Piękna i spokojna niegdyś wyspa Astaria leżała na pograniczu Astalii i Bretonii rządzona była przez mądrego i dobrego Lorda Delibeusza. Na południu znajdowały się wzgórza oraz święte gaje poświęcone starym bożkom. Skupione wokół resztek wykarczowanego i zamienionego na pola uprawne lasu. Mimo starań lorda część wieśniaków nadal oddawała cześć starym bogom, zaś dobroć Delibeusza nie pozwalała mu na utopienie herezji we krwi. Zamieszkiwali oni głównie niewielkie portowe miasto „ Poisson” wciśnięte między wzgórza a morze, które urzekało swym spokojem. Za nim na wzgórzach znajdowały się sady i winnice. Łagodne stoki spotykały się ze znajdującym się w centrum wyspy olbrzymim post wulkanicznym kraterem. U stóp wulkanu na postrzępionych wzgórzach znajdowała się niewielka świątynia poświęcona Pani. W niecce utworzonej przez rozerwaną koronę wulkanu znajdowała się równina, zwana patelnią zaś otaczające ją skały były bogate w złoża złota. Ze zbocza sączyły się niewielkie potoki splatające swe wody w leżącym u podnóżu góry jeziorku. Stamtąd w trzech kierunkach wypływały wąskie acz rwące rzeki zmierzające w kierunku północy „Froid” zachodu „Triste” i południa „Saint” Ta ostatnia wpadała do niewielkiego jeziora, nad nim właśnie znajdowała się świątynia Pani z Jeziora. Piękny posąg spoglądał na największe miasto Astarii, i równocześnie jedyny pełnoprawny port morski – Calice, mając za plecami złowrogie góry wysoko strzelające w niebo. Samo Calice było jednym z najpiękniejszych miast całej Bretonii wysokie strzeliste budowle, potężne blanki z olbrzymimi trebuszetami strzegącymi wejścia do portu oraz lśniące od bogactwa dachy, z daleka wskazywały drogę kupieckim statkom. Bogactwo wyspy przekładało się na komfort jej mieszkańców. Liczne złoża złota i srebra, bogate i żyzne gleby oraz silny władca zapewniały krainie rozwój i bezpieczeństwo. Porządku strzegli nie tylko rycerze będący wasalami lorda ale i pięć szybkich i sprawnych okrętów patrolujących okolice wyspy. Zaprawieni w bojach marynarze byli pierwszą linią obrony płynącej mlekiem i miodem krainy.
Nie wszystko było jednak tak piękne, na wschodzie znajdowały się jeszcze ruiny dwóch miast spalonych przez najazd Mrocznych elfów. Grabieżcy przybyli pod osłoną nocy mordując paląc i rabując przekonanych o swym bezpieczeństwie mieszkańców. Mimo że od tego czasu upłynęło już kilka lat w ruinach dalej można znaleźć nie tylko niezwykła magiczne przedmioty pozostawione przez wycofujących się najeźdźców ale tez śmierć z rąk upiorów czy duchów, które nawiedzają miejsca rzezi.
W północnej części wyspy znajdował się jeden z ocalałych przed wyrębem lasów. Niewielkie skupisko natury do którego zbliżanie się było zabronione pod karą śmierci powoli odzyskiwało dawny majestat. Reszta wyspy była wykarczowana i oprócz sadów bądź dziko rosnących zagajników ciężko było znaleźć cokolwiek przypominającego las. Nieopodal lesistego cypla znajdowała się niewielka skalista wysepka, zwana „Minuit canin” na wyspie tej bogatej w złoto i inne minerały wybudowano karną kolonię. Lodowate wody były najskuteczniejszymi kratami oddzielającymi złoczyńców od bogobojnych mieszkańców Astarii mieszkających w niewielkiej wiosce naprzeciwko wyspy zwanej przez mieszkańców „Liberte”. Druga mała wysepka mieści starą wieżę magów. Obecnie bardzo ciężko się do niej dostać zaś ten kto tam dopłynie ryzykuje życiem. Ponoć w wieży mieszka potężny Arcymag, który w zależności od nastroju potrafi zmienić w żabę śmiałka zakłócającego jego spokój bądź też obdarzyć go jakąś paskudną przypadłością. W okolicy wyspy bieleją kości Druchii których statek miał nieszczęście wpaść na mieliznę zaś wiatr czasami przynosi krzyki bólu i cierpienia dochodzące z wieży. Nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszcza się tam, ci którzy jednak zdrowych zmysłów nie mają zazwyczaj nie wracają…
