przez Rafael Rexwent » 2 Sie 2016, o 13:44
Togrutanka usłyszała odgłos grzmocenia w drzwi włazu statku, oraz wykrzykiwane słowa. Od razu stwierdziła, że coś tu nie pasuje. Nie mógł to być imperialny patrol, bo głosy były zupełnie inne. Jak się przez spory okres życia służyło w armii Imperium, to niemalże automatycznie zapamiętuje się ten beznamiętny, zimny ton wydobywający się z głośników hełmów. Ale ten fakt Sann mogła przemilczeć, bo istniało podejrzenie, iż to siły porządkowe planety, lub prywatny oddziałek jakieś osobistości. Natomiast nie zamierzała lekceważyć swoich przeczuć, które natychmiast zaczęły ostrzegawczo pulsować w jej głowie. Tyle razy ten „szósty zmysł” ocalił jej życie podczas misji, że niezaufanie mu w tym przypadku było dla kobiety niepojęte.
Miała zawołać do Ewoka, by nie otwierał drzwi, ale najwyraźniej jego mały móżdżek nie pomyślał o zagrożeniu, a gdy się zorientował było już za późno. Luupa dostrzegł tylko lecącą szkarłatną smugę, a po chwili po całym puchatym ciele rozlała się fala bólu. Rana nie była śmiertelna, lecz pochodzący z Endoru kosmita i tak zapiszczał. Potem rozdarł się drugi raz, gdy znów wywrócił się na twardą podłogę, a obolałe od ostatniego uderzenia czoło ponownie zaliczyło bliskie spotkanie z durastalową ścianą.
Z tych odgłosów Ahri wywnioskowała tyle, że to jest napaść na jej statek. A na to nie mogła sobie pozwolić. Wyzywała w myślach głupotę Luupy, który sam otwierając właz, automatycznie wyłączył pułapki. I teraz zamiast zostać spopielonymi przez miotacz ognia, czy też poszatkowani przez ukrytą wyrzutnię ostrzy, napastnicy cali i zdrowi zaczęli panoszyć się na frachtowcu. Można to było z łatwością zauważyć, ponieważ uzbrojone szumowiny nie siliły się na dyskretność i wydawały sporo odgłosów podczas grabieży.
Oba odbezpieczone blastery znalazły się w dłoniach Togrutanki, która jak najciszej zbliżała się w stronę źródła odgłosów. Jej niemal bezgłośny chód dawał jej gwarancję, że nie zostanie usłyszana. Większym problemem był natomiast fakt, że ciężko być niezauważonym na korytarzu statku i prędzej czy później, nawet na oślep, któryś z wrogów na nią wpadnie.
Skulona i czujna właśnie weszła w poprzeczny korytarz, gdy dostrzegła jednego z napastników. Ubrany w podniszczone ubranie i dzierżący blaster, najwyraźniej szukał czegoś do zrabowania. Nie dostrzegł jej, ponieważ zaglądał właśnie do jednego z pomieszczeń, niezbyt zainteresowany tym co dzieje się dookoła niego. Takiej sytuacji Ahri nie mogła przepuścić i niemalże bezgłośnie zbliżyła się do napastnika. Blastery już wcześniej spoczęły w kaburach, a w dłoniach kobiety znalazł się wibronóż. Uruchomiony po uchwyceniu rękojeści malutki silniczek wprowadził ostrze broni w drgania, znacznie zwiększając morderczy potencjał wibronoża.
Niczym jastrzębionietoperz Sann rzuciła się na swoją ofiarę, przejeżdżając po jej szyi trzymaną bronią. Z rozwartej tętnicy buchnęła krew, barwiąc jasnoczerwonym, niemalże różowym kolorem najbliższą okolicę. A razem z tym drogocennym płynem z ciała mężczyzny uchodziło życie. Nie mógł nawet wydobyć dźwięku, a jedynie patrzeć jak fontanna posoki zalewa jego twarz, klatkę piersiową i ręce. Śmierć przyszła szybko i zabrała ze sobą żywot niedoszłego złodziejaszka.
