przez Mistrz Gry » 27 Paź 2017, o 15:35
Alkohol z łatwością znalazła w kajucie Rammina, było go tam całkiem dużo, głównie rozlanego po całym pomieszczeniu. Najwyraźniej wstrząs potłukł zapas najemnika. To by wyjaśniało depresję, łzy i wpatrywanie się w ścianę w całkowitej apatii. Nie ocalała ani jedna flaszka, cóż bez tego przeżyją, przynajmniej większość. Nagle zawyły alarmy Frachtowca a jednostka z kolejnym szarpnięciem wyszła z nadprzestrzeni. Zachwiała się lecz tym razem nie upadła, wyjrzała na korytarz w samą porę by zobaczyć znikające plecy Tremena. Wracał na mostek łomocąc buciorami.
KURS KOLIZYJNY! KURS KOLIZYJNY! monotonnie powtarzał głośnik astronawigatora. Znowu mieli przejebane...
KUUUUURWAAA!!! - z głębi rozległo się soczyste przekleństwo poparte głośnym łomotem i jękami bólu, Boris po raz kolejny przywalił w ścianę, wszystko przez tą gówniarę, zajebie ją jak złapie wycharczał wstając z kolan, obok leżała Miria, cały czas była nieprzytomna. Mężczyzna martwił się, jednak przede wszystkim musiał dowiedzieć się co się działo. Ruszył w kierunku mostka rozbijając się po całym frachtowcu.
Alera nie musiała iść na mostek, spojrzała przez iluminator. I zamarła.
W przestrzeni dryfował olbrzymi statek. Nigdy nie widziała czegoś tak wielkiego, ani podobnie zbudowanego. Z pewnością należał do jakiejś obcej rasy. Był piękny, olbrzymi majestatyczny i inny. Wielkie kilkukilometrowe monstrum, z dwoma wysuniętymi w przód rogami, oraz szerokim kadłubem, który z łatwością ukrył by w sobie niejeden frachtowiec. Na górze statku widziała coś w rodzaju kopuły, podobna zapewne znajdowała się pod spodem jako, że jednostka wydawała się być symetryczna. Dopiero po dłuższym przyglądaniu zauważyła że statek jest martwy, gdyby nie światło pobliskiej gwiazdy nie byłby widoczny. Z resztą i tak odbijał go naprawdę niewiele. Zbliżali się do niego bardzo szybko dopiero w ostatniej chwili niewielka jednostka wyhamowała unikając kolizji z olbrzymem. Przez ułamek sekundy patrzyła na kolosa gdy nagle błysnęło oślepiające światło.
Leżała na trawie, zielonej miękkiej pachnącej trawie takiej prawdziwej z miękka ziemią pod spodem, spojrzała w górę i dostrzegła pojedyncze żółte słońce, nieco chmur i drzewa. Dużo drzew, usiadła i rozejrzała się dookoła. Leżała na niewielkiej polanie otoczonej liściastymi krzakami i sporymi iglastymi drzewami. Jej płuca i nozdrza były wypełnione świeżym lekko chłodnym powietrzem coś zbyt rześkim, spojrzała w dół i zorientowała się, że jest całkiem naga. Nie miała absolutnie niczego, ubrania, broni, narzędzi niczego. Co się stało, jak się tu znalazła... Z oddali usłyszała coś co z pewnością było donośnym krzykiem, znała już ten głos.
KUUUUUUURRRRRWAAAA!