Znów leci w tunelu nadprzestrzennym. Poprzednim razem na korwecie zwiadowczej w ścisku i towarzystwie Jedi. Teraz czuł nieco więcej wolności, bo przestronny Skyrunner pomieścił całą dziewiątkę, licząc droidy. Komputer nawigacyjny bezbłędnie prowadził ich przez kosmiczną otchłań ku celowi, dlatego załoga nie miała zbyt wiele do roboty. Garll siedział w swoim fotelu pilota wpatrując się w świetliste smugi i niebieską poświatę nadprzestrzeni. Identycznie spoglądał Paul zajmujący miejsce drugiego pilota i zatopiony w rozmyślaniach.
Był najemnikiem i odrzucił przeszłość, by zostać żołnierzem Rebelii. Przełożył dobro Galaktyki nad osobiste cele i w każdym dniu walczył z poczuciem, że może popełnił błąd. A teraz znów wciela się w rolę najemnika. Stał się rebeliantem, by wrócić do dawnej roli. Niedorzeczne. Ale konieczne. Potworek tańczył właśnie umbarańskiego kankana z radości, kiedy w mózgu mężczyzny kiełkowały wątpliwości. Czy ta organizacja jest na pewno dobrym wyborem? Czyż poprzez butne hasła nie przemawia wcielone zło, które chce zdestabilizować Galaktykę? Jadowite ząbki stworzonka radośnie wpijały się w myśli Kersta i tłoczyły do nich zwątpienie, podejrzliwość i egoizm. To, co najszybciej złamie wolę rebelianta i przekona go do pełnego powrotu do dawnego żywota. Nie udawania na potrzeby Rebelii, tylko pełnoprawnego działania jako wolny strzelec.
Paul pociągnął nosem, kiedy mózg przywołał wspomnienia radosnej batalii na Eltas...Eltis...Eltes... no nieważne jak się zwała ta planeta. Ale wyimaginowany zapach świeżo zrzuconego napalmu przez trójkę ukradzionych piratom Y-wingów uderzył w nozdrza mężczyzny, powodując lekki uśmiech. Ach, co to była za jatka. Trup na trupie, terkot ciężkich karabinów samopowtarzalnych, wybuchy. Na koniec nawet sobie mógł postrzelać z działka AT-TE do uciekającego śmigacza i cieszyć oczy widokiem eksplodującej maszyny, w której siedział cel. A to wszystko przy wizji sowitej nagrody, która czekała każdego członka grupy uderzeniowej. Teraz zaś pieniędzy na oczy nie zobaczy, a i wolność wyboru przeminęła. Pozostała tylko nadzieja, że podczas misji nadarzy się okazja do zaczerpnięcia sowitej dawki adrenaliny i postrzelania z karabinu. Szczęki stworka nagle i nieoczekiwanie się rozwarły, kiedy ten odskoczył jakby sparzony wrzątkiem. Oczy paskudy rozwarły się z przerażenia i złości na widok bariery determinacji i wiary. Potworek z wściekłością rzucił się na bladożółty mur i nieoczekiwanie nie przebił się przez niego na wylot, a boleśnie odbił. Jęcząc pod nosem huttyjskie przekleństwa podwinął pokryty obrzydliwą łuską ogon i na powrót zaszył w głębinach sumienia i serca mężczyzny.
Paul zdawał się nie dostrzegać batalii jaka odbyła się w jego wnętrzu. Może wydała się zbyt nieistotna? Nie, na pewno nie. To była ważna potyczka i powstrzymała ofensywę stwora przeszłości w ostatniej chwili. Ufność w Rebelię i gotowość do realizacji rozkazów dowództwa zwyciężyła. Ale to jeszcze nie koniec wojny. Jedna bitwa, która nieznacznie przesunęła linię frontu, ale nie rozbiła głównej bazy oponenta. A ile jeszcze takich batalii musi wygrać Paul raczyła wiedzieć tylko Moc.
Kerst dostrzegł poruszenie się Garlla i szybko wywnioskował, że zaraz wyjdą z nadprzestrzeni. Czas wcisnąć kit Imperialnym i zyskać kolejny dowód na korzyść Rebelii. No bo jego kompani nie łykną takiej bajeczki, jaką zaraz wysłuchają Szturmowcy. Jeśli Imperium ma taki niski poziom wejścia, to nie dziwota, że często zatrudnia najemników. Bo daj takiemu naiwniakowi misję zlikwidowania celu, to się sierota zgubi w latrynie dowolnego pubu.
