Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryCzyli trafiliśmy na problem, bo ja nie miałem pomysłu na posta, który by nie wydawał się wszystkiego pchać do przodu, a ty w ogóle nie miałeś
No to idę z popychaniem fabuły!
Uwaga: wolna wola postaci sprzedawana oddzielnie
Quinlan, po otrzymaniu zamówionego drinka, szybko dołączył się do rozmowy najemników. Udało mu się to, kiedy w pewnym momencie zeszli na tematy znane Quinlanowi.
- Ponoć ci z Academi znów zostali wyciągnięci z kłopotów tylko przez tego swojego Givina. Kurna, gość jest niezły. Ponoć tylko dzięki niemu udało im się wyskoczyć z okolic Otchłani. Męczę przełożonych o znalezienie drugiego takiego. - przeszedł do kolejnego tematu jeden z najemników
- My nie rozwalamy naszych komputerów nawigacyjnych w co drugiej walce. - zażartował inny. - I czy naprawdę chciałbyś zastąpić Celicię?
- Ha, nie! Wyglądają jak jakieś szkielety!
- Wiesz, ponoć nasz nowy pierwszy jest obcym. Może dostałeś swojego Givina i to bez zastąpienia blondi. - powiedział inny żartobliwie. - A właśnie, nie pochwaliłeś się jak ci poszło w grze. - zwrócił się teraz do ostatniego, który siedział cicho. - Ile straciłeś?
- Weź przestań, moi przeciwnicy mieli masę szczęścia. Za każdym razem gdy tylko byłem blisko 23 dobierałem albo za dużo, albo ujemną kartę! - odpowiedział wyraźnie zły na swoją sytuację.
W tym momencie Quinlan zauważył dla siebie okazję.
- Być może to przez to, że często gram w gry karciane, ale wydawało mi się, że każdy już potrafi zauważyć, że będąc blisko sakaba prawdopodobieństwo trafienia bliżej jest mniejsze niż przegranej... Czy może miałeś nadzieję na magiczne szczęście? - powiedział kontynuując żartobliwy ton innych rozmów.
- Dobrze powiedziane niebieski. Tylko idiota dobiera gdy ma 20. - od razu dodał jeden z ludzi, nie zwracając uwagi na to, że Quinlan nie był dotąd częścią konwersacji i nie był z nimi jakkolwiek związany.
- Gdybym dostawał układ idioty, to nie miałbym z tym problemu. - dołączył do żartów obrażany
- No, a ty kolego coś wygrałeś? - zwrócił się jeden do Chissa
- Dopiero tu przyszedłem. Nie miałem jeszcze czasu grać. Ale miałem udaną rozmowę z Vago, wynajęła mnie na kolejne zadanie, więc czuję, że mam szczęście.
- O, a co dla niej robisz? Nas wynajęła do ochrony jakiegoś ładunku.
- Hmm... Mnie w pewnym sensie też.
- Konkurencja? Czy masz na myśli coś innego niż eskorta?
- Coś innego. A jaki rodzaj eskorty?
- No, Constellis lata obok jakiegoś transportowca i przegania piratów samą swoją obecnością. Prosta, nie wymagająca dużo pracy robota.
- Constellis?
- Nasz okręt, ekortowiec Sacheen. Niezły okręt, nie wiem jak szefostwo go załatwiło, ale fajnie się nim lata. Zwrotny, odpowiada na każdy ruch kontrolerów. - wyjaśnił. Quinlan słyszał kiedyś nazwę klasy tego okrętu. To była jakaś korweta Nowej Republiki... Pewnie dość rzadki widok, bo większość zniszczono.
- Czyli jesteś pilotem, tak? Zawsze się zastanawiałem jak się lata takimi dużymi statkami...
- To zupełnie inne uczucie niż małe frachtowce czy podobne. Z jednej strony wszystko wydaje się wolniejsze, ale dzięki temu naprawdę czujesz skalę tego czym poruszasz...
Quinlan uczestniczył w rozmowie jeszcze kilkanaście minut, w czasie których dowiedział się sporo o tej czwórce i ich pracy, a także o kilku ich prywatnych sprawach. Seraph, jak nazywał się pilot, był najbardziej otwarty pod tym względem. To głównie dzięki niemu wiedział, że ich okręt ma eskortować jakiś tajemniczy nawet dla nich ładunek od Vago i że wyruszają pojutrze. Ogólnie jednak nic specjalnie ważnego dla jego zadania ani finansów... A przynajmniej takie było dopóki inny z najemników, Leonard, nie rzucił prostego pytania:
- Jak myślicie, Vago znowu przyjdzie w ostatniej chwili na pokład by porozmawiać o czymś z kapitanem? - powiedział, nieświadomy znaczenia, jakie to zdanie mogło mieć dla Quinlana.
- Pewnie tek. Zawsze to robi gdy mamy "tajemniczy ładunek" do eskortowania - odpowiedział mu Harway.
Czyli Vago mogła opuścić swój bezpieczny pałac by porozmawiać z kapitanem Constellis tuż przed odlotem okrętu... To by oczywiście zrobiło z niej znacznie łatwiejszy cel. Ochrona lądowisk była mimo wszystko słabsza niż pałacu... Oczywiście okręt z pełną załogą też nie brzmiał jak prosty cel, ale ta załoga nie była raczej przyzwyczajona do tego, że ktoś ich atakuje na terenie Hutta. Chyba, żę byli tacy przyjaźni tylko przez alkohol... Ale nie wydawali się upici.
Teraz więc przed Chissem otworzyła się nowa możliwość realizacji zadania.