Content

Tydzień z Imperium

Martwy Nurt - sesja specjalna

Image

Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Kelan Navarr » 24 Gru 2016, o 17:46

Witam w okolicznościowej sesji, założonej z okazji Tygodnia z Imperium. Jest to przygoda rozgrywająca się równolegle z linią fabularną Mgławicy, lecz dokładna znajomość sytuacji w galaktyce nie jest niezbędna do rozpoczęcia zabawy. Do obsadzenia są cztery miejsca. Trzy oferuję graczom Mgławicy, zaś do ostatniego pierwszeństwo będzie miała osoba z poza forum, która chciałaby spróbować swych sił w storytellingowej zabawie. Nie jest tu wymagane posiadanie zaakceptowanej KP. W przypadku braku chętnych z zewnątrz, miejsce uzupełnimy jednym z „lokalnych” zgłoszeń.
Martwy Nurt będzie przygodą kręcącą się wokół grupy imperialnych żołnierzy i ich zadania. Czy zostanie ono wykonane, czy ktoś z drużyny przeżyje? Zobaczymy, ale nie ma co liczyć na pobłażliwość MG. Postaci tworzone są jedynie na rzecz tej przygody, więc nie muszę przymykać oka na nagłe nieobecności itp. Postać opóźniająca zabawę innym, będzie przejmowana, bądź przenoszona do lepszego świata.
Co zrobić, by dołączyć do gry? Wysłać do mnie, za pośrednictwem Prywatnej Wiadomości KP swojej postaci. Wymagania są naturalnie o wiele niższe, niż w przypadku standardowych postaci. Konieczne rzeczy to imię i nazwisko postaci, data urodzenia (postaci muszą być młode – to tylko szeregowcy), usposobienie, wygląd, umiejętności i historia. W każdym punktów wystarczy kilka linijek najbardziej podstawowych informacji, także całość da się napisać w ciągu kilkunastu minut. Historia danej postaci może dodać rozgrywce smaczków, lecz nie zmieni znacząco jej kształtu. Jak wspomniałem wcześniej, każda z postaci jest imperialnym szeregowcem w bazie w jednej z dwóch stolic Rodii – Iskaayumie. Jako, że mówimy i imperium, z dużym prawdopodobieństwem będzie to człowiek. Do Was należy zarysowanie ich charakterów, nadanie umiejętności i wyglądu.
Zgłoszenia nadsyłać można do końca 28.XII. Listy uczestników i wiadomości ode mnie można spodziewać się dnia następnego. Zapraszam do wspólnej zabawy.



Image


Vikoob Chekkoo delikatnie skorygował kurs łodzi, utrzymując ją w głównym nurcie rzeki. Był dość typowym przedstawicielem swego gatunku, choć szczupłe, zielonoskóre ciało, dalekie było od młodzieńczego wigoru. Skóra na twarzy stała się pod wpływem lat i pracy nieco obwisła, a ogromne, czarne oczy, nie świeciły tym samym blaskiem, co czterdzieści lat temu. Mimo wszystko wielu z pobratymców mogło pozazdrościć Vikoobowi formy. Rodianin od dziesięcioleci zajmował się przewozem osób i towarów w górę i w dół Baddiny, będącej jedną z rzek kontynentu Encheeko. Zawód zdawałoby się dość nietypowy w galaktyce zdominowanej przez statki skaczące między planeta z nadświetlną prędkością. Na Rodii problemem była jednak porastająca sporą część planety dżungla i niezliczone bagna, które uniemożliwiały bezpieczne lądowanie, czy swobodne poruszanie się pojazdów z silnikami repulsorowymi. Ponadto transport rzeczno – lądowy, pozwalał na zachowanie dużej dozy anonimowości, co dla wielu klientów było czynnikiem zachęcającym.

Łódź nie byłą wielka. W innym przypadku nie byłaby w stanie pokonać wielu płycizn, jakimi usiana była Baddina. Pod pokładem znajdowały się dwie kajuty, jak dumnie nazywał pomieszczenia Vikoob. Przeważnie używane do transportu wszelkiego rodzaju dóbr, obecnie zajmowane były przez dwójkę Rodian, zajmujących się obserwacją lokalnych stworzeń latających. Tak przynajmniej twierdzili wynajmując Chekkoo wraz z łodzią. Vikoob ani razu nie widział ich podejmujących jakiekolwiek działania na tym polu. Mężczyźni stłoczyli się w jednym pomieszczeniu, drugie zapewniając dziwną aparaturą. Spędzali pod pokładem większość czasu, opuszczając kajuty jedynie kilka razy dziennie, by zamoczyć w rzece obiekt nieznajomego przeznaczenia, który Vikoob w myślach określił po prostu mianem czytnika. Starzec nie zadawał pytań. Nauczyły go tego lata pracy.

Od czterech dni podążali w górę rzeki. Nieznośnie gorące, wilgotne powietrze bezustannie oblepiało ich ciała, wysysając resztki sił witalnych. Jedynie klimatyzowane pomieszczenia łodzi dawały chwilę wytchnienia od mokrego żaru. Bujna roślinność Rodii pochylała się nad wodą, dając pożądany cień, jednak równocześnie ograniczając cyrkulację powietrza.
Gigantyczna, płonąca czerwienią kula, chyliła się ku horyzontowi. Rzeka zdawała się zmieniać we wstęgę ognia, której tu i ówdzie walkę wydały długie cienie drzew i gałęzi. Na pokład wychynął jeden z pasażerów. Osłaniając oczy przed oślepiającym blaskiem, wiszącego tuż nad idealnym przedłużeniem dziobu łodzi gazowego giganta, zbliżył się do burty i zanurzył w wodzie czytnik. Sprawdził wyniki i wyraźnie pobudzony ponowił procedurę. Chwilę stał, wpatrując się w wyświetlacz, po czym biegiem rzucił się pod pokład. Chekkoo w milczeniu przyglądał się całej scenie zza steru. Zbliżali się do Egoopo – niewielkiej osady zamieszkanej przez rodowitych mieszkańców i wszystkich, pragnących odciąć się od całej galaktyki. Vikoob był tu tylko kilka razy w życiu, lecz doskonale zapamiętał rozciągnięte pomiędzy drzewami chaty, zawieszone nad powierzchnią wody. Dalej rozciągały się setki kilometrów zdradzieckich bagien, pełnych stworzeń czyhających na głupców, którzy ośmielili się tam zapuścić. Warunki życia, choć udogadniane zdobyczami technologicznymi, były mniej niż podstawowe. Dość powiedzieć, że osady nie otaczała zwyczajowa dla Rodii kopuła łagodząca mordercze temperatury, a dostać się do niej można było jedynie łodzią, bądź pieszo. Wioska nigdy nie doczekała się lądowiska. Budowa na bagiennym terenie, na potrzeby tak marginalnej liczbowo populacji, była dla rządu po prostu nieopłacalna.