Ostatnim godnym wspomnienia miejscem jest położone centralnie w środku wyspy duże miasteczko zwane „Ville d’or” wyrosło jako miejsce skupiające górników pracujących w pobliskich kopalniach złota i srebra. Z czasem przekształcając się w bogate i prężnie działające centrum handlu wszelakiego z bogatą siecią usług wszelkiej maści i pułapek czyhających na wracających z kopalni górników. Burdele, tawerny, i wszelkiej maści rozrywki gwarantowały każdemu chętnemu pozbycie się ciężko zarobionego złota. W miasteczku prócz usług kwitł również handel. Kupcy obracali złotem i żywnością wyprodukowaną przez rolników z wyspy. Ciężkie wypełnione dobrami wozy toczyły się następnie przez centralną równinę i rozbity wulkan w kierunku jedynego mostu na wyspie. Przeprawa przez „Saint” umożliwiała wjazd na bitą drogę i szybkie dotarcie do portu i stolicy wyspy. Tam towary trafiały na statki i wyruszały w drogę na kontynent. Ta oto piękna i sielska wyspa miała stać się niebawem areną wydarzeń które wstrząsną spokojnym życiem bogobojnych sług Pani z Jeziora.
Podkład muzyczny
Koga z patrolowa „Garmantka” płynęła z wiatrem powoli prując spokojne morze. Fale leniwie rozbijały się o dziób okrętu, przyozdobiony galionem w kształcie pięknej kobiety dzierżącej miecz. Na pokładzie krzątali się marynarze wykonując rutynowe czynności, pogoda dopisywała a i od dawna nie było żadnego kontaktu bojowego z piratami czy przemytnikami. Można by rzec że na pokład wkradła się nuda. Zachodnie wybrzeże nie było aż tak narażone na ataki jak południe czy wschód jednak i tu od czasu do czasu trafiały się utarczki z piratami.
Kapitan Valonaj stał na rufowym kasztelu tuz obok sternika, zgodnie z zasadą „Pańskie oko konia tuczy” spoglądał na pracujących marynarzy, nie miał wielu powodów do narzekania na załogę, stwierdził uśmiechając się pod sumiastym wąsem.
-Ahoj. Żagiel na horyzoncie!! – z bocianiego gniazda dobiegł głośny krzyk marynarza na oku. – drugi i trzeci, idą na dwunastej prosto na nas!!
Kapitan spojrzał do góry po czym przeszedł spokojnie kilka kroków do schodów prowadzących na pokład.
- Szykować się do walki, utrzymać kurs. Zobaczymy kto zacz nas odwiedzać raczy. Pierwszy do mnie! – rozkaz był zbędny bo już z przedniego kasztelu schodził do niego wysoki wychudzony mężczyzna z przypiętym do pasa groźnie wyglądającym kordelasem.
- Panie, cztery żagle na horyzoncie wyglądają na uszkodzone. Może kogoś burza tu przygnała. Nie widać wiele z tej odległości. – meldował Krans idąc z kapitanem na dziobowy kasztel. Za nimi przemknął adiutant kapitana, niosąc pod pachą niewielkie zawiniątko. Kapitan stanął wreszcie na pozycji i wyciągnął rękę. Chłopak natychmiast wsunął w nią wyjetą z zawiniątka lunetę. Chwilę trwało zanim oficer dostroił ostrość, patrzył chwilę i nagle zaklął szpetnie..
- Natychmiast zwrot przez burtę!! Spierdalamy to orki w dodatku cała jebana flota!! Krans przygotować załogę do obrony, Szykować balistę rufową. I niech Pani ma nas w swojej opiece.
Na pokładzie zagotowało się, marynarze szybko zajęli się wykonywaniem manewru a okręt leniwie zmienił kurs udając się w kierunku wyspy. Na pokład wbiegło kilkunastu zbrojnych, rozsypano piasek a na kasztelach pojawiły się dwie piątki łuczników. Rufa stanowiąca zwykle główny punkt oporu została obsadzona przez dziesiątkę mieczników. Zaś z przodu jednostki skupiła się pozostała szóstka wraz z Kransem. Marynarze również wyciągali broń i kiedy tylko żagiel ponownie chwycił wiatr, zajęli się uzbrajaniem siebie w najróżniejszej maści narzędzia zagłady. We wnętrzu rufowego kasztelu czwórka marynarzy ładowała lekką balistę, opuścili zasłaniające otwory strzeleckie okiennice i z niepokojem wpatrywali się w zbliżające się ciemne żagle.
