***
Kittani zaczęła realizować swój plan. Był niepewny i ona była niepewna. I wiele innych rzeczy było niepewnych. Pewne było jedno: nie mogła się już wycofać. Musiała doprowadzić sprawę do końca albo zginąć próbując. Wiedziała, że nie może zawrócić bowiem alternatywą również była śmierć.
- Nieciekawe perspektywy, co IG? - Rzuciła do droida kiedy leżała na swoim posłaniu i wpatrywała się w sufit magazynu czekając na kolejny komunikat od Gweeka. Nie liczyła na jakąś sensowną odpowiedź. Mechaniczne droidzie jestestwo z pewnością obliczało czy wystarczy mu ładunków w broni blasterowej.
- Jak myślisz, jest już na miejscu?
- Analiza sytuacji nie wiele mi mówi. Zbyt dużo niewiadomych. Nieznana odległość. Nie znana prędkość poruszania się Gweeka. Nie znane warunki terenowe. Jeżeli mam przeprowadzić szczegółowe obliczenia muszę poznać więcej danych.
- Ech, dzięki. Nie trzeba. - Westchnęła i obróciła się na bok. - Co ja tutaj robię? - Zapytała po cichu samą siebie.
***
- Bo małe rzeczy najłatwiej przeoczyć, niepozornych nie docenić. Dlatego tak. Fenn, nie masz wyjścia i ludzi. Tracimy grunt pod nogami, a od siedzenia na Tatooine i czekania nic więcej nie zyskamy. Potrzebujemy impulsu, wiesz o tym. Stanęliśmy w miejscu i musimy z tego miejsca ruszyć. Dobranie się do dupy Urpie będzie połączeniem przyjemnego z pożytecznym. Dwie pieczenie na jednym ogniu.
- Tak wiem, ale...
- Fenn, kurwa, żadnych ale. Nie możemy pozwolić byśmy ponownie zgubili jego trop. Znał nasze metody, wiedział jak nas oszukiwać. Teraz mamy pewniaka, ale to długo nie potrwa. Zorientuje się i znowu nam zniknie. Musimy działać i paradoksalnie ta ekipa to najlepsze co nam się przydarzyło ostatnimi czasy.
- Duros, sullustianin, gamorreanin, stary droid i kobieta, która z tego co wiemy była kelnerką.
- Tak, kurwa, właśnie tak. Zgodzili się. Pomogą nam. Może się nawet po wszystkim przyłączą.
- Wszyscy? Nawet ta dziewczyna? Ona zdaje się być liderką tej grupy. Zgodzi się?
- Tak... zgodzi się. Przekonam ją. Poza tym znasz to: jeżeli coś jest niemożliwe do wykonania to zleć to komuś kto o tym nie wie. Ten ktoś znajdzie ten sposób. Kittani to zrobi.
- A jak nie?
- To nic nie stracisz. Nie rozwiąże to naszego problemu ale przynajmniej strat w kadrach nie będzie.
- Rób jak uważasz w takim razie. W razie czego bierz namiar na Jainę.
***
- Co Pani poleca? - to pytanie padało zdecydowanie częściej, niż Kittani by sobie tego życzyła. Zawsze jednak odpowiadała z uśmiechem, za każdym razem proponując to samo.
- Nie wyobrażam sobie być na Coruscant i nie skosztować tutejszej brandy. To zbrodnia. - Uśmiechnęła się jednym ze swoich wyćwiczonych uśmiechów. Miała ich kilka i były nawet ponumerowane. Ten klient zasłuż na trójkę.
- Masz rację... W takim razie poproszę. - Brunetka już chciała odejść gdy zobaczyła, że mężczyzna chce chyba coś jeszcze zamówić. - Swoją drogą... nie jest tutaj zbyt nudno? Bądź co bądź wszędzie ten sam widok, te same twarze i rasy a galaktyka nie ogranicza się tylko do jednej planety. Szkoda życia na siedzenie w jednym miejscu, nie sądzisz? - najwidoczniej klient próbował nawiązać trochę dłuższy dialog. Kittani schowała swój datapad ze śmiechem (nr dwa) kręcąc głową na boki.
- Nie narzekam na pobyt tutaj. Trochę mniejszych stacji w okolicy pozwiedzałam więc nie tkwię w jednym miejscu, a dalekie wyprawy... Nie jestem co do tego przekonana. To chyba nie dla mnie.
- Skąd taka pewność? Jeżeli nie spróbujesz nigdy się nie dowiesz. - mężczyzna był wyjątkowo uparty w swoich przekonaniach.
- Może kiedyś... - Powiedziała bardziej do siebie niż do klienta i spojrzała przez duże okno na miejski pejzaż Courscant.