Pierwsze domostwa wyłoniły się zza ściany dżungli. Nareszcie – pomyślał Vikoob. Po trzech dobach na wodzie, perspektywa postawienia stopu na stabilnym podłożu, była co najmniej kusząca.
Stary Rodianin raczej podświadomie wyczuł, że coś jest nie tak. Wychylił głowę z klimatyzowanego pomieszczenia, nasłuchując uważnie. Do jego uszu dotarł jedynie nieustanny pomruk silników łodzi. Egoopo wydawało się wymarłe. Na brzegu nie dało się dostrzec żadnego ruchu, a w żadnym z domów nie paliło się światło. Vikoob wyłączył silniki i momentalnie jedynym odgłosem stał się szum wody rozcinanej przez dziób jednostki. Na pokładzie pojawiła się dwójka pasażerów.
- Co się dzieje? – krzyknął niższy, o fioletowym zabarwieniu skóry.
Kapitan nie odpowiedział. Wpatrując się w jakiś punkt na brzegu, wskazał nań palcem. Mężczyźni podążyli za jego wzrokiem i zamarli w bezruchu. Przez chwilę nie dopuszczali do siebie tego, co widzą, aż w końcu podmuch od brzegu rozwiał ich wątpliwości. Pierwsze ciała leżały na granicy wody. Były to trzy Rodianki, choć stan ich ciał sprawiał, że niemożliwe było orzeczenie tego faktu z całą stanowczością. Na płeć wskazywały raczej fragmenty strojów. Przytłaczający zapach gnijącego mięsa był dowodem, że trupów jest w okolicy o wiele więcej. W wodzie Vikoob dostrzegł też grzbiety kilku martwych Sraperów. Nie było słychać charakterystycznych dla dżungli odgłosów zwierząt, czy nawet śpiewu ptaków. Okolica pogrążona była w upiornej ciszy. Dwaj mężczyźni na pokładzie zaczęli wymieniać uwagi, gorączkowo gestykulując i wskazując na wyświetlacz tajemniczego urządzenia.
Stary Rodianin nie zdążył wysłuchać całej rozmowy, gdyż ciszę zmącił hałas. Początkowo cichy, ledwo słyszalny, narastał z każdym ułamkiem sekundy. Wszyscy zwrócili głowy w kierunku jego źródła i zginęli z oczami pełnymi niedowierzania.


***



Imperialna placówka w Iskaayumie od zawsze traktowana była po macoszemu. Większą uwagę skupiano na drugiej ze stolic planety – Equator. Tam kierowano większe środki, nowocześniejszy sprzęt i lepiej wyszkolonych żołnierzy. Baza – jak dumnie nazywano stary, nieforemny niczym kucający kamienny olbrzym budynek, przekształcony w militarną placówkę – była dla rady wojskowej na Bastionie swego rodzaju przykrym obowiązkiem. Wśród żołnierzy również nie cieszyła się przesadną sympatią. Służba w Iskaayumie określana była często jako zesłanie i wymieniana jednym tchem obok takich miejsc jak Tatooine, czy Alzoc III. Faktycznie każde z tych miejsc, mimo sporych różnic klimatycznych, miało sporo cech wspólnych. Warunki były spartańskie, jedzenie niesmaczne, a każdy przydział na patrol poza obszar miasta, kwitowany był ciężkimi westchnieniami.

Porucznik Edro Iigan skinął na powitanie młodej Rodiance, pełniącej funkcję sekretarki.
- Gubernator już na pana czeka – zaszczebiotała swym piskliwym głosem.
Czemu ona musi tak głośno gadać z samego rana – pomyślał, próbując otrząsnąć się, z wciąż uparcie atakującej senności. Że też coś musiało się dziać właśnie wtedy, gdy raz na rok otwierał butelkę koreliańskiej. Uśmiechnął się słabo do kobiety i mijając ją rzucił krótkie:
- Dziękuję Zzui.
Iigan, przez podkomendnych pieszczotliwie nazywany Edi, był postawnym mężczyzną po czterdziestce. Trudno było brać go, jako przykład wyjątkowo przystojnego mężczyzny, lecz z całej jego osoby emanowały zdecydowanie i pewność siebie. Nawet, gdy był na kacu. Bardziej odruchowo, niż z prawdziwej chęci i potrzeby poprawił będące w wiecznym nieładzie jasne włosy i wszedł do gabinetu. Z fotela naprzeciw jego biurka podniósł się starszy Rodianin.
- Gubernatorze Kilnaa, czemu zawdzięczam tę przyjemność?
- Poruczniku – mężczyzna skinął głową na powitanie. – Proszę wybaczyć tak niespodziewane najście, o tak wczesnej porze, ale sprawa jest dość pilna.
- Zmieniam się w słuch.
IIgan najchętniej zmieniłby się w cokolwiek leżącego na łóżku, lecz starał się zachować fason. Użył całej swej siły woli, by opanować ziewnięcie, uparcie próbujące rozewrzeć mu usta. Rodianin położył na biurku przenośny projektor holograficzny i nad dyskiem zmaterializowała się mapa kontynentu Encheeko. Po chwili karmazynowo zapaliła się na nim wijąca aż do gór na zachodzie wstęga. Gubernator zaczął mówić, a Iigana opuściła senność.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Kelan Navarr » 30 Gru 2016, o 16:50

Pokój odpraw był niewielki, choć porucznik Iigan czuł się lepiej, nazywając go dostosowanym od potrzeb. Nie zmieniało to ponurego pomieszczenia o kamiennych ścianach pełnych zacieków w przyjemne miejsce, lecz przynajmniej brzmiało lepiej. Ten punkt widzenia wymagał sporej dawki optymizmu, a ten był w placówce towarem mocno deficytowym. Mimo wszystko, w salce udało się zebrać wszystkich przedstawicieli postępowego, w realiach Iskaayumy myślenia pozytywnego, połączonego ze szczyptą entuzjazmu. Wśród piątki obecnych byli co prawda w mniejszości, ale Iigan trzymał się kurczowo nawet najmniejszych pozytywów. Pięć par oczu w skupieniu wpatrywało się w niego, śledząc każdy ruch i chłonąc każde słowo. Dzieciaki – pomyślał, spoglądając na swych podwładnych. Mógł być ojcem każdego z nich. Dzięki niewielkiemu obsadzeniu bazy, znał każdego z imienia i nazwiska. Stali się nawet czymś na kształt rodziny. Co prawda mocno patologicznej, ale nie można było wymagać zbyt wiele.
- Przed godziną odwiedził mnie gubernator Kilnaa – zaczął Iigan. – Osiem dni temu, w górę rzeki Baddiny wypłynęło dwóch naukowców. Wynajęli łódź, nadawali codziennie, aż w końcu przed czterema dniami stracono z nimi kontakt.
- Od kiedy zajmujemy się takimi sprawami? – spytał siedzący z tyłu, niepozorny mężczyzna. – Czy to nie robota dla lokalnych służb bezpieczeństwa?
- Jednym z naukowców jest siostrzeniec gubernatora.
Siedzący z przodu niebieskooki blondyn przewrócił oczami.
- Prywata?
- Nie do końca – Iigan zignorował fakt, że jego podopieczni pozwalali sobie czasem na zbyt osobiste uwagi. – Rodianie płynęli w górę rzeki w konkretnym celu. Niedawno odkryli w Baddinie dziwną mieszankę substancji, które nie mają prawa tam występować. Stężenie było minimalne, lecz zwiększona zawartość mogłaby spowodować problem w skali planetarnej. Szczegóły są w tym momencie zbędne. Postanowili zbadać sprawę, wynajęli więc łódź i anonimowo udali się na zachód. Ostatnie meldunki napłynęły stąd:
Wyświetlacz ożył, wypluwając mapę kontynentu Encheeko, na którym po chwili zamigotał czerwony punkt. Zebrani zgodnie jęknęli.
- To tereny Keelahi – zauważyła Mera Thyx, jedyna kobieta na Sali.
Iigan przyjrzał się jej uważnie. Czy tak wyglądała teraz jego córka? Nie widział jej w końcu od pięciu lat. Thyx nijak nie pasowała do imperialnego oddziału. Osiemnaście lat, farbowane na biało włosy i bystre, zielone oczy przepełnione życzliwością. Najmłodsza w placówce, stała się jej nieformalną maskotką. Doświadczała wprawdzie drobnych złośliwości, zyskując w dodatku niezbyt wyszukany przydomek „Lalka”, lecz każdy z żołnierzy żył z pełną świadomością, że za jej tknięcie porucznik obciąłby mu jaja tuż przy kręgosłupie. Była na dodatek ich jedyną medyczką polową, więc nikt nie chciał jej do siebie zrazić. Jej pomoc w bagiennym klimacie była nieoceniona.
- Nie lubią nas w tych rejonach – z końca Sali ponownie odezwał się Burro Geret. – Każde spotkanie z miejscową ludnością, może się skończyć rozlewem krwi.
- Wiem jak wyglądają sprawy w Keelahi – zgodził się porucznik – ale mimo wszystko macie unikać bezpośredniej konfrontacji, tak długo, jak to tylko możliwe. Cel misji jest inny, a nie chcemy też dolewać oliwy do ognia.
- My możemy unikać. Pytanie, czy miejscowi będą.
Nieruchoma do tej pory góra mięśni dała znak życia. Patrząc na Treca Salana, Iigan faktycznie myślał, że dla wszelkich lokalnych rebeliantów, lepiej byłoby pozostać w ukryciu.
- Kiedy ruszamy? – spytał ostatni z obecnych na Sali, Deivis Londer.
- Dziś po zmroku. Nie chcemy zwracać na siebie uwagi. Drogą powietrzną przerzucimy was w okolice Meelu, gdzie czekać będzie łódź – na mapie pojawiały się kolejne punkty. – Jej właściciel jest gorącym zwolennikiem Imperium, zresztą polecił go gubernator.
- Kolejny krewny?
- Daj na wstrzymanie Belami – zganił blondyna Iigan.
Mężczyzna wzruszył tylko ramionami i rozsiadł się wygodniej, lecz nie odezwał się już ani słowem.
- Waszym zadaniem jest odnalezienie zaginionych naukowców – projektor wyświetlił dwa portrety – oraz zbadać kwestię skażenia wody. Szeregowa Thyx posiada w tej materii podstawową wiedzę, więc jej pomoc będzie nieoceniona. Ze względu na dość napiętą sytuację lokalną, ta misja nie ma charakteru oficjalnego. Żadnego ciężkiego sprzętu, standardowych pancerzy, czy machania imperialnym emblematem przed oczami. Czy to jasne?
Pięć głów skinęło niechętnie.
- Dowodzi sierżant Geret. Zbiórka po zachodzie słońca na lądowisku. Ekwipunek czeka na was u Moora. Wszystko jasne? Powodzenia.