-Galery, Przynajmniej cztery. Idą za nami. – Wieści z bocianiego gniazda nie napawały optymizmem. – razem będzie ze dwa razy po dziesięć albo i więcej okrętów.
Załoga czekała na pozycjach zaś marynarze robili co mogli aby wyciągnąć jak najwięcej ze słabego wiatru. Wypełnione orkami galery były już wyraźnie widoczne gołym okiem.
- nie uciekniemy, - kapitan ujął w dłoń rękojeść miecza. Spojrzał na wschód gdzie powoli pojawiał się zarys jego rodzinnej wyspy. – Szykować się na abordaż, zabijemy ilu damy radę. Wysłać gołębie pocztowe z ostrzeżeniem, stąd powinny już dolecieć do Calice. Pokażemy tym zielonym skurwysynom jak walczą Astarijczycy!!!
Przemowie kapitana towarzyszył umiarkowany pomruk entuzjazmu. Marynarze zdali sobie sprawę że za chwilę ich życie skończy się i to w bardzo bolesny sposób.
- Ognia!!
Bełt z balisty był chyba większym zaskoczeniem niż salwa łuczników. Pierwsza galera obsadzona przez zielonoskórych została trafiona w dziób, co nie uczyniło jej większej krzywdy. Łucznicy trafili paru przeciwników, lecz napędzana siłą mięśni jednostka zbliżała się nieubłaganie. Kolejny bełt z balisty trafił znacznie skuteczniej mordując kilku wioślarzy i wybijając z rytmu pozostałych. Galera zwolniła znacząco pozostając z tyłu. Dwie pozostałe były znacznie mniejsze i zdecydowanie bardziej agresywne. Pokład Kogi zasypały strzały z krótkich goblińskich łuków. Kilku marynarzy osunęło się trafionych czarnymi grotami, jeden z łuczników wpadł do wody zaś Balista ponownie strzeliła tym razem do jednej ze zbliżających się od boków galer. Pocisk przebił dno jednostki nie zatopił jej jednak natychmiast. Pod ostrzałem z łuków Gobliny zarzuciły na pokład Gramantki liny abordażowe silnie motywowani coraz szybciej tonącą jednostką zaczęli atak. Druga z Galer zbliżyła się z prawej burty osaczając Bretoński okręt i sczepiając się z nim przy pomocy haków. Salwy łuczników obu stron wypadły tym razem na korzyść Bretończyków. Niewiele goblinów było w stanie opuścić okręt. Marynarze szybko poradzili sobie z próbującymi dostać się na pokład zielonoskórymi. Kiedy Odcięto haki pokład Kogi poryty był krwią ludzi i goblinów. Na kontynuowanie ucieczki było jednak za późno. Dwie znacznie większe galery dopadły do niewielkiej jednostki. Tym razem z pokładów w kierunku obrońców szczerzyły się orcze pyski. Z wyciem WAAAGH na pokład Kogi wdarła się zielona fala.
Krans zasalutował kapitanowi swym kordelasem po czym runął w wir walki. Szybkie cięcie w wykrzywiony pysk wspinającego się do kasztelu orka podarowało oficerowi nieco czasu. Byli tak blisko brzegu a zarazem tak daleko. Wokół żołnierze i marynarze siekli w nacierającą tłuszczę spychając do morza kolejnych przeciwników. Tuż obok z jękiem zwalił się postawny jak dąb Grendar z włóczną wystającą z brzucha. W powstałą wyrwę wpadł wymachując toporem wielki ork. Tylko po to by po chwili leżeć we własnych wnętrznościach. Krans, podniósł upuszczoną przez Grendara tarczę i dołączył do walki, jego ludzi było zwyczajnie zbyt mało. Po chwili jedynie trójka rannych walczyła przyparta do dziobu jednostki. Opierając się plecami o galion oficer z dziką furią operował Kordelasem, tnąc i mordując. Jego zastawa nie była już tak szczelna. Co i raz któraś z orczych włóczni dosięgała ciała, wraz z krwią uchodziło życie z walecznego mężczyzny. Gdy nagle przez szereg orków przedarł się czarnoskóry olbrzym. Tasak z łatwością strzaskał tarczę i przebił zastawę chudzielca rozcinając go od szyi po brzuch. Ostatnią rzeczą którą widział umierający pierwszy oficer był olbrzymi czarny Ork ryczący WAAAGH. Potem ktoś przerzucił ciało przez barierkę i nad Kransem zamknęły się fale.