***
- A co polecasz? - Strażnik uśmiechnął się zalotnie do nowej niewolnicy. Brunetka uśmiechnęła się i poprawiła swoje włosy. Oparła się o ścianę eksponując w ten sposób swoją smukłą sylwetkę i kuszące kształty. Strażnik nie znał tej niewolnicy, nigdy wcześniej jej nie widział; to jednak nie budziło jego niepokoju. Rotacja siły roboczej była duża. Była nowa a przez to wydawała się być niesamowicie świeża. I już samo to budziło pożądanie; jednak ta szczególna niewolnica była w dodatku ładną. Kuszące połączenie, któremu mało co było się w stanie oprzeć. Strażnik wiedział, o co chodzi dziewczynie: chciała mu się oddać w zamian za ochronę i przywileje. Nie mógł jej tego zapewnić - załatwienie pracy w innym miejscu było poza jego zasięgiem - ale sytuację chciał i mógł wykorzystać.
- Znam takie jedno ustronne miejsce - rzuciła brunetka. - Tam niżej... przy jeziorze. Nikt nas nie zobaczy... i co najważniejsze: nie usłyszy.
- A nie masz czasem jakiejś pracy zleconej?
- Może mam? Nie interesuj się za dużo. Mniej pytań a więcej działania, co Ty na to?
- Mhm... Namówiłaś mnie. Pięć minut nieobecności na posterunku chyba nic nie zmieni. Chodźmy...
Strażnik podszedł do brunetki a ta ruszyła przed nim w głąb tunelu, kręcąc mu przed oczami swymi krągłymi zadnimi kształtami. Chwilę później z ciemnego zaułka wybiegło dwóch niewolników i ciężkimi kamieniami roztrzaskali strażnikowi głowę. Przytrzymali go by upadając nie narobił hałasu i wynieśli w ciemność z której przyszli. Brunetka rozejrzała się czy nikt ich przypadkiem nie dostrzegł i roztarła butem kilka kropel krwi, które upadło na zapyloną posadzkę. Ruszyła dalej...
***
Od momentu rozbicia się tego tajemniczego frachtowca w dżungli atmosfera w kopalni zrobiła się jakby bardziej nerwowa. Z pewnością główną przyczyną tego stanu rzeczy był fakt, że w wulkanie przebywał Urpa Loss. Już samo to było wystarczające. Jednak uważny obserwator dostrzegłby coś więcej. Coś wisiało w powietrzu i nie był to tylko pył z Żółtych Kryształów. Zniknięcie dwójki strażników i twielkańskiego agenta, zabójstwo dawnego współpracownika Hutta Theona Khana i jego więźnia Cada Durosa, droid serii IG zachowujący się nie tak jak zwykle, znikające zapasy jedzenia i różnego ekwipunku niezbędnego przy wydobyciu Kryształu oraz zwiększona liczba kłótni i wypadków przy pracy. Wszystko to wprawiało mieszkańców Wulkanu w niepokój. Coś się miało niebawem wydarzyć. Każdy to czuł. Strażnicy, więźniowie, kadra pomocnicza. Wszyscy czuli, że coś jest nie tak. Jednocześnie nikt o tym nie rozmawiał.
Zarządcy strasznie nie lubili jak coś nie szło według planu pracy więc, niewolnicy bardzo szybko nauczyli się nie zgłaszać różnych mniejszych i większych problemów. Jeżeli naprawdę nie musieli woleli siedzieć cicho. Toteż w obecnej sytuacji - pomimo wyraźnego zwiększenia liczby różnych wypadków i - nikt się nie wychylał.
Coś się działo.
***
Strażnik spojrzał w głąb korytarza gdzie kilku pracowników wyraźnie o coś się sprzeczało. Leniwym i znudzonym krokiem ruszył w ich stronę. Dopiero co zaczął zmianę i już miał trudniejszą interwencję, a to nie wróżyło dobrze.
- Hej. Co tam się wyrabia? - Spytał gdy podszedł bliżej.
- Eeee... Nic panie strażniku. - Grupa rozstąpiła się i wszyscy stanęli przodem do niego. Już chciał o coś zapytać ale usłyszał za sobą odgłos mechanicznych kroków. Obejrzał się po tylko by dostrzec czerwonookiego droida z wymierzoną w niego lufą blastera. Zobaczył błysk. Umierając myślał o tym, że droid chyba do niego strzelił.
***
Północne wyjście u podnóża północnego stoku wulkanu było rzadko używane i pełniło głównie pomocnicze funkcje. Pomimo to z rozkazu Urpy wszystkie posterunki miały być obsadzone więc tak własnie było. Zawsze o każdej porze dnia i nocy trójka strażników musiała się w tym miejscu znajdować; choć w opinii wszystkich posterunek ten był najnudniejszym i nigdy nic się w nim nie działo.
Przy bramie kręciło się dwóch strażników i opowiadało sobie dowcipy. Trzeci wykonywał obchód wzdłuż niewielkiego placu i lądowiska cały czas utrzymywał z nimi łączność i śmiał się z żartów równie głośno co pozostała dwójka. Jak na strażników zachowywali się wyjątkowo nieprofesjonalnie.