Na pokładzie witam: Adaari, Nicciterrę, Nantela i Quorna
Macie jeszcze chwilę w bazie na jakiegoś posta rozgrzewkowego, czy nawiązanie interakcji pomiędzy postaciami. Dobrej zabawy :)
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Adaari Khepri » 30 Gru 2016, o 18:41

Mera stanęła na baczność i zasalutowała, tak jak jej zawsze kazano. Minął niecały miesiąc od opuszczenia Manaan, a już zdążyła poznać żargon imperium. Wyćwiczony chód, postawa i salutowanie wychodziły jej, jakby już służyła kilka lat. Nigdy nie miała problemów z dyscypliną, jednak teraz bardziej bywa rozkojarzona, wracając co rusz myślami do domu.

Odprawa nie była zbyt straszna, czego Mera nie mogła powiedzieć o niebezpieczeństwie, które na nią czekało. Miała cichą nadzieję, że jeśli przyjdzie najgorsze, to nie będzie musiała brać udziału. Woli to zostawić swoim towarzyszom. Szczególnie, kiedy jeden z nich wyglądał jakby miał mięśnie na mięśniach i został dopiero co zwolniony z więzienia. Dalej rozglądając się na boki zauważyła mężczyznę, nie odznaczał się niczym specjalnym a ostatni błękitnooki blondyn siedział z tyłu. Największym autorytetem był jej przywódca, sierżant Geret. Wyglądał na osobę wiedzącą co robić i czuła, że można na nim polegać. Mimo iż nazywał ją Lalką. Cóż, jak na swoje metr sześćdziesiąt wzrostu, fakt faktem była dosyć filigranowa w porównaniu do reszty.

Jak na razie, była niezbyt pewna osób wokół niej, stanęła niedaleko sierżanta w milczeniu zastanawiając się, co ten stary pryk Moor przygotował dla nich.
Image
Awatar użytkownika
Adaari Khepri
Gracz
 
Posty: 95
Rejestracja: 31 Maj 2016, o 10:47
Miejscowość: Legowisko Psów i Drewniaka Kosmytty.

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Nicciterra » 30 Gru 2016, o 19:36

Deivis zasalutował pełną parą, zamieniając się przez chwilę w dumny posąg. Czuł przepełniającą energię i entuzjazm. To była jego pierwsza ważna misja. Nie mógł nawalić, a wszystko osładzał smak czekającej w oddali nagrody, dawno nie był aż tak podekscytowany. Wiedział jednak, że musi wykazać się cierpliwością.

Z czynami w życiu było jak z treningiem ciała. Gdy entuzjazm cię pochłonie, w trakcie treningu łatwo o kontuzję, na randce otrzymywałeś plaskacza, w wojsku błąd zaś oznaczał śmierć.

Żałował tylko, że inni najwidoczniej nie są pozytywnie nastawieni do zadania. Odniósł wrażenie, że gdy będzie gorąco to tylko on stawi opór. Będzie siedział sam w rowie osaczony przez armię rebeliantów i nakopie im wszystkim do dupy. Będzie mógł wykazać się, a inni to zauważą. Tak też, czy będzie ta pesymistyczna wersja czy optymistyczna i tak wyjdzie na swoim. Teraz liczy się cel i pragną jak najszybciej wyruszyć w teren. Postanowił również nieco pogimnastykować się przed udaniem się do Moora, pięć minut wystarczy. Ciało musi być gotowe do akcji, szczególnie jak ma być ograniczony sprzęt. To bolało Deivisa najbardziej... brak ciężkiego sprzętu...
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Quorn » 31 Gru 2016, o 00:42

Szeregowiec Belami - podobnie jak cała reszta - zasalutował na zakończenie odprawy. Przepisowo, tak jak mu to wpojono. Błękitnooki blondyn, o wzorcowej aparycji chłopaka z imperialnego plakatu propagandowego zachowywał, się tak jak tego od niego oczekiwano. Zawsze. Co nie przeszkadzało mu być też dość krnąbrnym elementem i w jego aktach widniało tyle samo pochwał co uwag; jego historia transferów zawierała takie bazy jak Hoth czy Tatooine. A te w opinii wszystkich były synonimem "zsyłki za karę". Nie dziwiło więc to, że był pierwszym, który zaczął zbierać się do wyjścia z sali; pomimo tego, że ich dowódca - sierżant Geret - ciągle przebywał w pomieszczeniu.
- To ile dni będziemy się spławiać? - zatrzymał się w połowie drogi do drzwi tak jakby coś sobie przypomniał - bo chciałem załatwić w kantynie jakieś lepsze żarcie na drogę niż to co nam kwatermistrz wydzieli. Suszone mięso jest wstrętne. To chyba tylko jakieś robale mogą jeść.
Awatar użytkownika
Quorn
Gracz
 
Posty: 1045
Rejestracja: 2 Lis 2015, o 17:50
Miejscowość: Zakupane

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Nantel Grimisdal » 31 Gru 2016, o 12:29

Trec przyjął rozkazy ze względnym spokojem, typowym jak dla swojej osoby, kiedy przełożeni wyjaśniali mu trudne aspekty misji. Starał się je zwykle zrozumieć, ale też zwykle wszystkie plany dowództwa wydawały mu się zbyt skomplikowane, by próbować je zapamiętać, więc zbytnio starał się nie myśleć nad tym, co będzie. Wolał wykonywać rozkazy dowódcy na bieżąco. Tak było prościej i skuteczniej. Wstając zasalutował i wyszedł z pokoju chwilę po dowódcy, trochę manewrując w drzwiach żeby się nie poobijać.

