przez Gweek » 25 Lip 2016, o 11:30
Twarz, o ile tak można nazwać owłosiony pyszczek Borska, był twardszy niż podejrzewał. Nawet zębów cwaniak nie pogubił, choć wibracje długo rozchodziły się pięści ba, po całej ręce. Czy czgoś żałował? Tak... że nie przyłożył mu mocniej. Za te wszystkie groźby, obelgi i ranę na czerepie.
Przyszedł czas na to, co lubił najbardziej. SKrępowani i niepytomni więźniowie nie mogli nic zrobić, gdy "lepkie rączki" i niezwykle zręczne paluszki penetrowały kieszenie, każde możliwe zakamarki ubioru. Cały sprzęt odkładał do kąta na kupie, układając w stos, według schematu tylko jemu znanego.
To lubił - wynieść, przynieść, poograbiać. Zamarzyła mu się własna "łajba", choć projektując w myślach przyszły podział łupów, był w lokalizacji "dupa" i gówno widział.
Przeniósł jednego z pechowców to jest Borska poza kokpit i napawał się smakiem łatwego zwycięstwa, pozostawiając drugiego pod okiem maszynki do ogłuszania. Odgłos krzyku na chwilę rozproszył jego uwagę i wprowadził w stan zdziwienia. To przecież on miał być posłańcem bólu.
Kilka klepsydr Tatooińskiego piasku później słysząc swe imię i polecenie, wykonał je bezsprzecznie. Podniósł ciało jak tuszę z eopie i położył obok Garlla, który na sam widok swego oprawcy o mało nie posrał się ze strachu. Pochylił się nad nim i cicho szepnął - Ciii. Byyy...cie dopsze. Gweek nie cieć. - uniósł delikatnie pilota, kołysząc go po drodze jak małego Gamorreanina do snu. - Ciii.
Ledwie go uspokoił, po czym odłożył na pokładzie i znów musiał dźwignąć go w górę, przy akompaniamencie nieartykułowanych dźwięków wydawanych przez Sullustanina. Niezbyt zadowolony z obrotu spraw, rozwiązał Garlla z pomocą Cada, cicho pokwikując. A mieli takie fajne błyskotki i zabawki. Z podziału łupów wyszło zero, czyli nic - pomyślał na odchodne. Przynajmniej jedno zyskał. Przestał cuchnąć. Ale dalej śmierdział.
Kto jak kto, ale On, Knur Pierwszy Wielki nadawał się do przesłuchiwania jak nikt inny. On to by wycisnął z nich wszystkie soki yyy znaczy informacje do cna. Ale po co wychylać się przed szereg, skoro kobitka była niemniej skuteczna niż on, a co któreś słowo lub zdanie trafiało wprost do zakutego łba w twardą czaszkę. Każdy, ale to każdy słysząc słowo "kredyt" w każdej możliwej deklinacji i odmianie stawał się pobudzony. Tak jak i Pitoogg. Tysiąc kredytów to dużo. Sto pięćdziesiąt tysi to fortuna. Ale sto razy tyle? Jego malutki mózg nie mógł wyobrazić sobie i pojąć tej astronomicznej kwoty. Droid powiedziałby, że jego obwody zaraz dostaną zwarcia, a Gamorreanin mógł tylko otworzyć ryj na całą szerokość z wrażenia.
Ktoś będzie mu coś winien. Tych ktosi naliczył aż czterech. A co do Kittani.... Gdy znajdzie coś mocniejszego od wody to kto wie. Może wizje powrócą?
... "Oczko" - skrzeczący droid-tłumacz pozostawiony sam sobie, lewitowało w powietrzu. Jego oprogramowanie nie było zbyt skomplikowane. Brak własnej inicjatywy co do niezależnego działania można przyrównać do intelektu trzyletniego dziecka, natomiast w sprawach interpretacji, a czasem wręcz nadinterpretacji usłyszanych słów, mógłby uchodzić za sędziwego mędrca-starca-myśliciela.
Źródło energii najzwyczajniej w świecie się rozładowało i okrąglak upadł ze stukiem na podłoże. Potoczył się kilkadziesiąt centymetrów i zamarł w bezruchu. Nieliczne diody i światełka powoli zgasły. Czy na dobre?...
gg 5214304