Grumsh był wściekły, zielone gobbasy zupełnie nie potrafiły się bić, duzi ludzie wybili dwa galery gobbasów. Ale on im pokaże Chodził po pokładzie w tą i z powrotem od czasu do czasu nerwowo tłukąc tasakiem w tarczę. Wielki czarny ork z pogardą przyjął salwę strzał wystrzeloną w kierunku jego galery. Bębniarz nadający rytm zmienił styl gry. Za chwilę będą walczyć, spowolniony łup był tuż tuż. Haki wbiły się w drewno, zaś zielona fala uderzyła na pokład. W samym sercu walki był Grumsh jego tasak rozpłatał jednego z marynarzy, tarcza zatrzymała dwie strzały, trzecia która uderzyła w hełm wbiła mu się w głowę. Zerwał hełm pozbywając się dokuczliwego drapania. Na tyle okrętu Bretończycy postawili mur z tarcz. Łucznicy strzelali z kasztelu zaś miecznicy desperacko odpierali kolejną szarżę jego wojowników. Niewiele myśląc Grumsh runął w kierunku walki otoczony przez swoich przybocznych. Największe zielone orki w hordzie. Mur tarcz nie wytrzymał naporu rojących się na pokładzie wrogów. Mimo że wróg stawał dzielnie ostrze Czarnego Orka nie raz posmakowało krwi. Przebił się przez linię mieczników wpadając z przerażonych łuczników. Gdy zieloni z tyłu mordowali niedobitki żołnierzy i marynarzy. Grumsh wyrżnął desperacko broniących się strzelców i stanął naprzeciw kapitana. Poraniony strzałami z zakrwawionym tasakiem i tarczą ork dyszał ciężko mierząc wzrokiem Kapitana Valonaj’a Mężczyzna wytarł zakrwawiony miecz którym właśnie raczył rozpłatać jakiegoś orka, i ruszył w kierunku przeciwnika. Grumsh wściekle zaatakował jednak jego tasak trafił w pokład i uwiązł na chwilę w deskach. Na ten moment czekał Valonaj szybkim sztychem pchnął w bok wielkiego orka. Ostrze ześlizgnęło się jednak po zbroi raniąc jedynie olbrzyma. Cios na odlew łapą niemal pozbawił głowy mężczyznę. W ostatniej chwili kucając Kapitan przeturlał się pod łapą Grumsha stając ponownie w pozycji do walki. Tym razem jednak Czarny ork zaatakował znacznie ostrożniej. Można by rzec że przemyślał taktykę, ruszył bowiem ukryty za tarczą do przodu starając się wepchnąć mężczyznę do narożnika. Szybko jednak instynkty bestii wzięły górę. Gdy tylko sparował cios Astarijczyka runął do kolejnej szarży otwierając się zupełnie. Valonaj pchnął ponownie mierząc w gardło bestii, niestety chybił o cal, może mniej. Stalowy kołnierz zbroi zetknął się z ostrzem odchylając je zaś rozpędzony ork wyrżnął z impetem w mężczyznę. Tym razem Valonaj nie zdążył się podnieść, potężna łapa chwyciła go za nogę i poczęła tłuc postawnym skądinąd mężczyzną o pokład. Oficer miał szczęście stracił przytomność praktycznie od pierwszego uderzenia, to co działo się później napełniło radością serce Grumsha, rozszarpany kapitan padł na pokład niczym szmaciana lalka a sam Ork udał się w kierunku ostatniego punktu oporu, dziobowego kasztelu. Nie minęło wiele czasu gdy z pokładu w kierunku orczej floty pomknęło gromkie WAAGH!! Zielonoskórzy pokonali ostatniego przeciwnika i nic nie stało na ich drodze do połyskującej na zielono wyspy.
- panie, wieści z „Garmantki” – posłaniec wszedł do komnaty należącej do markiza Roderta de Edas. Młody mężczyzna podniósł głowę znad zwoju który aktualnie czytał. Sprawa musiała być ważna w przeciwnym wypadku sługa nie śmiałby mu przeszkodzić. Młody mężczyzna o ciemnej karnacji i kruczoczarnych włosach z pewnością nie był rodowitym Astalijczykiem. Przeciętnej budowy i dość oryginalnej urody wyglądał jak drapieżny ptak czekający na ofiarę. Na dźwięk głosu odwrócił głowę i spojrzał swymi brązowymi oczami na struchlałego sługę.