Jego kompani wydawali mu się trochę dziwni, ale skoro zostali wybrani na misję, każdy z nich musiał znać się na tym, co robi. Tak jak Trec. Teraz jednak martwiło go co innego. Brak ciężkiego sprzętu. Nie lubił tego. Nie lubił tego tak bardzo, że postanowił pójść do Moora jeszcze teraz i spróbować coś od niego wyciągnąć. W końcu to jego syna wyciągnął na plecach z tych pieprzonych bagien.

- Ej Moor, nie dałoby się dorzucić czegoś cięższego do tego sprzętu? Przecież dla mnie to i tak bez różnicy, co po tej dżungli i bagnach będę targał. A nie lubię wychodzić w teren z pustymi rękami, wiesz przecież...
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Kelan Navarr » 2 Sty 2017, o 16:26

Ciemność spadła na Iskaayumę, jakby ktoś nagle przykrył kopułę chroniącą miasto czarną płachtą. Burro Geret wciąż nie mógł się do tego przyzwyczaić. Słońce najpierw powoli opuszczało się za horyzont, a gdy tylko znikały jego ostatnie promienie, wszystko wokół błyskawicznie pogrążało się w ciemności. Brak tu było okresu półmroku. Wschody i zachody słońca w stolicy planety, kojarzyły się Geretowi z włączaniem i wyłączaniem światła.
Szybkim krokiem zmierzał w stronę imperialnego lądowiska w stołecznym kosmoporcie. Mimo wyładowanego sprzętem plecaka i nieodłącznego T-21 w ręce, szedł szybkim, miękkim krokiem. W Iskaayumie przebywał już ponad rok. O rok za dużo – myślał nieustannie. Wciąż zachodził w głowę, jakim sposobem przez cały ten czas nie oszalał. Propagandowy, idealny obraz Imperium Galaktycznego, jako organu szerzącego ład i porządek w galaktyce, dawno został przez niego zapomniany, a rzeczywistość malowała się raczej w ponurych barwach. Na lądowisku czekał ich transport. Prom dalekiego zasięgu typu Mu-1 nie wpasowywał się w standardy lokalnej placówki i cieszył oko, budząc swym wyglądem zaufanie. Przelatali nim dziesiątki godzin i nigdy nie sprawił najmniejszych problemów. Przy maszynie stał już Trec Salan. W dłoni trzymał oparte lufami o płytę lądowiska działko obrotowe Z-7, które w jego rękach zdawało się być plastikową zabawką. Zdaniem Gereta, Salana można było spokojnie wysłać na tę misję w pojedynkę, a samą aparycją odstraszyłby wszelkich buntowników. Pewnie nawet przyholowałby łódź z zaginionymi naukowcami. Albo przyciągnął przez dżunglę, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Sierżancie – energicznie skinął osadzoną na granicy zasięgu ramion przeciętnego mężczyzny głową.
Geret odpowiedział zdecydowanie bardziej stonowanie. Gdyby w Imperium służyły same klony Salana, w galaktyce pewnie przestałaby istnieć przestępczość. Inna sprawa, że mimo ogromnego entuzjazmu, nazywanie giganta myślicielem, byłoby sporym nadużyciem.
- Widzę, że Moor był dziś w dobrym nastroju – zagadnął mężczyzna.
Góra mięśni w odpowiedzi jedynie uśmiechnęła się zadowolona. Od czasu, gdy uratował od pewnej śmierci na bagnach syna kwatermistrza, Salan cieszył się wyjątkową sympatią starego. Wraz z plecakiem wypchanym bezlitośnie narzędziami destrukcji, mógł być jednoosobowym oddziałem szturmowym.
Na platformie pojawiły się dwie postaci, w których Burro rozpoznał dziewczynę i Bena. Musiał przyznać, że gdyby nie byli żołnierzami, stanowiliby całkiem urokliwą parkę. Belami był zresztą chyba najprzystojniejszym facetem w jednostce, co w parze z ponadprzeciętnym intelektem, musiało podobać się płci przeciwnej. Kilka wyczynów w różnych kantynach rozrzuconych po mieście, teorię tę jedynie potwierdzało. Opowiadał coś właśnie, obrazowo gestykulując, a Thyx śmiała się szczerze rozbawiona. W mojej obecności nie do pomyślenia – gorzka prawda spłynęła na Gereta. Oboje nieśli raczej niewiele, jeśli nie liczyć dodatkowej torby z naukowo - medycznymi akcesoriami, którą Belami gentlemańsko wziął od dziewczyny. Kolejne punkty.
Nie zdążyli dotrzeć do promu, gdy za ich plecami zamajaczył ostatni członek drużyny. Deivis Londer, znany szerzej jako „Młody”, był kompletnym przeciwieństwem Reylana Belamiego; w kontaktach z płcią piękną ograniczał się raczej do zachowawczego uśmiechu. Krążyły plotki, że Młody zakochany jest na zabój w jakiejś dziewczynie z rodzinnej planety, lecz wszelkie próby rozmowy na ten temat były przez głównego zainteresowanego dość szybko ucinane.
- Wszyscy gotowi? – spytał Geret, gdy zebrali się już przed trapem promu.
Pytanie było retoryczne, więc odpowiedziały mu jedynie twarde spojrzenia członków zespołu.


Mu-1 niczym nietoperz uniósł się w nocne niebo Rodii i bez zbędnych procedur kontrolnych, opuścił kopułę chroniącą stolicę planety. Tnąc wilgotne i wciąż ciepłe, nocne powietrze, wystrzelił z pełną mocą silników atmosferycznych na południe. Noc była piękna. Światło księżyca odbijało się w niezliczonych wodnych oczkach, lśniących nieśmiale wśród zaborczych szponów dżungli, a lekki wiatr kołysał koronami drzew. Pasażerowie imperialnego promu nie byli tego w stanie jednak dostrzec. Mknąc z prędkością bliską 900 kilometrom na godzinę, zamknięci w głównym pomieszczeniu promu, pogrążeni byli we własnych myślach.


Gdy po ponad dwóch godzinach lotu, statek osiadł na trawiastym podłożu, wszyscy odetchnęli z ulgą. Mieli różne zdanie na temat misji poza obrębem miasta, lecz co do jednego byli zgodni – podróż do miejsca docelowego była najgorszą częścią całej zabawy. Okolica była pogrążona w mroku i jedynie niewielkie światła pozycyjne, kiwające się nieopodal na rzece, potwierdzały, że dotarli na miejsce. W świetle księżyca dostrzec mogli niewyraźny zarys łodzi. Nie była to duża jednostka. Ot standardowa łajba, charakterystyczna dla Rodii, nierzucająca się w oczy, idealna dla ich misji.
- Witam panów! – z ciemności wyłonił się słusznej postawy Rodianin, wyciągając dłoń do stojącego na czele Gereta. – Jestem Peeil Guriit, kapitan tej łodzi. Zapraszam. Na dole są trzy niewielkie kajuty. Mam nadzieję, że jakoś się pomieścicie.