Wataha Gweeka otoczyła plac półkolem i cieszyła się z tego faktu. Strażnicy wydawali się być beznadziejnie łatwym celem. Wszyscy czekali na znak i nerwowo zaciskali dłonie na styliskach swych ogromnych toporów. Miotacze ustawili się w najlepszych pozycjach. W milczeniu i skupieniu obserwowali jak trójka ludzi bezwiednie ustawia się w konfiguracji umożliwiającej najszybsze ich unieszkodliwienie. W końcu Nurra przyłożyła złożone dłonie do ust i wydobyła z siebie śpiewny terkot jakiegoś zwierzęcia. Momentalnie w powietrzu zaświszczało gdy topory posłane przez miotaczy w swym wirującym locie poleciały w stronę strażników.
Droga była wolna.
No prawie....
***
- Jasne Gweek, już to załatwiam. - Powiedziała Kittani do komunikatora i rozłączyła się. Spojrzała na IG87F.
- Idź do sterowni. Zrób to co ustaliliśmy.
***
Drzwi od głównej sterowni otworzyły się. Do okrągłego pomieszczenia w którym było pełno komputerów i monitorów wszedł droid serii IG87F. Droid w swych chwytakach trzymał karabin blasterowy. Nim którykolwiek z pracowników siedzących przy konsoletach zdążył zareagować zaczęły padać celne strzały. Czerwone bolty płonęły równie jasno co droidzie receptory.
Strzały skończyły się tak szybko jak się zaczęły. W zadymionym pomieszczeniu został tylko droid i jeden ocalały pracownik, który stał zszokowany w kałuży własnego moczu; wszystkie pozostałe osoby leżały martwe z zastygłymi na twarzy wyrazami przerażenia oraz dymiącymi dziurami w ciele.
- Ty! - Droid wskazał bronią na ocalałego. - Masz natychmiast wyłączyć pole zakłócające i otworzyć wejście. Bo inaczej zginiesz.
***
Kittani na czele niewielkiego niewolniczego oddziału wpadła na grupę strażników biegnących w pośpiechu w stronę wind wiodących na dół. Mieli na sobie cięższe pancerze i broń do pacyfikacji tłumów. W całej bazie wyły syreny alarmowe a z radiowęzła co chwilę szedł komunikat o "intruzach na dolnych poziomiach". Tymi intruzami była grupa Gweeka.
Kittani nie wiele myśląc zaczęła strzelać pierwsza a razem za nią jej sojusznicy. Ginący strażnicy nie rozumieli co się działo; wszak zostali zaatakowani przez swoich. Brunetka liczyła na szybkie zwycięstwo jednak po pierwszym zaskoczeniu (i pierwszych trupach) strażnicy odpowiedzieli skutecznym ogniem zmuszając ją i podległych jej ludzi do wycofania się. Wśród swoich zostawionych na placu boju dostrzegła rudego bezimiennego chłopaka.
Oddział Kittani topniał w oczach a strażnicy ciągle napierali. Koniec zdawał się być bliski gdy nagle pojawił się Gweek i na czele kilku gamorrean. Wojownicy wpadli między żołnierzy i szybkimi ciosami potężnych toporów zafundowali oddziałowi Urpy krwawą masakrę.
- Gweek! Cieszę się, że Cię widzę! - Rzuciła do niego Kittani, wychodząc zza swojej kryjówki. Gweek w odpowiedzi zatupał radośnie i powiedział coś w swojej burcząco-warczącej mowie. Zdalniak - który cały czas latał za Gweekiem - przetłumaczył te słowa: "Jego knurza wieprzność mówi, że też się cieczy".
***
Podziemna baza zdawała się drżeć w posadach. Niepewność i niepokój, który niczym niewidzialny gaz wypełniał kopalnię Urpy, eksplodowały powodując totalną dezorganizację i chaos. Niewolnicy rzucali się do walki o swoją wolność lub próbowali uciekać i kryć się w najdalszych zakamarkach kopalnii. Strażnicy - w większości rekrutujący się spośród niewolników - albo nie potrafili rzeczywiście walczyć albo na skutek zaskoczenia szybko byli neutralizowani. Jednak potem - gdy pierwszy szok minął - prywatna armia Urpy ruszyła do kontrataku.
Ofiar było pełno. Zarówno wśród "cywilów" jak i żołnierzy Hutta czy Gamorrean. I choć kontratak był przeprowadzony całkiem sprawnie to załamał się gdy do walk dołączył IG87F.
Żadna siła nie była wstanie zatrzymać jego śmiertelnej precyzji i celności. Każdy strzał oddany przez droida oznaczał śmierć celu; rzadko kiedy chybiał. Dodatkowo gdy Nurra i jej ludzie otoczyli droida swoistą ochroną wtedy przegrana Urpistów była tylko kwestią czasu.
***
Walki trwały prawie cały dzień i do wieczora sytuacja była już względnie opanowana. Urpy nie znaleziono w jego prywatnych apartamentach. Myślano, że zdołał uciec jednak później okazało się, że ciągle był w kopalni. Wpadł gdy próbował wraz z kilkoma najbardziej zaufanymi ludźmi przedostać się do frachtowca i odlecieć z bazy. Hutta dorwali jego byli niewolnicy i przyprowadzili przed obliczę Kittani.