Pasy zmienił się w jasne punkciki a przed nimi wyrosła Gamorra ze swoim zielono – brązowym umaszczeniem. No i oczywiście imperialna korweta celna Rendili, która pełniła tutaj służbę patrolową. Mężczyzna wyprostował się przypatrując się okrętowi. Widział go już wielokrotnie i zawsze napawał go niepokojem. Bo sześć wieżyczek turbolaserowych mogło rozpylić na atomy każdy lekki frachtowiec, który „nie spodobał się” imperialnym celnikom i miał na nieszczęście znaleźć się w polu rażenia broni energetycznej. Nie wspominając o tym, że ujrzenie tego typu korwety zawsze kończyło się kontrolą, w zależności od gorliwości oficjeli – pobieżną i szybką, bądź dokładną i czasochłonną. Sullustanin sprawnie poprowadził okręt tuż za „Magna 2”. Tak sprawnie, że interwencja Kersta nie była potrzebna, z czego ten się wręcz cieszył. Ghtrocami nie latał, tym bardziej tymi zmodyfikowanymi. A że doskonale wiedział, co czuje do Skyrunnera jego właściciel wolał bez konieczności niczego nie tykać. To nie Citadela, by z zamkniętymi oczami przygotować ją do startu w mniej niż pół minuty.
Wpierw niemalże dwustu metrowy okręt przyssał się do Gammy, by po niedługim okresie oczekiwania uwolnić stary prom ze swoich szczypców i pochwycić nową ofiarę dla łowców celnych –
Skyrunnera.
- No, czas by teatrzyk „Wesoła Rebelia” zagrał swój debiutancki numer przed złowrogim Imperium – rzucił sarkastycznie pod nosem Paul wstając z fotela.
***
Ghtroc z pomocą nieocenionego Garlla i repulsora łagodnie osiadł na lądowisku tuż obok Gammy. Kerst nadal nie dowierzał w to co właśnie się stało. Te Imperium musi upaść, skoro ma takich idiotów w szeregach. Bo Pani Kapitan Brood'ne Pan'talone wcale, ale wcale nie wzbudza podejrzeń swoim jakże normalnym w kręgach Galaktyki mianem. Ciekawe czy na legendarnego malarza Van der Hooia celnicy też by się nabrali, ale odpowiedź na to pytanie musiała poczekać przynajmniej do przyszłego spotkania z jakże inteligentną warstwą oficerów Imperium. Dźwięk transmitera krótkiego zasięgu rozbrzmiał po kokpicie Skyrunnera i tym razem mógł w końcu wykazać się mężczyzna, gdyż miał po prostu bliżej.
- Tu Magna 1, słucham cię Magna 2. - Kerst odezwał się aż nazbyt oficjalnie i aż nazbyt oficjalnym tonem, ale po prostu potrzebował nieco powagi po komicznym spektaklu, kiedy Impy łykały wszystkie teksty jak młode pelikany.
- Mówi Pani Kapitan, zarządzam naradę na pokładzie Gammy. – Mężczyzna lekko się uśmiechnął przywołując znów w pamięci miano uroczej brunetki.
- Magna 2, przyjąłem. Bez odbioru. - Paul nacisnął przycisk odpowiedzialny za zakończenie połączenia i... zachichotał. Potrzebował odrobiny odreagowania i uznał, że śmiech będzie najlepszą opcją. Maskarada Rebeliantów była naprawdę pocieszna i najwyraźniej skuteczna. I tylko jedna myśl martwiła byłego – obecnego najemnika. Czy aby Imperium nie zgrywa głupa, by wpędzić swoich wrogów w pułapkę.
- No, słyszałeś Panią Kapitan. Zbieramy się – rzucił do patrzącego się ze zdziwieniem w oczach Sullustanina i raźnie wyszedł z kokpitu by zwołać resztę.
Nie minęło parę minut, kiedy cała grupka weszła po trapie do trzewi eks-imperialnego promu w drodze na naradę. Na zwiedzanie wilgotnej Gamorry nadejdzie jeszcze czas, a teraz należało zaplanować dalsze ruchy.