Każdy powinien wiedzieć, co dla kogo :)
Image Image Image Image
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Nantel Grimisdal » 2 Sty 2017, o 23:03

Trec nie czuł się komfortowo w Mu-1. Kiedy inni mogli się w nim w miarę wygodnie rozsiąść, on nawet siedząc zahaczał głową o sufit. Nie pomagało to odpocząć i skupić się przed nadchodzącym zadaniem. Dla zabicia czasu zajął się obserwacją swoich towarzyszy, z którymi leciał na misję. Sierżant Garet był spoko. Mówił konkretnie, umiał dowodzić. Dzięki takim dowódcom Trec mógł się skupić na swoim zadaniu, które swoją drogą uwielbiał, czyli walce. Z pozostałej trójki kojarzył jeszcze Młodego. Jakoś tak jego twarz utknęła mu w pamięci. Było to jednak wszystko. Pozostałej dwójki nawet wcześniej nie znał z nazwiska czy specjalizacji. Może tą medyczkę by poznał, ale za rzadko bywał ranny. Na tę myśl uśmiechnął się sam do siebie. Dłuższą chwilę zastanawiał się, jakby tu ich zagadnąć. Próbując coś wymyślić, sprawdzał jeszcze raz swój sprzęt.

- Długo już służycie w jednostce? - wydusił z siebie w końcu, dudniąc w kabinie swoim grubym głosem.



Statek zwolnił i Trec poczuł znajome wibracje towarzyszące lądowaniu. Z ulgą sięgnął po swój ekwipunek i wyszedł tuż za sierżantem. Zaraz po wyjściu z promu rozprostował zastygłe mięśnie. Dali by w końcu coś większego do latania -pomyślał. Miejsce, w którym wylądowali wydawało się spokojne. Nie bał się dżungli. Była prosta. Nie dotykać, nie jeść. Strzelać do wszystkiego co atakuje albo co wygląda podejrzanie. Dżungla zawsze wyglądała dla niego podejrzanie, więc prosto było do niej strzelać.

Zatrzymał się tuż za dowódcą, który rozmawiał z jakimś rosłym Rodianinem, na którego Trec nadal jednak mógł patrzeć z góry. Przedstawił się jako Peeil Guriit i wskazał na małą łódź, twierdząc, że jest jego. Mała łódź, trzy kajuty, czyli zostaję na pokładzie. Może chociaż coś dzisiaj ustrzelę. - pomyślał.
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Quorn » 3 Sty 2017, o 15:02

Lot promem nie należał do najprzyjemniejszych. Prawdę powiedziawszy Belami niespecjalnie lubił gdy jego ciało poddawane było dużym przeciążeniom; mdłości atakowały go zawsze gdy tylko płozy statku odrywały się od powierzchni lądowiska. Najczęściej na fali mdłości tylko się kończyło choć parę razy musiał czyścić wnętrze hełmu. Tym razem zadanie było bardziej wymagające - nie chcąc stracić twarzy przed Thyx - musiał uśmiechać się przez całą drogę i kontynuować podjętą w bazie rozmowę by w żaden sposób nie dać po sobie poznać, że lot promem jest dla niego wybitnie niekomfortowy. I mimo wszystko czuł, że zawodzi; rozmowa nie kleiła się tak jak wcześniej a żarty nie były tak chwytliwe.
Gdy prom dotarł do celu i osiadł na trawiastym lądowisku Belami westchnął i wymamrotał coś do siebie. Nikt nie zwrócił na to specjalnie uwagi choć sierżantowi wydawało się, że usłyszał: "Nareszcie koniec tego bujania". Reylan wstał, zarzucił na ramię swój plecak, poprawił torbę (jej pomarańczowy kolor zdradzał medyczne zaopatrzenie) i chwycił bagaż który należał do białowłosej Thyx.
- Pozwolisz? - Uśmiechnął się do niej i zupełnie nie czekając na jej reakcję wyszedł z dusznego wnętrza promu. Świeże powietrze i niechybotliwy grunt pod nogami przywitał z prawdziwą ulgą.
- No nareszcie jesteśmy! Wolniej się nie dało już tym promem lecieć, co?
Awatar użytkownika
Quorn
Gracz
 
Posty: 1045
Rejestracja: 2 Lis 2015, o 17:50
Miejscowość: Zakupane

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Adaari Khepri » 3 Sty 2017, o 16:52

Mera była niebywale zdziwiona całym obrazem Imperium. Byli tacy... niezdecydowani. Jej pierwsze wrażenie o Imperium zostało zapieczętowane na Manaan. A tu? Mimo paru drobnych zgryźliwych uwag wszyscy zdawali się... sympatyczni? Nawet Moor, który nie należy do osób życzliwych, nie kręcił nosem kiedy Mera mu przedstawiła listę rzeczy, których potrzebowała. Jedynie na co mogła narzekać to lot promem. Nie dobrze się jej zrobiło od tych wszystkich turbulencji. Przed oczyma miała już obraz wielkiej kraksy, mimo iż miała je zamknięte przez cały czas ich trwania.

- Długo już służycie w jednostce? - ktoś zapytał.

Mera otwarła oczy ale nie zdecydowała się odpowiedzieć. To właśnie jej przypomniało, że jest całkowicie zielona w tym co robi. Ci ludzie, mają za sobą pewnie setki takich akcji. Dla Mery był to pierwszy raz, kiedy musi się zmierzyć z czymś, co nie jest podane na stole medycznym.

Gdy prom usiadł na równej ziemi, Mera odczuła ulgę, mogła spokojnie odpiąć pasy bezpieczeństwa i zabrać swój sprzęt. Nie dużej wielkości biało pomarańczowy plecak był tuż obok, gdy jej dłoń zetknęła się z inną.

- Pozwolisz? - zapytał się serdecznie blondyn, który bez pozwolenia zwolnił ją od noszenia ciężarów.
- Nie, umm, znaczy tak... - wymamrotała cicho patrząc jak się blondyn oddala. Przynajmniej miała przy sobie ręczny blaster zwiadowczy. Był mały, wygodny i poręczny. Można było powiedzieć, że aż śmieszny patrząc na uzbrojenie reszty. Ale to chyba dobrze, na pierwszy rzut oka nie wygląda jak imperialny żołnierz ale jak ktoś, kto się znajduje w niewłaściwym miejscu i czasie.

Będąc na rampie promu poczuła szeroką gamę zapachów. Musiała dostosować odpowiednio swój implant i postawiła pierwszy krok na planecie. Ziemia była miękka i pulchna. Całkowicie inne uczucie od wyprofilowanych i równych paneli podłogowych Manaan. A oceaniczny krajobraz został zastąpiony drzewami i rzekami o brudnej barwie. Dobrze, że miała wysokie buty.

Niedługo później poznała rodianina i jego ''łajbę''. Nie miała styczności z tą rasą, ale się jej już nie podobała. Wyglądali jak humanoidalne zielone muchy. A tych bardzo nie lubiła. Zaś wiadomość o trzech kajutach trochę zmartwiła Merę, pewne było, że będzie musiała dzielić jedną z kimś z oddziału. Widząc w tym problem typowej nastolatki z filmowych szkolnych udręk musiała się z tym pogodzić. Jednak wolałaby dzielić kajutę z sierżantem lub blondynem. W końcu, nadal nosi jej rzeczy a wydaje się najmniej groźny z całej reszty.
Image
Awatar użytkownika
Adaari Khepri
Gracz
 
Posty: 95
Rejestracja: 31 Maj 2016, o 10:47
Miejscowość: Legowisko Psów i Drewniaka Kosmytty.

