I tak w jej posesji pracował całkiem liczny personel.
Kucharz Rob Vlacon, otyły, niski białoskóry facet, bijący już sześćdziesiąt lat, jako szef kuchni miał pod sobą dwie pomoce kuchenne. Młode dwudziestoletnie dziewczyny o imionach Tina i Cara pod okiem Vlacona odpowiadały za obróbkę wstępną świeżych produktów oraz za proste potrawy.
Pod Tonnk'Pirem były jeszcze dwie pokojówki. Równie młoda i urodziwa Mirialanka Tamari i znacznie starsza pomarańczowoskóra Twilekanka Bula'Tohba.
Jej osobisty ochroniarz Heks Simili był nie tylko zdolny w posługiwaniu się bronią i walce wręcz. W podeszłym wieku przedstawiciel rasy Arcona o dość skostniałej osobowości był specjalistą w kwestiach prewencji. Znał się na pilotażu statków i speederów, programowaniu i zagrożeniach związanych z ogólnodostępną technologią. Odpowiadał też za prywatność, jeśli Tarra jej potrzebowała. I sam pod sobą miał zespół ochroniarzy, którzy pilnowali porządku i stali na straży ewentualnych intruzji.
On był jej otoczką bezpieczeństwa, zaś przed bezpośrednimi zagrożeniami chronił ją Viccire. Oszczędny w słowach, lecz nie w czynach Rattataki, dosłownie był jej cieniem i podążał za nią wszędzie. Chyba, że sama Tarra oponowała. Trzydziestosiedmioletni facet miał już za sobą życie łowcy głów, aż do momentu gdy stracił nogę. Tarra wyłowiła ten talent i zaoferowała mu nie tylko najlepszą możliwą protezę, ale i dochodową pracę oraz szansę rozwoju, stabilność i co tylko mógł sobie wymyśleć. Jego rodzice ponoć byli mandalorianami, bo nauczyli go walki w zbroi i ogólnie świetnych zdolności bojowych. Jednakże sam syn nie podjął po śmierci ojca i matki ich drogi mandaloriańskiej kultury. Szczególnie ze względu na tragedię jaka spotkała Mandalore. Vic odziedziczył jednak coś po mandalorianach. Poczucie honoru i obowiązku wobec danego słowa i jak na agresywne tendencje swojej rasy potrafił utrzymać łeb na karku. Obiecał ją chronić i czynił to z prawdziwą pasją, godną dwudziestoletniego młodzieńca. Vic prawdopodobnie został owinięty w okół palca przez Nagaikę, lecz najwidoczniej mu to nie przeszkadzało.
Kobieta, gdy usłyszała głos ze zdobionego holoprojektora, przechyliła powoli ciało, ku brzegowi swojego łoża. Stopy wylądowały na przyjemnym w dotyku dywanie i wsunęły się w eleganckie buty na obcasie.
- spodziewamy się gości? To chyba ktoś specjalny i nie przypomina nikogo z Twoich dotychczasowych znajomych. Sprawdziłem w bazie danych. Rozumiem, że wedle obyczaju wpuszczamy do środka? - zapytał Heks przez komunikator nauszny. Kobieta zaś odłożyła datapad na łóżko i udała się ku swojej hali gościnnej.
Arcona siedział w pokoju ochrony i obserwował widoki kamer, na zmianę z jego zastępcą Terrym Camdos, niskim ciemnoskórym mężczyzną, który wraz z Tonnk'Pirem odpowiadali za posesję Nagaiki.
Tym razem była kolej Heksa, który zauważył jak elegancki pojazd zatrzymuje się na ich parkingu, a ze środka wyszły dwie postacie. Dostojnie, acz nieco sztywno ubrany siwy mężczyzna oraz podobnie ubrana kobieta rasy Echani, niższa, zdecydowanie młodsza, ale wbrew pozorom, rażąco bardziej przejęta daną sytuacją. Wzrokiem szybko wyłapała kamery Heksa, a jej ruchy choć subtelne, były pozbawione komfortu.
- Viccire, obserwuj tą Echani. Nad wyraz ostrożna jak na ochroniarza w centrum górnego miasta. Liczę, że bierzesz ją na siebie.
- Mam ją zaprosić na drinka?
- Bez żartów. Idą w stronę wejścia. Przywitaj ich i zaproś do hali.
- A Tarra nie ma teraz przypadkiem pory obiadowej, spodziewamy się kogoś?
- Rob coś wymyśli na szybko, a Ty pilnuj tej dwójki, szczególnie kobiety. Ja też zejdę.
Tarra Kayn, kobieta pełna klasy, zmysłowości i nieodgadniętych zamiarów. Miała swoje plany i była pewna bardziej lub mniej swoich kolejnych kroków. Spodziewała się, że ktoś ją będzie próbował odwiedzić, gdy będzie się urlopować podczas tego tygodnia w przerwie od jej publicznych aktywności. Nie miała ustalonego jeszcze nowego dzieła, nad którym by pracowała regularnie pod okiem kolejnego reżysera. To był idealny moment na snucie nowych planów i zawierania znajomości. Spodziewała się, że będzie to jakaś znana jej postać, a tym czasem...
- Bardzo miło poznać. Jestem Richard Eskov - łysawy starzec pochylił lekko czoło na przywitanie z odległości. Jego nazwisko nie było znane kobiecie. Goście ubrani byli w proste, tradycyjne imperialne stroje okolicznościowe, dość popularne w militarnych kręgach. Szare garnitury, białe koszule, czarny krawat, czarne buty.
- a to jest moja asystentka Selene Trohus - kobieta nad wyraz poważna, z równo zaczesanymi do tyłu krótkimi włosami, milcząco i powoli kiwnęła głową w stronę Nagaiki.
- Przepraszam panią, że bez zapowiedzi i tak nagle... czy mogę zabrać pani piętnaście minut? - ton Richarda był ciepły, zaś w jego oczach kobieta mogła dostrzec spokój. Nie to co w białych ślepiach Selene, która nieruchomym wzrokiem przewiercała właścicielkę posesji.