Kiedy w dżungli przestało padać dwójka poszukiwaczy przygód wznowiła swoją wyprawę. Wiedzieli gdzie się kierują, ale tylko Twi'lekanka znała prawdziwy powód dla którego tu są. Od dwóch dni przedzierali się w kierunku rzekomej starożytnej świątyni, lecz dla Tann to czy kiedykolwiek tam dotrą nie miało znaczenia. Liczyło się tylko że odciągało to Cole'a od jego poszukiwań. Że pozwalało mu zapomnieć o istnieniu Rebelii. O istnieniu innych jedi.
Tylko po to go okłamywała że szuka jakiegoś dojścia do Rebeliantów. Tylko po to wynajdywała coraz trudniejsze i dłuższe wyprawy. By został z nią. By się nie zmieniał.
-To chyba jesteśmy. Chcesz się rozejrzeć po okolicy zanim zabierzemy się do świątyni? - Te słowa towarzysza wyrwały ją na chwilę z zadumy.
-Idź sam. Ja rozbiję obóz.
-Jak chcesz. Ale tracisz widok zarośniętej architektury sprzed... Zaraz czyja to w ogóle za budowla?
-A ja wiem? Ktoś znalazł mapę do tego miejsca sprzed przynajmniej kilku tysięcy lat. O ile jest tu coś cennego nie interesuje mnie kto i kiedy ją budował.
-Ech, no dobra. Jakbyś się rozmyśliła to szukaj mnie w środku.- Powiedział Cole kierując się w stronę wrót do tajemniczego budynku. - Coś mi w tym miejscu się nie podoba... - dodał pod nosem.
Minęło dobre kilka minut zanim Anu zabrała się do zadeklarowanej czynności. Rozmyślała nad przeszłością. Jakie wtedy życie było proste... Szukali tylko plotek o jakiś znalezionych artefaktach czy innych starociach, dowiadywali się gdzie je wykopano i lecieli by je zebrać. Mieli już kilku stałych klientów na taki towar, więc i sprzedaż nie była problemem. Teraz jednak musiała szukać czegoś co zainteresuje jedi. Spędzała masę czasu szukając czegoś z odniesieniem do Mocy. A do tego musiała udawać że próbuje skontaktować się z tą pieprzoną Rebelią. Co ta cała Solo, czy jak tam się nazywa, ma w sobie, że tak nagle rzucił się na jej poszukiwania. Że prawie zapomniał o osobie z którą spędził lata!
Czy porzuciłby ją dla jedi? Po tych wszystkich przygodach? Po tym jak nieraz razem ocierali się o śmierć? Czy to "wyzwolenie galaktyki" było od niej ważniejsze?
Wiedziała że te rozmyślania są absurdalne. Przecież fakt że trafi do podobnych do siebie nie sprawi że zapomni o innych. Jednak nie umiała się do końca o tym przekonać. Cały czas czuła strach przed tym że jednak go to zmieni, że go straci na rzecz tej Jainy i innych. A może czuła też zazdrość że sama nie została obdarzona wrażliwością na Moc?
Ale zazdrość do niczego nie prowadzi, a strach trzeba przezwyciężać. Najważniejsze było przecież to czego on chce, nie? Byleby był szczęśliwy. Jeśli go straci warto przynajmniej mieć świadomość, że zrobiła wszystko co mogła właśnie dla niego. Zdecydowała więc. Jak tylko wróci powie mu co czuje i zapyta czego naprawdę chce. Zmiany w końcu będą musiały nastąpić, więc powinna je zaakceptować. Kto wie, być może wcale nie będą to zmiany na gorsze?
Jednak Twi'lekanka nie wiedziała, że gdy ze świątyni Sithów wyszedł mężczyzna z tajemniczym artefaktem w jednej ręce i zapalonym mieczem świetlnym w drugiej, cała nadzieja na dobrą zmianę umarła.