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Nicciterra » 4 Sty 2017, o 19:10

Nie znał umięśnionego żołnierza i może nie prezentował on odpowiedniej postawy żołnierza Imperium, ale sprawiał wrażenie kompetentnego, możliwe że bardziej kompetentnego od niego. Wiadomo, że słowo sierżanta było dla Deivisa święte, ale postanowił poznać swoją nową drużynę zaczynając od Treca i jak tylko wyszli z promu zaczął.

- Ile służę? - Deivis powtórzył pytanie i zwrócił swoją zamyśloną twarz w stronę Treca - to moja pierwsza misja - odpowiedział dumnie, wyprostował się bardziej, choć bardziej się nie dało i uderzył się pięścią w pierś. Na ustach wymalował się szczery uśmiech - nie spotkałem ciebie jeszcze żołnierzu. Ja nazywam się Deivis Londer, ale zwij mnie Młody, możesz na mnie liczyć! Jeśli przeżyjemy tą misję to zapraszam cię na przyjacielski sparing w boksie. Przegrany stawia flaszkę wódki! Co ty na to?

Młody zdawał sobie sprawę, że jego optymizm mocno kontrastował z ogólną atmosferą towarzystwa czy też całej planety i inni mieli to odczuć. Nie miał zamiaru jednak ustąpić i z doświadczenia wiedział, że dobre nastawienie, choćby widziane u innych, dużo pomaga.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Nantel Grimisdal » 4 Sty 2017, o 22:39

Trec słysząc propozycję Młodego wyszczerzył żeby w uśmiechu. Oparty jedną ręką o działko Z-7, drugą klepnął przyjacielsko w plecy rozmówcę. Młody był słusznej postury, ale i tak zachwiał się od siły uderzenia.

- Boks i wódka? Wiedziałem, że tu sami swoi będą! Mów mi Trec. Spotykamy się z kumplami w kantynie w sektorze 3, raz na dwa tygodnie. O ile jesteśmy w bazie, ma się rozumieć.

Wielkolud podłapał optymistyczny ton od kolegi. Chciał nawet sobie pogwizdać, ciesząc się już na myśl o dobrym mordobiciu i wygranej flaszce, ale spojrzenie sierżanta sprowadziło go na ziemię. Mimo tego nadal uśmiechał się, trochę głupkowato, kiedy zaczął zmierzać za dowódcą w stronę łodzi. Zapowiadało się, że ta misja będzie odrobinę chociaż lepsza niż się spodziewał.
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Kelan Navarr » 5 Sty 2017, o 14:16

Łódź odbiła od brzegu i z cichym, ledwie słyszalnym pomrukiem silników, ruszyła w górę rzeki. Początkowo cały pięcioosobowy oddział siedział na pokładzie, wymieniając uwagi, dyskutując i żartując, lecz w końcu Geret zarządził odpoczynek. Zeszli pod pokład, zajmując swe wąskie posłania. Trec mieścił się na pryczy jedynie leżąc na boku, z podkurczonymi nogami. Było wielce prawdopodobne, że gdyby się zapomniał i energetycznie rozprostował, wybiłby dziurę w ściance kajuty, bądź w poszyciu łodzi. Reszta z wyjątkiem Thyx, która jako jedyna była w stanie ułożyć się naprawdę komfortowo, z ledwością mieściła się w stalowych ramach posłań. Geret zajął kajutę na spółkę z Londerem, Belami stłoczył się w niewielkiej klitce z Salanem, który przez drzwi musiał przechodzić bokiem, z pochyloną głową. Stojąc prosto, mężczyzna wadził głową o sufit, poważnie zagrażając egzystencji wszelkich odstających od płaskiej powierzchni elementów. Przynajmniej klimatyzacja była sprawna. Thyx, jako jedyna kobieta na pokładzie, pełniąca w dodatku funkcję naukowca odpowiedzialnego za prowadzenie badań wody, otrzymała na wyłączność kajutę zajmowaną przez kapitana. Nie różniła się w żaden sposób od pozostałych, poza gratami pozostawionymi przez jej faktycznego lokatora. Mimo warunków dalekich od komfortowych, szybko zasnęli, ukołysani pluskiem wody rozbijającej się o burty, połączonym z miarowym pomrukiem silnika.

Peeil Guriit nawigował jedynie za pomocą przyrządów, nie używając świateł. Znał rzekę jak własną kieszeń. Poza tym, wedle wydanych poleceń, mieli pozostać w ukryciu tak długo, jak to tylko możliwe. Przez dwie pierwsze doby płynąć mieli jedynie w ciągu nocy. Geret, pełniący pierwszą wartę, rozsiadł się na pokładzie i z karabinem ułożonym na kolanach, wbił wzrok w wilgotną ciemność, rozmyślając o całej tej sprawie. Im dłużej rozmyślał, tym bardziej ponure scenariusze stawały mu przed oczami wyobraźni.

Dzień minął im na nierównej walce. Łódź zacumowana pod gigantycznym drzewem, wyciągającym swe gałęzie ku wodzie, była praktycznie niewidoczna. Niezauważona została nawet przez dwie jednostki, które minęły ich w ciągu dnia. Konary i liście szczelnie otoczyły łajbę, blokując jednak równocześnie ruch powietrza. To był jeden z tych dni, gdy wilgoć zawisa w powietrzu, zamiast spadać na ziemię. Geret mógł założyć się o każde pieniądze, że w ciągu najbliższej doby, rozszaleje się burza. Wydawać się mogło, że wpłynęli do królestwa miniaturowych, krwiożerczych stworzeń, które za główny cel życiowy, ustanowiły uczynienie życia intruzów jak najbardziej uciążliwym. Dostawały się dosłownie wszędzie i kąsały boleśnie. Ginęły masowo, do ostatka poświęcone swej misji, lecz w ich miejsce, niekończącą się falą przybywały kolejne. W końcu wszyscy członkowie załogi skapitulowali przed przeważającymi siłami wroga i schronili się pod pokładem, na górze pozostawiając jedynie szczęśliwca pełniącego wartę. Na kapitana, insekty zdawały się nie zwracać najmniejszej uwagi.

Gdy po zapadnięciu zmroku, silnik jednostki ożył, a klimatyzacja na powrót zaczęła wypełniać zamienione w saunę pomieszczenia łodzi, nastroje i kondycja fizyczna załogi uległy drastycznej poprawie. Mera zameldowała, że stężenie substancji w rzece, wzrosło w ciągu nocy o dwie wartości procentowe. Niewiele, ale potwierdzało, że zmierzali w dobrym kierunku. Jeszcze tylko dzień w ukryciu i powinni byli zostawić za sobą ostatnią na odcinki nadchodzących kilkuset kilometrów osadę. Zgodnie z zaleceniami porucznika, starali się ograniczyć kontakt z lokalną ludnością do bezwzględnego zera, a jedynie nocna żegluga dawała im konieczną osłonę. Geretowi zrobiło się słabo na myśl o kolejnym dniu spędzonym w saunie, bądź towarzystwie miniaturowych krwiopijców. Odegnał jednak negatywne myśli i zdołał zasnąć męczącym, niespokojnym snem, pełnym mrocznych wizji. Obudził się, gdy otoczenie wciąż spowijała ciemność, rozjaśniana jedynie przez ledwie jarzące się światła przypodłogowe na korytarzu. Wciąż lekko nieprzytomny, spod półprzymkniętych powiek dostrzegł Londera, bezszelestnie wślizgującego się na swe posłanie. Najwidoczniej nie on jeden miał problemy ze snem. Nie wiedział nawet, kiedy zasnął ponownie.

