Astarith pierwsza zauważyła te dwie chmary wytaczających się na dziedziniec szturmowców, jedną odcinającą drużynie drogę do YT-1760, a drugą zagradzającą ścieżkę odwrotu do głównego gmachu. Wychylając się nieznacznie zza osłony w postaci kontenera, pomocnego rudej najemniczce i Starbringerowi we wcześniejszym, infiltracyjnym etapie misji, postanowiła kilkoma strzałami z DC-15s przerzedzić bandę skołowanych plastoidowców. Zawtórowali jej w tym oczywiście Kelen, Doradin, Vuuu'ur i reszta ferajny, bezpardonową kanonadą napierający na powoli otaczających ich strzelców.
- Wszystkie myśliwce na terenie bazy po-szły, za chwilę nie będą mieli też jak prosić o posiłki, bo jak tak bez nadajników - odpowiadała stojącemu obok niej Gabrielowi, w przerwach między puszczaniem kolejnych serii. - a centrum informacyjne--
- --to już w ogóle chyba nie istnieje. Także spoko. My musimy tylko rozstrzelać tych piechociarzy. W czym wcale swoją drogą pan nie pomagasz, panie pośle. Grzej w agresora, tu o wolność chodzi!
Wymiana ognia mogłaby jeszcze trwać i trwać, gdyby nie niespodziewane przybycie heroicznej odsieczy; byli więźniowie imperialnego obozu dostali się na powierzchnię i zaabsorbowali szturmowców swoją obecnością na tyle, że składająca się z szóstki najemników, garści galeonowych złodziei oraz pojedynczego polityka/detektywa grupa zdołała bezpiecznie, pod osłoną zadymy, dobiec do zaparkowanego frachtowca. Szczęściem, Rauss nie zapomniała zabrać ze sobą starych gogli po tacie i tym samym ocaliła od podrażnienia swoje błękitne patrzałki.
U celu, łowczyni w biegu chwyciła kilkuwarstwowy pręt jednego z podnośników umocowanych do wrzynającego się w ziemię trapu i wyszczekaną zwięźle komendą zasugerowała towarzyszom wgramolenie się na pokład, przy okazji ponownie zwracając uwagę na obowiązek uprzedniego pozbycia się gorącego towaru w postaci imperialnych karabinów. Nie podążając śladem kolegów, Rith wytrwale stała na zewnątrz, obok wejścia do Kruka, z lufą pistoletu skierowaną ku ogarniętym pożogą, niedawno opuszczonym zabudowaniom. Ktoś w końcu musiał zabezpieczyć tyły uciekinierów przed ewentualnym pościgiem zakutych w białe zbroje oddziałów.
Wyglądało jednak na to, że dwie ścierające się ze sobą gdzieś za kurtyną smogu frakcje - żołdacy i wyzwoleńcy - zapomniały o intruzach będących autorami całego tego zamieszania. W odległości kilkunastu metrów od statku kłęby dymu krótkotrwale rozbłyskiwały od padających boltów, tryumfalnie krzyczeli wrogowie reżimu, eksplodowały granaty, a co rozsądniejsi bojownicy chyłkiem zmykali w jeszcze wolne od ognia tropikalne ustępy; krótko mówiąc, toczyła się tam w płomieniach odrębna wojna, której uczestnicy prędko przestali przejmować się załogą koreliańskiej maszyny.
- Zwolnij Fella w kokpicie, ja zajmę się wesołą gromadką. Miejmy nadzieję, że robal ma nasze pieniądze. Ze Słońcem nigdy nie wiadomo. - zwróciła się do Starbringera, gdy wszystkie pożądane osoby, z Bothaninem na czele, zniknęły już w czeluściach YT-1760.