- Co masz?
- Wieści, złe wieści, Flota orków nadciąga z zachodu. Kapitan Valonaj pisze o wielu okrętach i dodaje że to jego ostatni raport.
- Kto jeszcze go widział?
- Tylko ja i kurier panie, od razu do Ciebie przybiegłem. – przez twarz sługi przebiegł grymas strachu
- świetnie, dawaj mi papier, i anonsuj u Lorda, natychmiast… To sprawa nie cierpiąca zwłoki.
- Tak panie, - Sługa zniknął jak wymieciony a de Edas usiadł ponownie przy zwoju. Młodzieniec zerknął ukradkowo na miniaturę przedstawiającą najmłodszą córkę lorda, Emmę Astalijską, dziewczynę wielbioną przez lud i nie tylko. Piękna łabędzia szyja, szczerozłote włosy oraz niebieskie oczy z łatwością topiły serca najbardziej zatwardziałych kawalerów. Ona jednak nie zamierzała wiązać się z byle szlachcicem. Zaś Lord nie chciał nawet słyszeć o wydaniu jej za jakiegoś przybłędę… jak się wyraził podczas jednej z rozmów w cztery oczy.
- już wkrótce będziesz moją księżniczką. – wyszeptał a palce przebiegły po miniaturze, - i wierz mi nie będzie ci się to podobało. Zniszczę cię i będę patrzył jak cierpisz tak jak i twój świętojebliwy tatuś. – Twarz mężczyzny przeszył złowrogi uśmiech. Tak jego plan powoli zaczął nabierać kształtów, a inwazja orków skutecznie odwróci uwagę starego głupca od… mroczne oblicze mężczyzny jeszcze pociemniało zaś komnatę przeszył cichy przerażający śmiech. Już wkrótce jego pragnienia będą zaspokojone a głupcy zdani na łaskę wielkiego Pana de Edas księcia Astalii. - Ciekawe czy wtedy będzie ci tak wesoło dziwko! - Warknął do miniatury uśmiechniętej dziewczyny i cisnął ją w głąb szuflady. Musiał jeszcze napisać kilka wiadomości…
popołudnie dnia następnego Calice, zamek Lorda.
Sala tronowa w której Lord Delibeusz z Astalii przyjmował gości została zmieniona w salę narad. Na solidnym stole znajdowała się mapa wyspy z naniesionymi na nią oddziałami należącymi do Bretońskiego władcy. Na samym skraju wyspy znajdował się niewielki znacznik w czerwonym kolorze, tam właśnie zgodnie z doniesieniami zwiadowców wylądowała armia inwazyjna orków. Zieloni ruszyli w kierunku Ville d’or ale zostali odparci przez straż miejską i łuczników, złupili więc tylko karawanę i pod palili pola. W kierunku nabrzeżnej wioski zwanej wolnością podobno także wyruszyły już jakieś watahy goblinów na wilkach. Jednak główne siły tkwiły wciąż przy brzegu budując z okrętów którymi przybyli tymczasowy obóz.
- Pewnie składają maszyny oblężnicze, po tym jak zobaczyli mury D’or z pewnością nie uderzą na nie bez drabin i taranów. – Starszy mężczyzna w pełnej zbroi pochylał się nad stołem. Pełna płyta i uzbrojenie kontrastowały drastycznie z odzianą w sukna resztą zgromadzonych. – Nie wiemy z resztą jakie abnominacje i potworności przywlekli ze sobą najeźdźcy. Musimy na nich uderzyć całą siłą już teraz.
-Sir Olandzie, - siwy Lord Delibeusz zwrócił swą zatroskaną twarz w stronę rozmówcy. - Nie godzi się tak nie godzi. Musimy wybadać jakie zamiary ma nasz przeciwnik.
- Ależ Ojcze!! Młodzieniec stojący obok Olanda nie miał co prawda pełnej zbroi za to okazały miecz przy pasie. – To są Orki!! Niszczą palą i plądrują, jak możesz być tak krótkowzroczny. Musimy wyplenić zarazę zanim się rozprzestrzeni.