Na nogi poderwał go odgłos cichej eksplozji. Zerwał się z pryczy i w całkowitych ciemnościach wpadł – choć określenie odbił się, było bardziej adekwatne – na Salana.
- Co się dzieje? – dobiegł z kajuty zaspany głos Londera.
- To jakby z maszynowni. Silnik przestał działać.
Fatycznie, dotychczas towarzyszący im nieustannie miarowy pomruk, wprawiający całą jednostkę w delikatne wibracje, ustał. Nie minęła chwila, gdy poczuli pod stopami wodę. Sprawy potoczyły się lawinowo.
- Nabieramy wody! – krzyknął Geret. – Zbierać najpotrzebniejsze graty i na pokład!
Wody przybywało z każdą sekundą. Światła nie działały – wyglądało na to, że eksplozja pochłonęła również generator. Brodząc już po kolana w wodzie, każdy rzucił się po omacku po najpotrzebniejsze rzeczy. Liczyła się każda sekunda.

Łódź nabiera wody w błyskawicznym tempie i nie ma szan na jej uratowanie. Na zewnątrz wciąż głęboka noc, niebo zasnute chmurami. Bez użycia światła trudno określić nawet, gdzie jest brzeg.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Quorn » 6 Sty 2017, o 16:00

Spokojne kołysanie łodzi zapewniało Belamiemu równie spokojny sen. Pomimo mało wygodnych warunków łóżkowych w kajutach Ben nie miał problemów zasypianiem. Miał już doświadczenie z patrolami tego typu więc ciasnota, wilgoć a przede wszystkim chmary kąsających stworzeń nie robiły na nim aż takiego wrażenia. Parę razy pochwalił się swym "rzecznym doświadczeniem" swoim kompanom jednak jego słowa nie były odbierane zbyt poważnie zwłaszcza przez dwóch "najbardziej szturmowych szturmowców" jakich widział.
Zatem Belami spał sobie w najlepsze gdy nagle coś go z tego snu brutalnie wyrwało. Ze zdumieniem odkrył, że wylądował na podłodze kajuty; wstrząs wywołany eksplozją musiał wyrzucić go ze swojej koi. Wojskowy trening szybko wziął górę nad zdziwieniem i gdy usłyszał komendę, żeby wydostać się na pokład zerwał się na równe nogi.
- Salan zbieraj się! Podnoś dupę! Łajba tonie.
Chwycił swoją torbę, ubiór razem z butami wcisnął do plecaka, i zarzucił go na plecy. Z torby wyciągnął latarkę zapalił ją i przyświecając swojemu koledze pomagał zebrać mu jego dobytek.
- Ruszaj się spaślaku! Trzeba jeszcze sprawdzić co u reszty.
Awatar użytkownika
Quorn
Gracz
 
Posty: 1045
Rejestracja: 2 Lis 2015, o 17:50
Miejscowość: Zakupane

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Nantel Grimisdal » 7 Sty 2017, o 11:42

Trec niespecjalnie mógł zasnąć w ciasnej kajucie na jeszcze mniejszej pryczy. Zamiast snu, więcej czasu poświęcał na myślenie o tym, by się zbyt gwałtownie nie rozprostować, bo kończyło się to gwałtownym uderzeniem głową w którąś ze ścian albo o sufit. Z ulgą więc przyjął, jak po kilku godzinach takich męczarni Londer wrócił z warty i obudził go na jego zmianę. Gdy ten poszedł do swojej kajuty, Trec wstał i leniwymi ruchami ubrał się w kombinezon i zbroję, w ręce chwytając swojego przyjaciela - karabin E-11.

Wyszedł już ze swojej kajuty, z trudem po cichu przeciskając się przez drzwi i już miał wychodzić na pokład, gdy usłyszał dobiegający od strony maszynowni huk wybuchu. Instynktownie szybko skierował się w stronę kajuty porucznika. Wpadł do niej, gdy ten właśnie wstawał z pryczy, powodując, że dowódca odbił się od niego jak od ściany. Jego wielka postura niemal całkowicie przysłoniła nikłe światło lamp przypodłogowych.

- Co się dzieje? – dobiegł z kajuty zaspany głos Londera.
- To jakby z maszynowni. Silnik przestał działać. - głos Salana wypełnił całe pomieszczenie już na dobre budząc obydwu żołnierzy.

Słysząc te słowa porucznik Geret nie namyślał się wiele i wydał krzykiem rozkaz. Trec rzucił się ponownie przez drzwi i przepchał z powrotem do swojej kajuty, znajdując leżącego na podłodze Belamiego. Ten był najwyraźniej tak zaspany i zdezorientowany, że jeszcze chyba przez sen wydawało mu się, że Trec leży na pryczy obok niego. Nie tracąc czasu zabrał się za zgarnięcie swoich rzeczy do plecaka, który od razu zarzucił na plecy razem z karabinem. Belami przyświecał im latarką, ktora była jedynym źródłem światła w panujących ciemnościach. W jedną rękę chwycił działko Z-7, przytrzymując je trochę pod pachą. Było trochę nieporęcznie, ale tu olbrzymi wzrost Salana w końcu się przydał. Gdy wszyscy inni brodzili już po kolana w wodzie, ten nadal poruszał się całkiem sprawnie. Przygarbiony, by nie zahaczać głową o sufit, szedł wolno, ale sprawnie w stronę klapy z wyjściem na pokład. Mając jedną rękę wolną pomógł wstać porucznikowi, który potknął się o coś leżącego już pod wodą. Chwycił go parskającego wodą i postawił na nogi. Spojrzał w górę. Klapa na pokład była zamknięta. Nie namyślając się wiele chwycił za klamkę. Poczuł opór, ale szarpnął z całej swojej siły, aż wylądował plecami na ścianie korytarza o mało nie zgniatając Thyx. Zamek puścił. Pomógł wszystkim wyjść na pokład, po czym sam przecisnął się przez klapę.
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Adaari Khepri » 7 Sty 2017, o 18:40

Łódź płynęła leniwie i przyjemnie. Lekkie bujanie na czystej jak łza wodzie, przypominały bujany dziecięcy kojec. Już z kajuty można było poczuć powiew świeżego powietrza. Mera obudziła się w wygodnym posłaniu, mając na sobie spodnie i koszulkę. Zeskoczyła na panele gołymi stopami i udała się w górę łodzi. Otwarła właz, a jej włosy przeczesał wiatr. Odetchnęła z ulgą i wdychała powietrze pełną piersią. Przed nią ciągnął się w nieskończoność oceaniczny krajobraz Manaan.
- Już wstałaś? Śniadanie dopiero za godzinę - usłyszała za plecami swoją matkę.
Jej uśmiech był szczery i pełny życzliwości, gestem ręki poprosiła Merę o pomoc. Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się przy stole gdzie na jego końcu siedział jej ojciec.
- Musisz się pospieszyć - powiedział. Twoi przyjaciele już są.
Mera podniosła brew, a później usta kiedy zobaczyła, że przy stole zasiedli trzej mężczyźni.
- Belami? Trec? Deivis? - wymieniła ich imiona.
Nagle w miejscu gdzie zasiadał jej ojciec stał sierżant Geret.
- Na co czekasz żołnierzu? Do roboty! - krzyknął donośnym głosem, a bardziej wybuchł nim.

Mera otworzyła oczy, a wszystko co się jej śniło zostało obrócone o sto osiemdziesiąt stopni. Słyszała krzyki i głosy dochodzące zza drzwi. Gdy tylko zobaczyła wodę pod nogami skuliła się na łóżku obserwując otoczenie. Woda podnosiła się szybko a jej oczom okazał się plecak, dryfujący w kącie.
- Nie nie nie nie! - przystąpiła do ratunku sprzętu.
Chlupnięcie wody i paniczne zbieranie całego sprzętu nie szło zbyt dobrze Merze. Ale poradziła sobie, kliknęła na kontrolkę drzwi a te rozsunęły się wlewając jeszcze większą zawartość wody do kajuty. Na korytarzu panował chaos. O mało nie została zmiażdżona przez Treca i resztę.