Ahri nie czekała jednak aż ofiara wyzionie ducha, tylko ruszyła dalej. Dobrze wiedziała, że cios był śmiertelny i nie miała czasu na podziwianie jego skutków. Nie dana jej jednak była chwila wytchnienia, bo po chwili na ten sam korytarz wpadła dwójka szumowin. Tym razem dostrzegła ich twarze, ale i oni dostrzegli ją. Trzymane przez nich blastery rzygnęły laserowymi boltami, które natychmiast pomknęły w jej stronę. Lecz, czy to wina zaskoczenia napastników, czy też zasługa szczęścia, faktem było to, że energetyczne smugi minęły Togrutankę, z sykiem uderzając w ścianę. Po pomieszczeniu rozniósł się zapach ozonu i swąd palonego metalu, ale żadna z trójki istot nawet nie odnotowała tego faktu. Kolejne pociski pomknęły już mniej więcej tam gdzie była Ahri, aczkolwiek kobieta wykonała szybki przewrót w tył i laserowe bolty zasyczały przy kontakcie z podłogą, w miejscu w jakim Sann znajdowała się chwilę temu.
Tuż po zmianie pozycji Togrutanka trzymała już oba blastery, które cicho pyknęły przy wystrzałach. Dwie szmaragdowe wiązki opuściły lufy broni, mknąc w kierunku obu napastników. Ułamek sekundy później mężczyźni mieli dodatkowe otwory wentylacyjne na czołach, a do poprzednich „aromatów” dołączył odór palonego mięsa. Łoskot upadających ciał rozległ się po statku, co nie mogło pozostać bez reakcji kompanów zabitych.
Do uszu Ahri dotarł tylko dźwięk stukotu wydawany przez ciężkie buty następujące na durastalową podłogę, a gdy odwróciła się w kierunku skąd dobiegały, zobaczyła lufę DL-44 wymierzoną prosto w nią. Mężczyzna nie odezwał się, tylko wykrzywił usta w kwaśnym uśmieszku i pociągnął za spust. I tutaj Sann mogła tylko dziękować wieloletniemu treningowi i wrodzonej zręczności, bo pocisk energetyczny zamiast śmiertelnie ranić, zaledwie lekko drasnął ją w lewe ramię, po czym nieszkodliwie rozpłynął się na ścianie. Napastnik od razu chciał wystrzelić kolejne bolty, lecz przeszkodził mu niewielki, metalowy przedmiot, który wbił mu boleśnie w ramię i spodował wypuszczenie przez niego broni. Po chwili drugi, podobny pocisk trafił w szyję mężczyzny. Shuriken bez problemu swoimi ostrzami przebił się przez skórę, mięśnie i naczynia krwionośne, docierając do rdzenia kręgowego i zahaczając o niego, doprowadził do jego przerwania. Czwarty szubrawiec padł martwy w kałuży własnej krwi powoli sączącej się z ran.
Jego zabójca właśnie wyszedł na korytarz, prezentując się w całej swej okazałości. Sześćdziesięcio centymetrowy, królikopodobny obcy podszedł do nieruchomego ciała i wyszarpał oba shurikeny, po czym wytarł je o niezakrwawione rejony ubrania martwego mężczyzny i przypiął do bandoliery. Wykonawszy te czynności odwrócił głowę i spojrzał się na Ahri. Jego futerko zmieniło odcień z krwistoczerwonego na karmelowy, a tęczówki wpatrzone w Togrutankę przybrały kolor jej oczu.
Kushiban wesoło pomachał jej łapką i stanął koło niej bezgłośnie dając znak, że należy się pośpieszyć. Sann skinęła głową i razem z królikopodobnym obcym ruszyła tam, skąd dobiegł pisk Luupy. Ostatni z napastników zapewne zaniepokojony brakiem znaków życia od swoich kompanów, musiał czujnie wypatrywać niebezpieczeństwa. Chyba, że już uciekł.