- Nie róbmy niczego pochopnie, to samo mówiłeś o upiorach z ruin a jak widać można z nimi pokojowo koegzystować synu. –Przez twarz starca przebiegł dobrotliwy uśmiech - nie ma powodu do paniki, zaraz wyślę posłańca do twojej siostry, jej mąż z pewnością przybędzie nam z pomocą.
- Panie miną miesiące nim to się stanie, sama trasa na kontynent to tydzień żeglugi, a zebranie armii i przeprawienie jej? – Sir Oland pokręcił głową z dezaprobatą. – do tego czasu może być już po nas.
- Myślę że Lordowska mość ma wiele racji – Markiz de Edas zabrał głos z charakterystycznym dla siebie tonem uniżonej usłużności. – Wielka wyprawa wojenna byłaby jak najbardziej niewskazana dla interesów i spokoju ludu. Nie możemy jednak pozostawić bez pomocy mieszkańców D’or. Z pewnością młody panicz wraz z kilkoma setkami wojska zdołają utrzymać i w razie potrzeby obronić miasto. – Mężczyzna przeszedł do stołu pokazując na drogę prowadząca do D’or. – kawaleria i piechota dotrze tam w góra trzy dni intensywnego marszu jeżeli okaże się że nasze siły są zbyt małe zawsze można przesłać posiłki. Panicz Probeusz z pewnością ma wystarczające doświadczenie by poradzić sobie w polu. Oczywiście Jako przedstawiciel gildii kupieckiej deklaruję że nasze najemne jednostki zajmą się zabezpieczaniem mostu na Świętej na wypadek gdyby podjazdy orków zamierzały przejąć przeprawę.
- Zaprawdę błyskotliwy plan Markizie, - Sir Oland patrzył podejrzliwie na śniadego mężczyznę, zupełnie odwrotną reakcję okazywał młody Probeusz. Delikatny uśmieszek błąkał się w kącikach ust rycerza. – ale co z mieszkańcami Liberte i „Minuit canin”
- Poradzą sobie jak tylko opanujemy zagony goblinów – umysł młodego rycerza z pewnością zaprzątały bohaterskie szarże z nim w roli głównej – jeśli wezmę wszystkich konnych z pewnością zdążę na czas
- Nie powinieneś jechać bez piechoty, wszak wiadomo że nic tak nie spowalnia przeciwników jak mur tarcz. Ach, synu weź też ze sobą służkę Pani z Jeziora. – Stary lord zerknął w kierunku ostatniej ze znajdujących się w pomieszczeniu osób. Kobiety w sile wieku o nieprzeciętnej urodzie i złocistych włosach. – jestem pewien że Lady Aurelia z radością pomoże Ci w tym przedsięwzięciu.
- Jak sobie życzysz panie, - kobieta odparła melodyjnym głosem skłaniając się lekko – z przyjemnością rozprostuję kości i wyruszę poza stolice.
- jak zawsze skromna – zaśmiał się dobrotliwie Delibeusz po czym stuknął w stół. - Zatem postanowione. Jutro Probeusz wyruszy na czele jazdy do Ville d’or zaś za nim podąży piechota i najemnicy gildii kupieckiej. Zapraszam na wieczerzę albowiem jest czym się radować…
Sala biesiadna kilka godzin później.
-Mój ojciec całkowicie stracił poczucie rzeczywistości.
- nie wolno ci tak mówić chłopcze, to nasz Pan i dobrze panujący władca.
- Daruj sobie Oland, to było bardzo delikatne określenie na to co on ostatnio wyrabia. Spójrz, wróg u bram a mój szanowny tatuś raczy balować. – młody następca był najwyraźniej zdegustowany postawą swojego rodziciela –po śmierci matki drastycznie mu się pogorszyło. Musze rozwalić te orki i wrócić w chwale, wtedy lud mnie poprze a dzięki pieniądzom de Edas’a będę miał kupców w kieszeni. I zostanę Lordem...
- Pobożne życzenie, stary Delibeusz może i niedomaga, ale nie wybiera się na tamten świat. Zanim zostaniesz Lordem sporo czasu upłynie. Tym niemniej popieram cię mój uczniu. Musimy działać dla dobra Astalii. Martwi mnie jednak twa wiara w Roderta, to zły człowiek.
- Wiem, - młody rycerz był nad wyraz dojrzały jak na swój wiek, - od pewnego czasu znam jego mały sekret, i wierz mi, Rodert będzie skakał tak jak mu zagram
Tej samej nocy Komnata markiza.
