przez Nathir » 12 Wrz 2013, o 12:50
Smród ulicy stał się jakby dotkliwszy, gęstszy, ale któż mógłby to stwierdzić z cała pewnością, stojąc twarzą w twarz z trandoshianinem. Wycelowany w jego pysk blaster był jedyną barierą między Staruchem, a obcym, rasy wyjątkowo paskudnej, jak na gust łowcy niewolników. Sytuacja zdawała się być patowa, przynajmniej z pozoru, bo w gruncie rzeczy, choć Staruch wplątał się w cała tą kabałę, nie miał nic do stracenia. W najgorszym wypadku zrobiłby tym dzieciakom kilka dziur w ciałach i zniknął, nim ktokolwiek by to zauważył, tyle tylko, ze wolałby nie tracić dziewczyny. Skoro już zainterweniował, to miał zamiar... No właśnie, jakie były jego zamiary? Wprawdzie nie mógł spokojnie obserwować jak krzywdzą tą młodą dziewczynę, to jednak teraz, w tej sytuacji była już dla niego tylko zdobyczą. Niebrzydka i z wyglądu zdrowa, mogła stanowić całkiem niezły zarobek, jeśli się nią porządnie zajmie na statku. Odkarmi się, umyje i jakiś bogacz weźmie ją sobie jako domowe zwierzątko. Zanim jednak przyjdzie czas na biznes, najpierw trzeba było uporać się z tymi dzieciakami.
- Wielki, tłusty i brzydki - zaczął Staruch - Aha i posiada wielką stację kosmiczną przy Nar Shadda. Coś świta, synku?
Mężczyzna skrzywił się, jakby ugryzł jakiś paskudny, kwaśny owoc.
- Ja nie mam nic do stracenia, ale Zordo nie lubi, gdy się go okrada, a tym bardziej poddaje w wątpliwość jego władzę. Nawet tutaj na Coruscant powinniście o nim słyszeć i jeśli będziecie wystarczająco mądrzy, dacie sobie spokój. Kto wie, może nawet na tym skorzystacie. Dobry żołnierz zawsze jest w cenie. To jak będzie, krew czy biznes?