przez Astad Bat'rai » 21 Lip 2018, o 17:35
Zanim Mandalorianin zdążył zastanowić się nad dalszym planem dnia po tym, co usłyszał od przyjaciółki Alery, jego myśli zagłuszył krzyk dochodzący z innej części sali. Zerknął w tamtą stronę. Dwaj hazardziści kłócili się o oszustwo. No tak. Oznaki tego, że wstawienie do lokalu stołów do gier było bardzo złym pomysłem.
Kelnerka próbowała załagodzić sytuację, ale nadpobudliwy idiota wzniecający kłótnię nie dał sobie nic powiedzieć. Zresztą koleś, którego tamten obrzucał co chwila mięsem, też był kretynem. Do takiego wniosku doszedł Astad. Facet może i potrafił trzymać nerwy na wodzy, ale ewidentnie prowokował tamtego swoimi wyszukanymi obelgami. Złota zasada: nigdy nie prowokuj kogoś, z kim grasz.
Już miał zrezygnować z zaprzątania sobie głowy tamtą sprawą i odpowiedzieć Rabahtli'havoru, kiedy zobaczył, że nerwowy gość sięga po coś do płaszcza. Nóż. Shab – pomyślał ze zrezygnowaniem Astad. Ochrona raczej nie zdąży, jeżeli w ogóle była tu jakaś ochrona. Nie przypominał sobie żadnej podobnej sytuacji z czasów, kiedy często tutaj bywał. No nic, nie należy dopuścić do burdy w jego ulubionym lokalu na Środkowych Rubieżach. Położył rękę na ramieniu Rabahtli'havoru, która sprawiała wrażenie, że chce pobiec, by wspomóc koleżankę. Spojrzała na niego i została na miejscu, jednak nadal czujnie obserwowała poczynania krzykliwego gościa. Wstał, jedną ręką chwytając hełm, a drugą odsuwając krzesło. Zakładając hełm, przesunął się w stronę faceta z nożem. Prawa ręka stale krążyła wokół jego własnego noża, ale nie zamierzał go wyjmować, chyba że w ostateczności.
Astad podszedł do tamtej kelnerki z lewej strony, prawą ręką odsuwając ją delikatnie do tyłu. Stanął między nią, a nożownikiem, który właśnie wyjął swój oręż i szykował się do ataku na drugiego gracza. Tamten, widząc broń, wstał z krzesła i odsunął się o krok z kamienną miną. Nic jednak nie powiedział.
– I co teraz, chuju? Kanciarzu? – krzyknął drugi mężczyzna, patrząc na tamtego z wyrazem wściekłości na twarzy.
– Hej! – niski, głośny okrzyk Astada zwrócił uwagę większości osób w lokalu, ale nie pana nerwicy. Ruszył on szybkim krokiem w stronę swojego celu. Mandalorianin powtórzył więc, krzycząc jeszcze głośniej: – Hej, stać! Di'kut! – nie wiedział, czy koleś rozpozna mandaloriańskie słowo idiota, ale nawet o tym nie myślał, użył go machinalnie.
– Co jest, kurwa... – tym razem mężczyzna zatrzymał się, szukając wzrokiem źródła głosu. Kiedy zauważył Mandalorianina w pełnej zbroi, łącznie z hełmem, jego mina zrobiła się dużo mniej pewna. Stał tak, patrząc to na postać w zbroi zasłaniającą kelnerkę, to na gracza, któremu chwilę wcześniej chciał wpakować nóż na oczach wszystkich. Zdawało się, że nie wydusi z siebie ani słowa, jednak po chwili udało mu się:
– Ale... To on oszukiwał, kur...
– Zamknij się i słuchaj – przerwał mu Astad. – W imieniu obsługi tego lokalu każę wam wyjść z tym na zewnątrz. Chcecie się podziurawić, proszę bardzo, ale nie tutaj. Mogliby po tym zamknąć lokal, a to by mnie wkurzyło, bo lubię się tu stołować. Chcesz, żebym się na ciebie wkurzył? – mówił głośno i stanowczo, ale spokojnie. Mężczyzna jednak wciąż był wściekły, nawet jeśli zdezorientowany. Sprawiał wrażenie, że nadal ma ochotę wbić nóż w kark drugiego faceta.
Mhi draar baati meg'parjii se
Kote lo'shebs'ul narit