang z którym walczyłem, nie mogą Cię rozpoznać… .
67 ABY - dziś
Młody wiedział co robić, chciał zrobić to co polecił mu ojciec. Wziął wszystkie rzeczy w tym dokumenty na posiadanie mieszkania oraz klucz i wyszedł z pomieszczeń.
Więc tu się wszystko zacznie. Usiadł on w swoim nowym domku i myślał co zrobić. Nie wiedział bowiem od czego zacząć. Szybko jednak doszedł do wniosku, że zacznie od przypatrzenia się gangom w dolnym mieście.
Andaral codziennie chodził i sprawdzał, co się dzieje w dolnym mieście Taris. Wie, że Lora Lanith została zesłana do podmiata lecz nigdy tam nie dotarła. Mężczyzna miał za cel zaprowadzenia pokoju, tak jak chciał jego ojciec. Musi dotrzeć do Szalonych Rakghouli zaopatrzeć ich w broń, przekonać do siebie. Do tego będą mu potrzebne jego umiejętności oraz pieniądze… .