Ostrożnie wychodząc zza kolejnego zaułka Togrutanka zauważyła stojącego bokiem szubrawcę. Zdawał się on lekko poddenerwowany całą sytuacją, a dwójki załogantów nie dostrzegł, ponieważ lustrował drugi prowadzący do pomieszczenia korytarz. Nie tracąc czasu Ahri wymierzyła jeden z DD6 w jego kierunku i pociągnęła za spust. Bolt energetyczny trafił go w bok, co postrzelony skwitował okrzykiem bólu i wiązanką przekleństw. Mężczyzna wijąc się niczym piskorz na podłodze statku, był zdany na łaskę jego właścicielki. Natomiast na ten widok pobudził się leżący do tej pory cichutko Luupa. Najpierw wstał i ze zdziwieniem w oczach przyglądał się rannemu, ale ujrzawszy wchodzącą Togrutankę i Kushibana odzyskał odwagę i wstał, lekko popiskując z powodu postrzelonego ramienia.
Kobieta cały czas trzymała napastnika na muszce, gdy Ewok po chwili wrócił z drewnianą włócznią, prawdopodobnie swoją pamiątką z rodzimego księżyca. Jego oczy płonęły, a puchate łapki drżały z podniecenia. Ten sam stan musieli czuć jego pobratyńcy, gdy wybijali szturmowców w pamiętnej bitwie o Endor. Usta wykrzywiły się w złowrogim uśmiechu, a ból ramienia na chwilę zaniknął.
- La kunaa Endora! - zakrzyknął na całe gardło Luupa i wkładając w to całą swoją siłę zadał śmiertelny cios swoją bronią. Grot wbił się w klatkę piersiową mężczyzny i przebił się do serca. Fontanna krwi trysnęła dookoła, a Ewokowi to pasowało. Ahri z niesmakiem przyglądała się aktowi zemsty. Zawsze przypuszczała, że miśki z leśnego księżyca są nie do końca normalne, a słowa Luupy, które przełożył na wspólny tłumacz tylko to potwierdziły:
- To jest Endor!
Kushiban znów spojrzał na kobietę, nie zwracając uwagi na Ewoka. Niezbyt kręciło go takie psychopatyczne zachowanie.
- Może przeszukaj ich kieszenie? Istnieje prawdopodobieństwo, że znajdziesz tam ciekawe rzeczy – rzuciła Sann do obcego o karmelowym futerku i długich uszach – no i zbierz ich broń. Zawsze będzie można to sprzedać – dodała po chwili, po czym lekko pacnęła go w ucho. Ten tylko pokiwał głową i ruszył wykonać zadanie.
- A ty posprzątaj – rzuciła na odchodne do Luupy i udała się w stronę jednej z ładowni. Ewok był niezbyt zachwycony poleceniem, ale gdy adrenalina nieco opadła ruszył w stronę schowka na droidy i uruchomił jednego z nich. Robot czyszczący zabuczał cicho i zabrał się do sprzątania krwi z całego pokładu frachtowca.
Sama Togrutanka podeszła do zapasów medykamentów i chwyciła jeden z małych opatrunków. Wprawnym ruchem założyła go sobie na niewielką rankę na ramieniu, nie chcąc aby pozostała tam szpecąca blizna. Wtedy przypomniała sobie o czymś, bo chwyciła medzestaw i ruszyła z powrotem do pomieszczenia gdzie zostawiła Luupę. Widząc siedzącego na zadku Ewoka, przyglądającego się pracy droida czyszczącego, rzuciła w jego stronę pakunek, podeszła do konsoli i znów zamknęła właz „Tęczowego kucyka”. Skontrolowała jeszcze, czy misiek dobrze założył sobie opatrunek, po czym ruszyła do kokpitu. Teraz czekała tylko na wyniki przeszukania prowadzonego przez Kushibana.
"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi
"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005