Cień siedzący w oknie z pewnością nie był niczym normalnym a mimo to markiz zachowywał się tak jakby miał do czynienia ze swoim sługą. Stojący na straży komnat Markiza najemnicy byli mu bezwzględnie oddani. Podobnie jak i przerażona służba. Nikt z pewnością nie śmie mu przeszkodzić, mógł więc zachowywać się w miarę swobodnie.
-zrozumiałaś co masz przekazać?
-taaak paaanie – skrzekliwy głos harpii przeszył powietrze.
-dobrze zatem, precz.
Skrzydlata istota rozłożyła błoniaste skrzydła i pomknęła pionowo w górę. Cicho i bezszelestnie znikając w mroku. Gra o wyspę się rozpoczęła i wyglądało na to że to on Markiz de Edas będzie rozdawał karty. Wrócił ponownie za swoje biurko i wyciągnął z głębi szuflady znajomą miniaturę.
-Już niedługo…
Technikalia
Witam ponownie
jako że strategii forumowych jak na lekarstwo a ostania zakończyła się już dość dawno temu, pora ruszyć z czymś nowym. Zapraszam do udziału w rekrutacji do strategii działającej na zmodyfikowanym silniku Warhammera Fantasy Battle. W starym świecie zetrą się siły dobra i zła walcząc o mniejsze zło, albo o większe zależnie po której stronie stać będą gracze.
Z powyższego wstępu wiecie już zapewne jak będzie wyglądać teren rozgrywki i kim są dwie pierwsze frakcje ścierające się na polu bitwy. Poniżej w skrócie najważniejsze zasady rekrutacji. Zmieniam nieco warunki dostania się do gry z racji tego że naprawdę zależy mi na niezdechnięciu tej konkretnej sesji.
Dlaczego będzie fajnie
1. Możliwość wpływu na historię, knucia, zdradzania itp.
2. Spore możliwości manewru zarówno na polu bitwy jak i w ekonomii.
3. Szybkie tempo gry. 1 tydzień na odpisy graczy i 1 tydzień na odpis MG
4. Uniwersum Warhammera –znane jednostki, fluf itp.
5. Epickość – ci którzy ze mną grali wiedzą o co chodzi
Wymagania od graczy – proszę ocenić w szkolnej skali 1-6
1. Znajomość uniwersum.
2. Armia
3. Znajomość Armii którą chcę grać. – (dostęp do RB czy AB)
4. Częstotliwość odpisywania (zadeklarowana)
5. Solidność (postarajcie się być w miarę obiektywni)
6. Dlaczego właśnie ja.
Z przesłanych kandydatur wybiorę czterech graczy którzy wezmą udział w pisaniu historii Asturii. Sesja ruszy też przy trzech graczach. Jeżeli kandydaci nie spełnią minimum kwalifikacyjnego niestety kampania zostanie zawieszona. Nie chcę kolejnego trupa po 2 miesiącach grania bo coś tam. Zakładam że wszyscy podejdą zdrowo do tematu. Strategia w PBF jest zajęciem na co najmniej 6 miesięcy więc z góry uprzedzam osoby wyjeżdżające do Bangladeszu na wakacje bez neta. Ze swojej strony gwarantuje skrajną obiektywność i mało fanatyczne podejście. Z poczynań graczy zamierzam uczynić całkiem zgrabne opowiadanko więc osoby które niestety się nie dostaną będą mogły przynjamniej poczytać.
Armie niezbędne najwyżej punktowane
Bretonnia
Orki i gobliny
Armie preferowane, kolejność nieprzypadkowa
1.Dark Elfy
2.Imperium
3.Warriors of Chaos
4.High Elfy
5.Skaveny
6.Vampire Counts
7.Krasnoludy
8.Ogre Kingdoms
9.Dogs of War
10.Lizadmens
11.Tomb kings
12.Daemons of Chaos
Rekrutacja trwać będzie do końca kwietnia. Od 2 maja ruszylibyśmy z grą. . Wszelkie pytania standardowo w tym temacie. Jeżeli wszystko pójdzie sprawnie i będą chętni to postaram się jeszcze w trakcie rekrutacji wrzucić opisy jednostek. Mapka w sumie jest ale jeszcze za wcześnie żeby ją umieszczać. :]
Cóż więcej, pozostaje mi czekać,
Poniżej zasady gry dla zainteresowanych