Nie miała najmniejszego pojęcia co się działo. Wszystko zdarzyło się zbyt szybko. Trec podniósł ją i dosłownie wyrzucił przez klapę na pokład. Na zewnątrz panował mrok, księżyc przysłaniał dym unoszący się z tyłu statku.

Merze napłynęły łzy do oczu.
Image
Awatar użytkownika
Adaari Khepri
Gracz
 
Posty: 95
Rejestracja: 31 Maj 2016, o 10:47
Miejscowość: Legowisko Psów i Drewniaka Kosmytty.

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Nicciterra » 8 Sty 2017, o 12:06

Deivisowi akurat śnił się cudowny sen, jak spędza w romantycznej atmosferze wieczór z Cynthią w jej domu. Jedli razem kolację i patrzyli sobie z czułością w oczy, kiedy tu nagle wbiega jej ojciec i krzyczy coś niezrozumiale z wyrazem twarzy podobnym do potwora. Jego jazgot i nagle zmieniająca się głowa w jakieś monstrum zmieniła sen w koszmar. Potem nagle jakaś eksplozja, sen się skończył.
- co się dzieje? - to były słowa, które wybudziły go ze snu. Dodatkowy akompaniament jakiegoś zamieszania skojarzył się Deivisowi tylko z jedną rzeczą. Walka. Realny świat wzywa do służby...

Raptownie zerwał się z łóżka i odruchowo chwycił za medalion który zawsze miał na szyi. Uścisnął go mocno, czuł że Ona jest przy nim i z uśmiechem na twarzy natychmiast zebrał swe manatki. Był może nie całkiem ubrany, ale cały ekwipunek wraz z resztą stroju znajdował się już w plecaku, można śmiało powiedzieć w rekordowym czasie. Dyscyplina to była jego domena.

Wyszedł na korytarz i w ostatniej chwili zdążył się cofnąć przed lecącym Salanem. Plusk wody ochlapał wszystkich i już każdy właściwie był mokry. Deivis szybko podał mu dłoń i zaparł się z całej siły by pomóc olbrzymowi wstać na nogi. Potem od razu ruszył do przodu. Przedostał się przez klapę, sięgnął po swoją lornetkę z noktowizją i starał się określić najkrótszą odległość od brzegu, z której strony to będzie. Miał własny pomysł jak wydostać drużynę ze statku, pewne rozwiązanie ze szkolenia wpadło mu do głowy, ale oczekiwał rozkazów od sierżanta. Widząc jednak zamieszanie podał sugestię:
- panie sierżancie, moja sugestia! przeprawię się na drugą stronę rzeki z liną, wy będziecie asekurować, wnet przywiążę ją do drzewa i będziecie mogli bez obawy na prąd rzeki przedostać się na brzeg! Rozkazy? - wystrzelił w stronę Gereta stając na baczność, choć sam pokład zaczął się wahać.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Kelan Navarr » 9 Sty 2017, o 14:55

Otaczały ich nieprzeniknione ciemności, lecz mimo pozornego chaosu, wkrótce z niezbędnym ekwipunkiem znaleźli się na pokładzie. Noc była wyjątkowo nieprzyjazna; jedna z tych, gdy woda wisi w powietrzu, zamiast spaść na ziemię. Wszyscy oddychali z trudem, łapiąc powietrze otwartymi ustami. Bezgwiezdne niebo zasnute było ciężkimi chmurami, a gdzieś w oddali rozległ się głęboki pomruk, zwiastujący burzę.
- Peeil, co się stało?! - krzyknął Geret do uwalanego smarem Rodianina, który właśnie pojawił się obok nich.
- Wybuch w maszynowni - wydyszał kapitan. - Wyrwa w kadłubie na trzy stopy. Toniemy.
- Ile mamy czasu?
- Dwie minuty, góra trzy. Rzeka jest tu dość głęboka, przykryje nas ze sporym zapasem.
Geret zaklął szpetnie.
- Londer, jak daleko do brzegu? - zwrócił się do młodzieńca.
- Około dwustu metrów.
- Zanim dopłyniesz, pójdziemy na dno - sierżant krytycznie pokręcił głową. - Daj spojrzeć.
Wyciągnął dłoń po lornetkę. Wskaźniki pokazywały dokładnie dwieście osiemnaście metrów do linii brzegowej z jednej strony. Z drugiej było to niecałe czterysta, więc wybór był oczywisty. Miejsce wydawało się dogodne do lądowania. Niski brzeg, brak rozwiniętej roślinności przybrzeżnej, nie mieli zresztą wyboru.
- Młody płynie pierwszy. Reszta za nim, ja ostatni. Ruszać się! - zarządził Geret, gdy jego uwagę zwróciły oczy Thyx. - Ej, Lalka, ty ryczysz? Jaja sobie robisz żołnierzu? Zbieraj manatki i do wody, kurwa twoja mać, zanim sam cię nie wrzucę!
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Quorn » 10 Sty 2017, o 21:06

Belami nie zastanawiał się długo i po wysłuchaniu rozkazów dowódcy ruszył, przyświecając sobie latarką, wzdłuż pokładu rozglądając się za sprzętem ratowniczym. Nie musiał długo szukać gdyż prawie natychmiast wpadł na skrzynię z pasami ratunkowymi. Otworzył ją i zaczął wyciągać pasy na pokład.
- Jak chcecie uratować z tej łajby coś więcej niż tylko własne dupy to lepiej chodźcie po to. Chociaż na to, że ocalicie te wasze działa - tutaj Belami zwrócił się do Treca i Devisa - to bym nie liczył.
To mówiąc przytroczył do plecaka torbę-apteczkę i jeden z pasów ratunkowych. Plecak był wodoszczelny więc Belami nie bał się o to, że przenoszony dobytek zamoknie. Bardziej obawiał się tego, że cały jego podręczny bagaż pójdzie na dno rzeki; Reylan liczył na to, że dzięki pasowi tak się nie stanie i uda mu się dotransportować go do brzegu.
Gdy był gotowy stanął przy barierce i rozejrzał się czy Młody już wskoczył do wody. Wszak rozkaz brzmiał: najpierw Młody.
Awatar użytkownika
Quorn
Gracz
 
Posty: 1045
Rejestracja: 2 Lis 2015, o 17:50
Miejscowość: Zakupane

Re: Martwy Nurt - sesja specjalna

Postprzez Nicciterra » 11 Sty 2017, o 17:27

Deivis, gdy tylko usłyszał święte słowo sierżanta nie zwlekał długo, właściwie w ogóle się nie zastanawiał. Poprawił swój plecak i wskoczył do wody, ledwo słysząc co mówił Belami. Ciężar jego ekwipunku był uciążliwy, ale znośny. Wbrew pozorom jego wyposażenie ograniczało się tylko do tego co było zawarte w plecaku, bardzo bolało go to, że nie mógł zabrać swojego ulubionego granatnika, ale wytyczne misji kazały inaczej.
Oznaczało to, że cała reszta broni należy najwidoczniej do Treca.
W trakcie płynięcia przemknęła mu myśl:
Jak Trec przeniesie te działko obrotowe?

To jednak nie było głównym zmartwieniem szeregowca. Celem było dotarcie do brzegu i zorientowanie się czy inni nie potrzebują pomocy.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Następna

Wróć do Tydzień z Imperium

cron